PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BAZA WIEDZY
FABUŁA
Łączenie w jednych rękach dwóch profesji – scenografa i dekoratora wnętrz – spotyka się w kinematografii dość często. Ale trzech – gdy do tamtych dochodzi zawód kostiumografa – to rzadkość i dowód wszechstronnych uzdolnień plastycznych.
Takim ewenementem jest Maria Duffek z Wrocławia. Do "Doskonałego popołudnia" Przemysława Wojcieszka czy "Zwerbowanej miłości" Tadeusza Króla zaprojektowała scenografię (w pierwszym przypadku wspólnie z Andrzejem Płockim i Rafałem Waltenbergerem, w drugim – tylko z Waltenbergerem). Przy "Hienie" Grzegorza Lewandowskiego pracowała jako kostiumograf. Funkcje scenografa i kostiumografa łączyła w filmie Jarosława Marszewskiego "Jutro będzie niebo". Na planie "Przystani" Jana Hryniaka i "Skorumpowanych" Jarosława Żamojdy była dekoratorem wnętrz. W "Świadectwie" – fabularyzowanym dokumencie Pawła Pitery o Janie Pawle II i kardynale Stanisławie Dziwiszu – podzieliła się z Rafałem Waltenbergerem obowiązkami scenografa, a samodzielnie zajęła się kostiumami i dekoracją wnętrz.

Maria Duffek jest plastyczką z urodzenia. Jej rodzice przejawiali uzdolnienia artystyczne. Dziadek ze strony matki był malarzem i miał talent dekoratorski.


Maria Duffek, archiwum własne

Dziecięce zabawy, młodzieńcze fascynacje

Marię ciągnęło do plastyki od dzieciństwa. „Bardzo wcześnie zaczęłam bawić się kredkami i farbami, odkryłam wspaniały świat kolorów. Rysowałam całe opowiastki o postaciach z mojej wyobraźni. W szkole podstawowej ujawniłam zdolności manualne. W trzeciej klasie dzieci miały zrobić samodzielnie karmniki dla ptaków. Mój wyszedł bardzo zgrabnie, lecz nauczycielka postawiła mi dwóję, bo podejrzewała, że pomógł mi ktoś z dorosłych, co było nieprawdą. Wtedy pierwszy raz uświadomiłam sobie, że świat jest niesprawiedliwy” – zwierza się Maria Duffek.

Jej ulubioną dziecięcą zabawą było ubieranie papierowych lalek. Nie korzystała z gotowych wzorów, projektowała własne wersje – i tak powstawały kostiumy dla lalek z wymyślanych przez nią przedstawień teatralnych, do których tworzyła też dekoracje.

Podczas zjazdów rodzinnych w zamku w Bierutowie koło Oleśnicy buszowała po jego komnatach. Nasłuchała się przy tym opowieści swej cioci o dawnych mieszkańcach zamku. „Wyobraźnia dziecka miała więc wspaniałą pożywkę” – mówi pani Maria.

Będąc nastolatką, zjeździła Dolny Śląsk, poznała tamtejsze piękne miasteczka i zabytki. „Podróżowałam z aparatem fotograficznym, uwieczniając nim detale architektoniczne i wysłuchując historii z przeszłości. W pamięci utkwiła mi zwłaszcza jedna – o uzdrowicielskiej mocy figury Matki Boskiej z Barda Śląskiego. Uzdrowieni ludzie zamawiali u miejscowych malarzy obrazy upamiętniające swoje przypadłości. Oglądałam te malowidła w bardańskim muzeum. Uczyłam się z nich obyczajów i strojów ludzi z XVIII i XIX stulecia” – stwierdza Duffek.

W całym okresie nauki w szkole podstawowej i średniej uczyła się malarstwa i rysunku. Uwielbiała te zajęcia, niemniej od wczesnych lat szkolnych miała też inną pasję: kino. Oglądała wszystkie filmy, które wchodziły na ekrany. „Nigdy jednak nie planowałam poświęcenia się kinu, nie przypuszczałam, że splecie się z nim moje życie” – wyznaje.

Od przypadku do kariery
O tym, że tak się stało, zdecydował przypadek. Maria, będąc już absolwentką historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim, projektantką odzieży i stylistką, zajmowała się odzieżą unikatową, eksponowaną w galeriach sztuki. Nie szukała innego zajęcia, ale w 1991 roku zdarzyło się, że mama jej przyjaciółki, Moniki Konarzewskiej – projektantka kostiumów Izabella Konarzewska – miała pracować we Wrocławiu przy spektaklu telewizyjnym Herkules i stajnia Augiasza w reżyserii Stanisława Lenartowicza. Jej stałe współpracownice były zajęte, więc zaproponowała córce i Marii jednorazową przygodę z kinem, tym trudniejszą, że nie było gotowych kostiumów; trzeba było je dopiero stworzyć. „Jednorazowa” przygoda zaowocowała zarówno w przypadku Moniki, jak i Marii, już prawie trzydziestoletnią karierą w kinematografii!

Po debiucie obie pracowały jeszcze przy dwóch francuskich filmach fabularnych, a potem weszły w świat reklamy, który był wówczas w Polsce właściwie czymś nowym. „Muszę przyznać, że nie wyobrażam sobie lepszej szkoły zawodu. Praca w reklamie oznaczała szybkie przeskoki z tematu na temat, a to wyrabiało w nas umiejętność sporządzania w krótkim czasie dokumentacji filmów i błyskawicznego podejmowania decyzji artystycznych na planie. Z uwagi na potrzebę wizualnej spójności między scenografią i kostiumami, Monika i ja zajmowałyśmy się kompleksowo całością. Było to rozwiązanie korzystne zarówno dla tych filmików, jak i dla nas: na szybko weryfikowalnym materiale uczyłyśmy się tego, jaki ubiór będzie najlepszy dla aktora w danej scenerii, jak kostium
i wnętrze wzmacniają lub tłumią emocje w grze aktorskiej” – tłumaczy Maria Duffek.

Powrót do fabuły
Do filmu fabularnego wróciła za sprawą wybitnego scenografa, wieloletniego współpracownika Krzysztofa Kieślowskiego – Rafała Waltenbergera. W 1996 roku towarzyszyła mu na dokumentacji holenderskiego, ale realizowanego we Wrocławiu, dramatu społecznego Mike’a van Diema "Charakter", nagrodzonego Oscarem dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego. „Przez wiele lat dzieliliśmy między siebie czynności scenografa i dekoratora wnętrz. Przerzucając się pomysłami, świetnie się uzupełnialiśmy. W poczuciu absolutnego wzajemnego zaufania artystycznego wypracowaliśmy sobie podobną estetykę. I co najważniejsze: zawsze pracowaliśmy na wspólny efekt naszych działań i na to, by jak najlepiej służył on filmowi, bo to film był celem, a nasz wkład jedynie środkiem do celu” – przyznaje skromnie pani Maria.

Duffek i Waltenberg trafili jednak – i to niedawno – na film wyjątkowy: "Loving Vincent" Doroty Kobieli, nakręcony w koprodukcji polsko-brytyjskiej. Produkcja rozpoczęła się w 2014 roku. W specjalnych dekoracjach, powstałych częściowo w Centrum Technologii Audiowizualnych (CeTA) – dawnej Wytwórni Filmów Fabularnych we Wrocławiu, realizowano zdjęcia z udziałem aktorów. Uzyskany w ten sposób materiał był przemalowywany przez malarzy-kopistów imitujących malarstwo olejne Vincenta van Gogha i animowany poklatkowo. „Rafał, po wielu rozmowach z autorem zdjęć Łukaszem Żalem, zaprojektował  dekoracje do blueboxa i greenboxa, które ja miałam wyposażyć w XIX-wieczne sprzęty. Problem polegał na tym, że nikt nie wiedział, jakie rekwizyty, przy tak złożonej technice powstawania filmu, mogą nam się przydać, a jakie okażą się zbędnym utrudnieniem. Sytuację komplikował niewysoki budżet. Koniec końców na planie w każdej scenie pojawiała się olbrzymia przedwojenna szafa na dokumenty, o dziwo dająca się łatwo adaptować do różnych potrzeb. Mebel ten równie dobrze imitował ladę baru na Montmartre, co regał na przybory plastyczne w sklepie, w którym zaopatrywał się van Gogh, czy część mieszczańskiego wystroju mieszkania brata artysty. I to jest chyba najlepsza odpowiedź na pytanie, co robią w filmie scenograf i kostiumograf. Często z przedmiotu codziennego użytku, szafy albo zwykłej tkaniny, tworzą niecodzienny element obrazów filmowych, które oglądają widzowie” – mówi Maria Duffek.

Mile wspomina też inną tegoroczną produkcję filmową – "Dolinę Bogów" Lecha Majewskiego. „To frapująca opowieść o dwóch przeciwstawnych światach, która wymagała wizualnego wsparcia specyficzną koncepcją scenograficzną i nasycenia nowatorską technologią filmową” – zdradza pani Maria. „A sam Lech Majewski jest fascynującym człowiekiem i ciekawym reżyserem, tworzącym w wielu dziedzinach sztuki” – dodaje.

Od pewnego czasu Duffek zajmuje się również  innymi projektami, w tym renowacją kostiumów filmowych z zasobów byłej wrocławskiej WFF oraz przygotowaniami do zbliżającej się 50. rocznicy śmierci Zbigniewa Cybulskiego. „Są to dla mnie nowe, niełatwe wyzwania. Ale tylko takie pomagają przełamać rutynę” – podkreśla Maria Duffek.

Andrzej Bukowiecki
"Magazyn Filmowy SFP", 64 / 2016
  1.03.2017
Jerzy Stuhr: Wierzę, że w moim życiu nie ma przypadków:rozmowa z Jerzym Stuhrem
Andrzej Panufnik – muzyczne powidoki
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll