PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BAZA WIEDZY
FABUŁA
Platynowe Lwy 41. Festiwalu Filmowego w Gdyni dla Janusza Majewskiego. Trudno sobie wyobrazić decyzję bardziej niekontrowersyjną. Wszak laureat to jedna z kilku najważniejszych postaci polskiego kina ostatniego półwiecza. Mistrz, autor wielu ważnych filmów. Najbardziej znany jego tytuł to zapewne C.K. Dezerterzy (1985), powtarzany wielokrotnie w różnych stacjach telewizyjnych. Ostatnio zasłużony sukces odnieśli Ekscentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy (2015). Ale jego twórczość jest o wiele bogatsza.
Oto adaptacje literackie: "Zaklęte rewiry" (1975) według Henryka Worcella oraz "Zazdrość i medycyna" (1973) na podstawie powieści Michała Choromańskiego, czyli poszukiwanie estetycznego i aksjologicznego klimatu lat 30. XX wieku; "Lokis. Rękopis Profesora Wittembacha" (1970) na motywach powieści Prospera Mérimée, fantastyka i horror, tajemnica i namiętności. Konwencja horroru pojawia się w telewizyjnych "Opowieściach niezwykłych" (1967), z który najsławniejsza, oparta na prozie Henryka Rzewuskiego, nosi tytuł "Ja gore". Historia chłopa o nazwisku Krzywda (Jerzy Turek), którego nawiedza i zamęcza duch szlachcica Pogorzelskiego. Zawsze fascynowała mnie postać biskupa w tym filmie, chyba skrzywienie zawodowe. Gra go Jerzy Wasowski. To zdemoralizowany feudał, który jed¬nak budzi sympatię, gdyż przynajmniej nie ukrywa, że biskupstwo to dla niego tylko maska, nic jednak dziwnego, że egzorcyzmy odprawiane przez niego nie przynoszą pożądanych efektów. Któż z nas nie pamięta tajemniczego głosu z nieba (a był to głos Władysława Hańczy): „Pan tu, panie Pogorzelski, z dziewczynkami się zabawiasz, a ja gore!”.
"Oto Zbrodniarz, który ukradł zbrodnię" (1969), jeden z najlepszych polskich kryminałów z gatunku kina policyjnego, ze znakomitą kreacja Zygmunta Hübnera; "Sprawa Gorgonowej" (1977), stylowy dramat psychologiczno-kryminalny oparty na faktach, nawiązujący bezpośrednio do historii Rity Gorgonowej, oskarżonej o zabicie dziecka jej kochanka; film ten wprowadza nas w sam środek wschodniej mieszanki kulturowej, charakterystycznej dla dawnej Galicji, którą Majewski doskonale zna. Nie można pominąć serialu historycznego o czasach Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta, czyli Królowej Bony (1980), według scenariusza Haliny Auderskiej.
Początki kariery Majewskiego były pozornie niefilmowe, studiował on bowiem architekturę  na Politechnice Krakowskiej. Pozornie niefilmowe, bo tematem pracy dyplomowej młodego Janusza był projekt wytwórni filmów fabularnych, konsultowany przez wykładowcę łódzkiej Szkoły Filmowej Stanisława Wohla. W 1958 roku świeżo wypromowany architekt zdał egzaminy na studia w Łodzi. Legenda głosi, że indeks otrzymał przez przypadek: Antoni Bohdziewicz chciał poznać adres jego krawca, Majewski uchodził bowiem za arbiter elegantiarum. Jeśli nawet jest to anegdota nieprawdziwa, to warto ją podtrzymywać i nadać jej status prawdy. Końcówka lat 50. to fascynacja absurdalnym humorem i modną problematyką egzystencjalną. Wtedy też powstała jego słynna etiuda szkolna "Rondo" (1958), groteska z udziałem Sławomira Mrożka i Stefana Szlachtycza. Rondo, podobnie jak szkolne etiudy Romana Polańskiego i Witolda Leszczyńskiego, było podziwiane na całym świecie.



Janusz Majewski

Chciałbym w tym artykule przypomnieć mniej znane filmy Mistrza, pokazują one bowiem, jak szerokie było spektrum jego zainteresowań artystycznych. W twórczości Majewskiego znajdziemy dramaty psychologiczne i komedie, kryminały i horrory. Niezależnie od gatunku są to obrazy dopracowane wizualnie i znakomicie zagrane, bo aktorstwo w jego filmach jest zawsze najwyższej klasy. W niektórych filmach Majewski odwołuje się do własnych doświadczeń życiowych, niełatwych  i niekiedy dramatycznych, charakterystycznych dla ludzi ze Wschodu, których wojna wypędziła ze swojego skrawka „ojczystej” ziemi.
Debiutem kinowym Majewskiego była jednak komedia "Sublokator" (1966). Reżyser tak interpretuje ten film: „Skonstruowałem opowiastkę, która mogła być odczytana jako metafora sytuacji mojego pokolenia w ówczesnym społeczeństwie: oto trzydziestoparolatek, intelektualista, wprowadza się do domu zamieszkanego przez same kobiety. Najmłodsza to licealistka pozująca na wampa, ostentacyjnie bezideowa, średnia – zaangażowana społecznica, komunistka, i wdowa po przedwojennym pułkowniku kawalerii, klasyczna »reakcjonistka«, jak wtedy nazywano ludzi ancien régime'u. (...) Sens tej metafory był czytelny: istnieje w społeczeństwie pokolenie, które nie zdążyło wziąć udziału w wojnie, nie chciało uczestniczyć w rewolucji społecznej i nie potrafi porozumieć się z nową, wstępującą, bezideową generacją”.
Rok później Majewski zrealizował dla telewizji film w zupełnie innym klimacie. To "Czarna suknia" (1967), dramat dwóch kobiet dotkniętych brutalnie przez historię. Synowa oszukuje teściową; nie potrafi wyznać jej prawdy, którą zna, że jej syn zginął w czasie wojny. Czy rzeczywiście teściowa nie znała prawdy? Gra dwóch kobiet, zmasakrowanych przez bezsensowną wojnę. Film, zrealizowany najprostszymi środkami, wstrząsa do dziś. Czerń, biel, nastrój smutku, nieustanne napięcie i wielkie aktorstwo.
Życiorysy twórców Czarnej sukni odbijają jak w soczewce tragiczną historię ubiegłego wieku. Majewski zrealizował tę czterdziestopięciominutową  nowelę  na podstawie opowiadania Stanisława Wygodzkiego. Pisarz ten urodził się w 1907 roku w Będzinie, jako syn Icchaka Wolfa, kupca, działacza syjonistycznego i Reginy z domu Werdygier, wychowanej w inteligenckiej rodzinie zagłębiowskich Żydów. Wygodzki w młodości komunizował. Potem przeżył getto będzińskie; do końca wojny był więźniem obozów koncentracyjnych. W Oświęcimiu stracił rodziców, młodą żonę, córeczki, rodzeństwo i dalszych krewnych. I ten cyjanek potasu...; on zażył dawkę, po której zdołano go odratować. W swojej powojennej poezji odreagowywał traumę po śmierci córki, której nie odratowano. W 1968 roku wyjechał z Polski. Na Dworcu Gdańskim żegnali go, i jego rodzinę, najbliżsi przyjaciele. W 1981 roku spędził kilka dni w Wiedniu, oczekując na obiecaną wizę, by skorzystać z zaproszenia na Kongres Kultury Polskiej (doczekał się tylko wiadomości o wprowadzeniu stanu wojennego).
