PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Zawsze kiedy reżyseruję walkę, staram się możliwie długo uczestniczyć w próbach, podpatrywać reżysera. To ma znaczenie szczególnie w teatrze, gdzie scena walki nie powinna odbiegać stylistycznie od całości spektaklu.
Jedyna scena w odnowionym "Potopie", która w całości została przeniesiona z wersji premierowej (1974), to pojedynek Kmicica z Wołodyjowskim. Daniel Olbrychski  wspominając w jednym z wywiadów swój udział w tej scenie, powiedział m.in.: „Ten pojedynek ustawiał najlepszy specjalista w Europie, prof. Waldemar Wilhelm ze Szkoły Filmowej w Łodzi. Trenowaliśmy to z Łomnickim ponad dwa miesiące. Kiedy walczy się ciężkimi szablami, celem nie jest trafienie partnera, tylko nietrafienie, poza umówionym momentem, kiedy go zabijamy”. Marcin Kot Bastkowski, montażysta "Potopu Redivivus" powiedział, że nie dało się tej sceny ruszyć, bo jest zrealizowana praktycznie w jednym ujęciu, a każda ingerencja popsułaby jej efekt artystyczny.

Pytany o źródło swoich sukcesów, o to, jak stał się znanym i docenianym w Polsce specjalistą od ustawiania scen pojedynków i walk z użyciem białej broni, bójek, przepychanek, walk wręcz, Waldemar Wilhelm opowiada: „Moje zainteresowania reżyserią ruchu scenicznego, sięgają  okresu studiów w PWSTiF w Łodzi na Wydziale Reżyserii Teatrów Niezawodowych. Przed ich ukończeniem zacząłem też studiować aktorstwo. Dyplomy na obu kierunkach otrzymałem w 1962 roku, potem skończyłem reżyserię filmową (1969), pracując już jako wykładowca na Wydziale Aktorskim. Mówię o tym, bo wiedza i doświadczenie z tych dziedzin pozwalają mi widzieć zagadnienie ze wszystkich stron. Aktora, który z jakiegoś powodu staje do walki, reżysera, który wie, po co jest mu taka a nie inna scena potrzebna właśnie w tym momencie i jeszcze przekonanie, że to wszystko razem służy czemuś wyższemu, ważniejszemu od samej bitki. Mówiąc krótko: najpierw filozofia walki, dopiero potem jej praktyczne przeprowadzenie. Mój mistrz i nauczyciel powtarzał: »z czubka języka na koniec klingi«. Nauczyłem się tego w ciągu kilku lat obserwacji, podpatrywania… Kiedy kończyłem studia w Łodzi, do Polski przyjechał teatr Wachtangowa z Moskwy z mistrzem od pojedynków Arkadijem Borysowiczem Niemierowskim. Został zaproszony do Szkoły Filmowej na gościnny wykład i pokazy. Wtedy właśnie moja promotorka Natalia Szydłowska razem z dziekan Wydziału Aktorskiego Hanną Małkowską zdecydowały o wysłaniu mnie do Moskwy. Uczyłem się w Moskiewskim Instytucie Sztuki, przede wszystkim podpatrując pracę innych reżyserów. W ciągu dwóch lat (1959-60) obejrzałem co najmniej sto przedstawień w teatrach moskiewskich, byłem we wszystkich szkołach aktorskich. Od Niemierowskiego uczyłem się ruchu scenicznego, walk scenicznych, fechtunku. Specjalnie używam tego określenia, żeby oddzielić sceniczne i filmowe pojedynki z użyciem białej broni od szermierki sportowej. Jest zasadnicza różnica zarówno w osiąganiu efektu – chodzi o to, żeby w ostatnim momencie zatrzymać ostrze centymetr od ciała partnera, jak i w samym sposobie walki. W czasie przygotowań do "Potopu" musiałem najpierw oduczyć Tadeusza Łomnickiego nawyków wyniesionych z pracy na planie "Pana Wołodyjowskiego", gdzie nauczył się walki sportowej (jego nauczycielem był wybitny szablista, wielokrotny olimpijczyk i mistrz świata Andrzej Piątkowski, także partner w niektórych scenach filmu – przyp. M.K.). Musiałem zacząć od zmiany stylu. Podczas walk scenicznych nie wolno na zakończenie wyprowadzać ciosu z kiści dłoni. Właśnie w tym najważniejszym momencie nadgarstek musi być usztywniony, podobnie jak łokieć. Tylko tak można zatrzymać ostrze w bezpiecznej odległości. Przez całe życie pamiętam i zawsze uczyłem tego moich studentów i partnerów, że bezpieczeństwo jest najważniejsze. Po to ustawiamy, reżyserujemy walkę, żeby nikomu nie stała się krzywda. Z Olbrychskim spotkałem się wcześniej przy okazji ustawiania pojedynku w "Hamlecie" w Teatrze Narodowym (1970), więc w "Potopie" pracowało nam się łatwiej.  

Ćwiczyliśmy ten jeden pojedynek dwa miesiące i naprawdę nie brakowało momentów trudnych… Właściwie tak, jak opisał to Sienkiewicz i co zapamiętały miliony czytelników, jest niemożliwym do wykonania. Mam na myśli sławne wyłuskiwanie szabli, którym Wołodyjowski upokarza Kmicica. Tego nie da się wyreżyserować. Ale nam się udało… Ćwiczyłem z Olbrychskim tę scenę i udało mi się! Szabla wyrwana z jego ręki zatoczyła łuk i utkwiła w ziemi. Na szczęście operator kamery Franciszek Kądziołka czuwał i zdążył to zarejestrować. I to ujęcie weszło potem do filmu. Kiedy chwilę później dołączył do nas Łomnicki i usłyszał o tym, co zrobiliśmy, powiedział że to niemożliwe. Więc założyliśmy się i powtórzyliśmy. Dokonaliśmy w krótkim odstępie czasu dwóch rzeczy, które w filmowej rzeczywistości nie mogły się zdarzyć, nie da się tego tak ustawić i jeszcze powtórzyć na zawołanie.

Zawsze kiedy reżyseruję walkę, staram się możliwie długo uczestniczyć w próbach, podpatrywać reżysera. To ma znaczenie szczególnie w teatrze, gdzie scena walki nie powinna odbiegać stylistycznie od całości spektaklu. W kinie bywa rozmaicie. Zdarzało się, że ustawiałem walkę do filmowania w planach ogólnych, a potem okazało się, że nakręcono ją i zmontowano na zbliżeniach. Bywało i odwrotnie, więc efekty mojej pracy szły na marne. Nie podejmowałem się reżyserowania walk, które nie wynikały z dramaturgii zdarzeń, miały być tylko ozdobnikami. Walka, żeby widz mógł ją zaakceptować i docenić jej znaczenie, zawsze powinna być efektem wcześniejszych sytuacji, dialogów, konfliktów. Czasami sami aktorzy biorący w nich udział mają problemy ze zrozumieniem, co i jak powinni zagrać. Tu przytoczę jeszcze jedną opowieść z "Potopu": dość długo Tadeusz Łomnicki nie mógł złapać właściwego rytmu. W końcu powiedziałem: zagraj to Beethovenem – pa pa pa pam! i zanuciłem pierwsze takty V Symfonii. I wtedy zagrał”.

Waldemar Wilhelm jako specjalista od pojedynków debiutował u Kazimierza Dejmka w Teatrze Nowym w Łodzi spektaklem "Juliusz Cezar" (1960). Pierwszą realizacją filmową była "Panienka z okienka" (1964) Marii Kaniewskiej, potem "Rękopis znaleziony w Saragossie" (1965) Wojciecha Jerzego Hasa, wspominany "Potop" Jerzego Hoffmana, "Kolejność uczuć" (1993) Radosława Piwowarskiego, wiele spektakli i widowisk telewizyjnych, jak: "Cyrano de Bergerac" (reż. Maryna Broniewska, 1970, gdzie nie tylko ustawiał walki, ale i wystąpił) czy "Księga Krzysztofa Kolumba" (spektakl teatralny wg Paula Claudela zarejestrowany dla Telewizji Polskiej na pokładzie Daru Pomorza w 1992). Uczestniczył w realizacji seriali: "Wojna domowa" (1965) Jerzego Gruzy, "Czterej  pancerni i pies" (1966) Konrada Nałęckiego (1966), "Gniewko, syn rybaka" (1969) Bohdana Poręby.  W "Pancernych…"  jego nazwisko w czołówce pojawia się w funkcji konsultanta, ale to do niego należało przygotowanie scen walk i bójek w odcinkach 9-16.

Ale najbardziej dumny jest z trwającej w sumie dwa lata pracy przy "Potopie", gdzie zdarzyła się jeszcze jedna niemożliwa sytuacja: pojedynek konny Kmicica z księciem Bogusławem. „Nie ma w Polsce odpowiednio wyszkolonych koni, które mogłyby wystąpić w tej scenie, dlatego w rumaki zamieniliśmy się ja z reżyserem filmu. On trzymał na barkach Olbrychskiego, ja Leszka Teleszyńskiego. Tylko w ten sposób można było zrealizować zbliżenia”.

Na koniec pytam o brak jego udziału w ostatniej części Trylogii, co daje się zauważyć nawet laikowi. Pojedynek Wołodyjowskiego z Bohunem nie zapiera tchu i nie wbija widza w fotel. „Też żałuję, ale Jerzy Hoffman przystępując do "Ogniem i mieczem" był przekonany, że nie żyję. Ktoś przekazał mu taką informację i zwyczajnie o mnie nie myślał. Tymczasem moja szabla wciąż może zostać użyta”…


Mieczysław Kuźmicki
Magazyn Filmowy SFP Nr 12/2015
  11.08.2016
fot. Franciszek Kądziołka/Filmoteka Narodowa
Grać na swoich zasadach. Rozmowa numeru: Małgorzata Szumowska
Arkadiusz Tomiak: Polegam na własnej intuicji
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll