Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Wokół tego chłopaka roztacza się aura buntu, indywidualizmu, tajemniczości. Posiada charyzmę legend kina amerykańskiego lat 50. i 60.
Wokół tego chłopaka roztacza się aura buntu, indywidualizmu, tajemniczości. Posiada charyzmę legend kina amerykańskiego lat 50. i 60. Choć ilościowo jego dorobek jest jeszcze skromny, to jakościowo pozazdrościć mu może wielu o wiele starszych kolegów po fachu. Rówieśników zresztą też. Jakub Gierszał, tegoroczny laureat Nagrody Publiczności w plebiscycie im. Zbigniewa Cybulskiego, to jedna z najciekawszych twarzy nowego pokolenia aktorskiego.
W debiucie "Wszystko, co kocham" (2009) pozostał jeszcze w cieniu grającego główną rolę Mateusza Kościukiewicza. Ale i tak trudno go było nie zauważyć. Szczupły blondyn o niemal anielskiej, delikatnej urodzie nie kradł scen koledze. Doskonale mu partnerował. Intrygujący, prawdziwy, szczery. Tym chłopakom się wierzyło. Jacek Borcuch nie mógł lepiej obsadzić swojego filmu. Jeżeli jednak chodzi o samego Kubę Gierszała, rocznik 1988, był to tylko przedsmak jego możliwości.
Jakub Gierszał odbiera nagrodę z rąk Agaty Kuleszy, FOTO: Agencja ZOOM/ Fundacja KINO
Wielkim przełomem w karierze młodego aktora była rola Dominika Santorskiego z "Sali samobójców" Jana Komasy. W stosunku do "Wszystko, co kocham" Gierszał przeszedł całkowitą metamorfozę: fizyczną i psychiczną. Z walczącego o życie i swoje prawo do muzyki, młodości i radości buntownika ze stanu wojennego, przerodził się w zagubionego chłopaka XXI wieku. Czarne "emo" włosy, grzywa spadająca na oczy podkreślone wyrazistym makijażem, designerskie ciuchy, wygląd gwiazdy rockowej kapeli oraz całkowite rozchwianie emocjonalne, skrajna depresja, zagubienie. Bardzo ciekawa, ale zarazem trudna do zbudowania i uniesienia postać, bo Dominik nie jest jednoznacznym i jednowymiarowym bohaterem. Przeciwnie, skacze pomiędzy różnymi, skrajnymi stanami, momentami może być wręcz dla widza antypatyczny. Nawet małe aktorskie potknięcie ze strony Gierszała mogło "Salę samobójców" "położyć", tymczasem jego praca w sposób kluczowy przyczyniła się do sukcesu artystycznego i komercyjnego produkcji.
Trzecia rola, w której mogliśmy do tej pory Gierszała oglądać - Pawełek z komedii "Milion dolarów" Janusza Kondratiuka - to kolejna volta. Tym razem bez buntu i bez skrajnych emocji, aczkolwiek nie bez ekstrawagancji. Inny kostium i znowu totalna wiarygodność i oddanie klimatu całej opowieści.
Co ciekawe - aktor nie był w tych filmach obsadzany dlatego, iż poradził sobie w "WCK". "Do »Wszystko co kocham« trafiłem z castingu. Przed premierą tego filmu odbył się z kolei casting do 'Sali samobójców', a potem do 'Miliona dolarów'" - relacjonuje w jednym z wywiadów. "(…) Film Kondratiuka robiliśmy zanim pojawiło się na ekranach 'Wszystko co kocham«'. Stąd na mój udział w kolejnych realizacjach, żaden z wymienionych tytułów nie miał wpływu".
Szczęście i talent! Gierszał świetnie czuje rytm scenariuszy. Nie powtarza się, nie wpada w schemat, zmienia się tak bardzo, iż, jak na razie, niemal trudno go w kolejnych postaciach rozpoznać. Całkowicie oddaje siebie bohaterowi, zamieszkuje go i jego, a nie swoje ego sprzedaje widzowi. To się nazywa aktorstwo. Sam skromnie mówi, że dopiero "zmierza" w tym kierunku…
Przy tak dużym rozgłosie, który mu towarzyszy, łatwo popaść w "celebryctwo" i "gwiazdorstwo". To jednak go nie pociąga. Z dala od zgiełku rozrywkowej Warszawy konsekwentnie realizuje swoje marzenie. "Chodzę własnymi ścieżkami. Unikam tłumów, nie zabiegam o kontakty z prasą. Wolę spokój".
Niedawno skończył pracę na planie dwóch obrazów: "Yumy" Piotra Mularuka oraz "Chwil nieulotnych" Jacka Borcucha. Zapowiadają się bardziej niż ciekawie. Oby tylko po nich przyszły kolejne, żeby nie zabrakło reżyserów i scenariuszy, które wykorzystają talent Gierszała i pozwolą mu się dalej rozwijać. Sam jest pełen optymizmu: "Myślę, że wraz z nową falą aktorów pojawią się też reżyserzy i scenarzyści, którzy stworzą nam wiele możliwości".
W debiucie "Wszystko, co kocham" (2009) pozostał jeszcze w cieniu grającego główną rolę Mateusza Kościukiewicza. Ale i tak trudno go było nie zauważyć. Szczupły blondyn o niemal anielskiej, delikatnej urodzie nie kradł scen koledze. Doskonale mu partnerował. Intrygujący, prawdziwy, szczery. Tym chłopakom się wierzyło. Jacek Borcuch nie mógł lepiej obsadzić swojego filmu. Jeżeli jednak chodzi o samego Kubę Gierszała, rocznik 1988, był to tylko przedsmak jego możliwości.
Wielkim przełomem w karierze młodego aktora była rola Dominika Santorskiego z "Sali samobójców" Jana Komasy. W stosunku do "Wszystko, co kocham" Gierszał przeszedł całkowitą metamorfozę: fizyczną i psychiczną. Z walczącego o życie i swoje prawo do muzyki, młodości i radości buntownika ze stanu wojennego, przerodził się w zagubionego chłopaka XXI wieku. Czarne "emo" włosy, grzywa spadająca na oczy podkreślone wyrazistym makijażem, designerskie ciuchy, wygląd gwiazdy rockowej kapeli oraz całkowite rozchwianie emocjonalne, skrajna depresja, zagubienie. Bardzo ciekawa, ale zarazem trudna do zbudowania i uniesienia postać, bo Dominik nie jest jednoznacznym i jednowymiarowym bohaterem. Przeciwnie, skacze pomiędzy różnymi, skrajnymi stanami, momentami może być wręcz dla widza antypatyczny. Nawet małe aktorskie potknięcie ze strony Gierszała mogło "Salę samobójców" "położyć", tymczasem jego praca w sposób kluczowy przyczyniła się do sukcesu artystycznego i komercyjnego produkcji.
Trzecia rola, w której mogliśmy do tej pory Gierszała oglądać - Pawełek z komedii "Milion dolarów" Janusza Kondratiuka - to kolejna volta. Tym razem bez buntu i bez skrajnych emocji, aczkolwiek nie bez ekstrawagancji. Inny kostium i znowu totalna wiarygodność i oddanie klimatu całej opowieści.
Co ciekawe - aktor nie był w tych filmach obsadzany dlatego, iż poradził sobie w "WCK". "Do »Wszystko co kocham« trafiłem z castingu. Przed premierą tego filmu odbył się z kolei casting do 'Sali samobójców', a potem do 'Miliona dolarów'" - relacjonuje w jednym z wywiadów. "(…) Film Kondratiuka robiliśmy zanim pojawiło się na ekranach 'Wszystko co kocham«'. Stąd na mój udział w kolejnych realizacjach, żaden z wymienionych tytułów nie miał wpływu".
Jakub Gierszał z Nagrodą Cybulskiego, FOTO: Agencja ZOOM/ Fundacja KINO
Szczęście i talent! Gierszał świetnie czuje rytm scenariuszy. Nie powtarza się, nie wpada w schemat, zmienia się tak bardzo, iż, jak na razie, niemal trudno go w kolejnych postaciach rozpoznać. Całkowicie oddaje siebie bohaterowi, zamieszkuje go i jego, a nie swoje ego sprzedaje widzowi. To się nazywa aktorstwo. Sam skromnie mówi, że dopiero "zmierza" w tym kierunku…
Przy tak dużym rozgłosie, który mu towarzyszy, łatwo popaść w "celebryctwo" i "gwiazdorstwo". To jednak go nie pociąga. Z dala od zgiełku rozrywkowej Warszawy konsekwentnie realizuje swoje marzenie. "Chodzę własnymi ścieżkami. Unikam tłumów, nie zabiegam o kontakty z prasą. Wolę spokój".
Niedawno skończył pracę na planie dwóch obrazów: "Yumy" Piotra Mularuka oraz "Chwil nieulotnych" Jacka Borcucha. Zapowiadają się bardziej niż ciekawie. Oby tylko po nich przyszły kolejne, żeby nie zabrakło reżyserów i scenariuszy, które wykorzystają talent Gierszała i pozwolą mu się dalej rozwijać. Sam jest pełen optymizmu: "Myślę, że wraz z nową falą aktorów pojawią się też reżyserzy i scenarzyści, którzy stworzą nam wiele możliwości".
Dagmara Romanowska
informacja własna
20.11.2011
Gwiazda tygodnia - Krzysztof Czeczot
Gwiazda Tygodnia: Gabriela Muskała
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024