W roli Karoli, matki oczekującej na syna, wystąpiła Ida Kamińska. Była córką aktorki Estery Racheli Kamińskiej, nazywanej „matką żydowskiego teatru” oraz aktora i reżysera Abrahama Izaaka Kamińskiego. Przeżyła gehennę na terenach sowieckich. W 1955 roku została dyrektorem naczelnym i artystycznym Teatru Żydowskiego im. Estery Rachel Kamińskiej w Warszawie. Po Marcu ྀ, dobrowolnie udała się do wydziału kultury urzędu miejskiego i podała się do dymisji. A już 21 sierpnia, wyjechała z Dworca Gdańskiego do Wiednia; znowu ten „jewrej-ekspres”, jak mawiali kolejarze. W filmie wystąpiła też wielka polska aktorka Aleksandra Śląska, w roli Joanny. Tak naprawdę nazywała się Wąsik. Jej ojciec, Edmund Wąsik, był znanym na Śląsku działaczem narodowym.
Reżyserem Czarnej sukni był trzydziestopięcioletni Janusz Majewski. Urodził się we Lwowie 5 sierpnia 1931 roku. Opowiada, że bakcylem kina zaraził się wcześnie – jako siedmiolatek dostał na gwiazdkę dziecięcy projektor filmowy. Po drugiej wojnie światowej rodzina Majewskich, naznaczona dramatem wojennym Wschodu (Niemcy, Sowieci, Ukraińcy, Polacy, Żydzi) przeniosła się ze Lwowa do Krakowa. I ci wszyscy ludzie, Wygodzki, Kamińska, Śląska i Majewski, może przypadkowo, stworzyli jedną ekipę, która zrealizowała przejmującą Czarną suknię. A przecież ich życiorysy to gotowe scenariusze na osobne filmy. Oto historia Polski, nie ta ucukrowana narodowo, ale prawdziwa.
Janusz Majewski, zbliżając się do osiemdziesiątych urodzin powrócił do „swojej”, osobistej historii. Zrealizował polską wersję "Stowarzyszenia Umarłych Poetów". Nie ukrywa, że stworzył ten obraz powojennej Polski dla siebie, powrócił bowiem do lat swojej młodości i opowiedział o „dzieciach wojny”, dojrzewających, tuż po jej zakończeniu, do mądrego patriotyzmu. Osobiste dzieła są zresztą zawsze najbardziej uniwersalne. Akcja rozgrywa się w Krakowie tuż po drugiej wojnie światowej. Tytuł: "Mała matura 1947" (2010). Film niedoceniony przez krytykę, ale chyba dopiero teraz, po kilku latach, w konkretnym czasie politycznym, doceniamy fakt, że takie filmy – na szczęście – powstawały, proste, a jednocześnie niejednoznaczne, pokazujące złożoność historii, bez tego dwubiegunowego cepa: tu patrioci, tu zdrajcy.



Janusz Majewski


Bohaterami Małej matury 1947 są chłopcy z pierwszej klasy męskiego gimnazjum, do którego uczęszczał sam reżyser. Jest to zatem film w dużej części autobiograficzny. Poznajemy młodych ludzi naznaczonych przeżyciami wojennymi, zjeżdżających z rodzinami do Krakowa, jeszcze przed kapitulacją Niemiec, podpisaną ostatecznie przez feldmarszałka Keitla. Tak jest w przypadku głównego bohatera filmu, Ludwika Taschke, wysiedlonego, tak jak Majewski, ze Lwowa. „To nie jest film wymyślony, to moje własne życie. Bohater, choć inaczej się nazywa, ma moją datę urodzenia” –  mówił reżyser po premierze filmu. „Doszedłem do takiego momentu w życiu, że poczułem obowiązek, by odtworzyć te chwile, póki jeszcze pamiętam”. W rozmowie z Katarzyną Taras powiedział, że po wojnie jako czternastolatek znalazł się  jakby z dnia na dzień w innej rzeczywistości, przeniesiono go, wbrew jego woli, do Krakowa. „Straciłem swoje korzenie. Zorientowałem się, oczywiście nie od razu, że coś mi odebrano. Przeszłość, piękno, elegancję tamtej epoki. W głowie zostały jakieś obrazki, do których wracałem, jakieś reminiscencje, które potem pojawiały się w filmach. (…) Chciałem ten swój świat odtworzyć i coś odzyskałem”.
Klasa szkolna to konglomerat narodowościowy i religijny, są katolicy, jak Romek, krakus, najbliższy przyjaciel Ludwika, jak Piotrek, którego mama jeszcze nie powróciła z obozu, a ojciec zginął w czasie wojny, czy „Kujon”, czyli klasowy prymus, jest Żyd Tadek, prawosławny Ukrainiec Stefan, ateista „Bodo”. Przeszli szybki kurs dojrzewania, chcieli żyć, cieszyć się młodością, która szybko mija, zdać maturę i zapisać się na wyższe uczelnie, nikt nie myślał na początku w roku 1945 i ’46, że to jest jakaś pułapka. Nikt nie chciał być „wyklętym”, to pojęcie zresztą wtedy nie istniało, powstało kilkadziesiąt lat później na użytek ideologii i polityki. W filmie widzimy wiec z udziałem Stanisława Mikołajczyka z PSL-u, w szkole urządza się akademię z okazji święta 3 Maja, a maturzysta Adam Kuliński wygłasza referat na temat znaczenia Konstytucji, uczniowie śpiewają „Witaj majowa jutrzenko…”, nauczyciel łaciny tłumaczy, że o przybyszach ze Lwowa nie można mówić „repatriant”, tylko „uchodźca”, bo przecież nie chodzi o powrót do ojczyzny, tylko o wygnanie z jednego miasta do drugiego, instruktor WF-u, porucznik, więcej czasu poświęca na pogadanki patriotyczne niż na ćwiczenia fizyczne, przypomina swoim uczniom o trzech wartościach: Bogu, honorze i ojczyźnie, dyrektor zapewnia szkole i uczniom parasol ochronny wobec władz, i tylko nauczyciel chemii tłumaczył chłopakom, co to jest „reakcja”, ale oni uznali go – słusznie – za komunistę, a agitacji nie poddali się. Jednocześnie czuć nieznośny zapach nadchodzącej nocy komunistycznej, i to w wydaniu stalinowskim. Na razie jednak rzeczywistość jawi się jako przemieszanie demokracji ze strachem, czy raczej z ostrożnością, nie wiadomo jeszcze, co z tego tygla się wykluje.    
Młodym bohaterom zdaje się, że zaczynają wszystko od początku. I to były dla nich bardzo szczęśliwe lata, tuż po wojnie. Chłopcy nie odczuwali jeszcze stalinizmu w jego prawdziwej postaci, choć nie było tajemnicą, że już wtedy wielu młodych ludzi przeszło do podziemia. Wśród starszych kolegów z klasy maturalnej zawiązała się tajna organizacja, ze wspomnianym już Adamem, tym od Konstytucji 3 Maja, który walczył w powstaniu warszawskim, i Bogdanem Rosenfeldem na czele. Reżyser w jednym z wywiadów opowiadał, że historia tej organizacji jest prawdziwa, a swoim filmem chciał oddać hołd kolegom o dwa lata starszym. Chłopcy z pierwszej klasy dojrzewają, także seksualnie, coraz więcej rozumieją, a jednocześnie potrafią się bawić, wygłupiać, dokuczać nauczycielom. Te trzy lata powojenne były jakby poza czasem. Pierwsze, przypadkowe aresztowanie Ludwika, wpadka organizacji starszych kolegów i proces Adama, którego oskarżał sowiecki prokurator, zmieniają powoli ich stosunek do rzeczywistości, jawi się ona groźniejsza niż sobie wyobrażali. W 1947 roku przystępują do matury, ich wychowawca, profesor „Syfon” wręcza świadectwa dojrzałości. Obraz na ekranie zmienia się na czarno-biały, wchodząc bowiem w dorosłe życie, dowiadują się o strasznym wyroku na Adama, za chwilę zostaną sfałszowane wybory, a PPR połączy się z PPS. Rozpoczyna się noc stalinowska. Jak potoczą się losy Ludwika i jego przyjaciół? Jak potoczą się losy rodziców i nauczycieli, szczególnie tego od WF-u? Wszyscy przecież chcieli wolności, a to znaczy, że każdy z nich mógł zostać oskarżony. Majewski zrealizował film o sobie bez tromtadracji narodowej, bez patosu. Ot, takie losy wojenne i powojenne, straszny czas, piękny czas!
Ważnym dokonaniem artystycznym Majewskiego jest Lekcja martwego języka (1979) na podstawie prozy Andrzeja Kuśniewicza. Ostatnie miesiące pierwszej wojny światowej, małe galicyjskie miasteczko, do którego dochodzą odgłosy światowej hekatomby. Czuje się, że monarchia austro-węgierska dogorywa. Kończy się bezpowrotnie dotychczasowy świat. Ale może jeszcze coś więcej? Janusz Majewski: „Po tej wojnie ludzkość już nigdy nie wróci do stanu młodzieńczej wiary w ideały (...). Dekadenckie spleeny, szukanie symboli, opary opium i romanse ze śmiercią – teraz wulgarnie i dosłownie zmaterializowały się. Teraz był zapach prochu i krwi, prawdziwe cierpienie i prawdziwa śmierć”. Wstrząsający film, nie waham się powiedzieć, że jest to arcydzieło w dorobku Mistrza.
Całkowicie zapomnianym filmem Janusza Majewskiego jest Urząd (1969) na podstawie powieści Tadeusza Brezy. W katolickiej Polsce właściwie nie powstają sensowne filmy o rzeczywistości wewnątrzkościelnej. Majewski, posiłkując się prozą Brezy, który wiele lat przebywał w Rzymie, nakreślił wizję niemiłosiernie zbiurokratyzowanego Watykanu, miaż¬dżącej machiny urzędniczej. Co prawda akcja filmu dzieje się przed II Soborem Watykańskim, to jednak nie stracił on nic ze swojej aktualności. Przełamywanie oporów biurokratycznych i instytucjonalnych przez papieża Franciszka najlepiej dowodzi, że film Majewskiego doskonale wpisuje się we współczesność. Ten ostry i przenikliwy obraz pamięta się dzięki wielkim kreacjom Gustawa Holoubka (ksiądz Miron) i Ja¬na Kreczmara (ksiądz Devos), a nade wszystko Kazimierza Opalińskiego, który w roli kardynała ukazał niemoc władcy otoczonego przez „szare eminencje”. Obsada tego filmu w ogóle jest znakomita, poza wymienionymi: Ignacy Gogolewski, Aleksander Bardini, Zdzisław Maklakiewicz. I jeszcze Franciszek Pieczka, pamiętam go doskonale, zagrał bowiem księdza, który pragnie zmian, ziszczą się one jednak dopiero na Soborze, a tymczasem duchowny ma poważne kłopoty ze Świętym Oficjum.
W  2012 roku po otrzymaniu statuetki Orła zapytano Majewskiego, jak to się robi, że kino tak różnorodne gatunkowo, za każdym razem jest wysmakowane, intelektualne, a jednocześnie zrozumiałe przez szeroką publiczność. Jak się osiąga taki efekt? Reżyser odpowiedział: „Tak jak Anglicy piękne trawniki. Strzygąc je regularnie przez trzysta lat. I ja podobnie cierpliwie, konsekwentnie budowałem swój styl filmowy. Choć krócej, bo zaledwie nieco ponad pięćdziesiąt lat”. Widz zawsze będzie tęsknił za filmami, które są „wystrzyżonymi trawnikami”. Czekam zatem na kolejny piękny film laureata Platynowych Lwów 2016. 


ks. Andrzej Luter
Magazyn Filmowy 10/2016
  16.04.2017
Jego kamera była jak mikroskop. Irene Jacob w rozmowie o Kieślowskim.
Andrzej Kopiczyński – pozostanie po nim nieśmiertelna rola
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll