Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
W sierpniu tego roku kończył 65 lat. Na planie filmowym pierwszy raz stanął 45 lat temu. Towarzysząc z mikrofonem wybitnym reżyserom: Andrzejowi Domalikowi, Feliksowi Falkowi, Robertowi Glińskiemu, Lechowi Majewskiemu, Januszowi Morgensternowi, czy Januszowi Zaorskiemu, wyrobił sobie markę zawodowca i artysty. W 2002 roku dzielił z Andrzejem Lewandowskim, Jackiem Hamelą, Andrzejem Bohdanowiczem i Błażejem Kuklą nominację do Polskiej Nagrody Filmowej – Orła, za dźwięk w komedii Andrzeja Saramonowicza "Pół serio". Jest członkiem Stowarzyszenia Filmowców Polskich oraz Polskiej Akademii Filmowej.
Ryszard Krupa zamienił po maturze rodzinny Wrocław na Warszawę z kilku powodów.
We Wrocławiu ukończył Państwowe Liceum Muzyczne, w klasie skrzypiec. Jednak przed każdym występem publicznym paraliżowała go trema, więc wiadomo było, że skrzypkiem nie zostanie. Postanowił studiować, zresztą od razu z myślą o filmie, reżyserię dźwięku, a w tym kierunku kształciła Państwowa Wyższa Szkoła Muzyczna (dzisiejszy Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina) w Warszawie. „Coś jeszcze mnie tu ciągnęło: matka, Elżbieta, z domu Daszowska, była sanitariuszką w Powstaniu Warszawskim” – mówi dziś jej syn, Ryszard.
Jeszcze na studiach, już na planie
Był rok 1970. Ówczesna wykładowczyni PWSM Wiesława Dembińska, która należała do pierwszych polskich operatorów dźwięku realizujących w filmach stuprocentowe nagrania dialogów (pochodzące z planu zdjęciowego, nie zastępowane postsynchronami) zabrała swojego studenta z II roku, Ryszarda Krupę na plan "Życia rodzinnego" Krzysztofa Zanussiego. Pierwszy raz był na planie. Został przedstawiony Zanussiemu. „Chwilę później miało miejsce zdarzenie, które wyjaśniło mi istotę mego przyszłego zawodu. Kiedy rozmawiałem z panem Zanussim, w pobliżu przechodził robotnik, pchając taczkę. Jednak moja percepcja dźwiękowa była skupiona na tym, co mówił do mnie reżyser, więc słyszałem go wyraźnie, mimo hałasu, jaki robiła taczka. Zanussi powiedział: „Gdyby był tu mikrofon, nagrałby naszą rozmowę i taczkę z jednakową intensywnością”. Zrozumiałem, że dźwięk nagrany nie jest takim samym dźwiękiem, jaki słyszymy w rzeczywistości. Mikrofon słyszy inaczej. Dlatego warstwa dźwiękowa filmu, nawet jeśli pochodzi z zapisu stuprocentowego, musi zostać w pewnym stopniu wykreowana, a jej jakość zależy w dużej mierze od wrażliwości estetycznej nagrywającego” – tłumaczy Ryszard Krupa.
Bliżej końca studiów ponownie trafił z Wiesławą Dembińską na plan, już jako jej asystent. Pracowali (Dembińska dzieliła obowiązki z Małgorzatą Jaworską, również operatorem dźwięku) nad serialem Janusza Morgensterna "S.O.S". Nagrywali głównie setki. Po przeniesieniu się ekipy nad morze, Dembińska raz w tygodniu wracała do Warszawy na zajęcia ze studentami. „Zostawiała mnie wtedy na planie, a ja, nie chcąc zawieść ani jej, ani Kuby, radziłem sobie z setkami na tyle dobrze, że trafiły do filmu. Czułem się przy tym bezpiecznie, bo w razie wpadki pani Wiesława wzięłaby odpowiedzialność na siebie. Jestem jej bardzo wdzięczny za wypady na plan i za to, że przywoziła na uczelnię zmontowane filmy, a nam, studentom, umożliwiała zgrywanie w nich dźwięku. Dzięki temu od początku studiów poznawaliśmy tajniki naszej profesji w praktyce”.
Od asystenta do debiutanta
Jeszcze w trakcie produkcji serialu "S.O.S." Ryszard Krupa został skierowany w charakterze asystenta do pracy w Jarosławie Dąbrowskim Bohdana Poręby, głównie przy zgrywaniu dźwięku. „Wiedziałem, że reżyser budził w środowisku kontrowersje z uwagi na poglądy ideologiczne, ale dla mnie, nowicjusza, praca przy jego historycznym eposie stała się ciekawą przygodą: odkryła przede mną świat wielokanałowej stereofonii, gdyż film został skopiowany na szerokoformatową taśmę 70mm” – przyznaje pan Ryszard.
Inną ważną asystenturę odbył – pod okiem Nikodema Wołk-Łaniewskiego – na planie komedii nowelowej "Obrazki z życia", powstałej w połowie lat 70. w Zespole Filmowym „X” Andrzeja Wajdy. Wśród reżyserów tej składanki nie zabrakło ówczesnych „młodych gniewnych”: Agnieszki Holland, Jerzego Domaradzkiego, Feliksa Falka, których tą drogą poznał. Jego, przejęta od Wiesławy Dembińskiej, preferencja nagrań stuprocentowych była im na rękę, gdyż widzieli w nich jeden z wyznaczników prawdy, z którą próbowali przebić się na ekran w czasach zakłamanej „propagandy sukcesu”.
W 1977 roku Ryszard Krupa zadebiutował w zespole Wajdy jako operator dźwięku współczesnym dramatem psychologicznym Zbigniewa Kamińskiego "Pani Bovary to ja", z Jadwigą Jankowską-Cieślak w roli głównej. W Polsce film został przyjęty chłodno, ale na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Locarno, w 1977, otrzymał Nagrodę FIPRESCI.
Fot. Renata Pajchel/SF Kadr/Filmoteka Narodowa
Z planu na plan
Zbigniew Kamiński polecił Ryszarda Krupę Januszowi Zaorskiemu, a ten powierzył mu realizację dźwięku w swoim "Pokoju z widokiem na morze". Na planie pan Ryszard poznał Zorikę Zarzycką, która pełniła funkcję II reżysera. „Wykonuj swój zawód dobrze, a będziesz przechodzić z jednego planu filmowego na drugi” – poradziła świeżo upieczonemu operatorowi dźwięku. I tak też się działo, a ona sama zarekomendowała go Witoldowi Lesiewiczowi, który kompletował ekipę "Doktora Murka". „W hałaśliwej Warszawie lat 70. tak nagrałem setki w tym serialu, rozgrywającym się w o ileż cichszych latach 30., że postsynchrony stanowiły niewielką część dialogów. Zacząłem uchodzić za specjalistę
od nagrań stuprocentowych” – mówi Krupa.
Lata 70. pożegnał "Doktorem" Murkiem oraz sławną "Godziną W" Janusza Morgensterna.
W następną dekadę wkroczył w pamiętnym Sierpniu 1980 roku, realizując dźwięk w specjalnym wydaniu Polskiej Kroniki Filmowej, które powstało w Stoczni Gdańskiej, niezależnie od filmu Andrzeja Chodakowskiego i Andrzeja Zajączkowskiego "Robotnicy 80".
Po wprowadzeniu stanu wojennego Krupa poświęcił się głównie filmom dokumentalnym. Intensywniejsze kontakty z fabułą odnowił w latach 90. m.in. w filmie Falka "Daleko od siebie", "Matce swojej matki" Glińskiego, "Łóżku" Wierszynina Domalika oraz w dwóch głośnych dziełach z ostatniego roku dekady – "Wojaczku" Lecha Majewskiego i "Wrotach Europy" Jerzego Wójcika. „Współpraca z Lechem była niezapomnianym przeżyciem, to jest reżyser, który szanuje każdą osobę w ekipie filmowej, a ponadto ma niebywałą wyobraźnię dźwiękową. Zresztą podobnie jak Jerzy Wójcik, który we "Wrotach Europy", ukazując panikę w zagrożonym działaniami wojennymi miasteczku, zilustrował ją odgłosami modlitw, które dochodziły z cerkwi, synagogi i kościoła rzymsko-katolickiego. Reżyser zaakceptował mój pomysł, aby dodać narastający ryk silnika samolotu zwiadowczego, sugerujący zbliżanie się zagrożenia. To była jedna z tych pięknych chwil w moim życiu zawodowym, w których czerpałem satysfakcję z dołożenia do filmu własnej cegiełki. Jestem za te chwile wdzięczny losowi” – mówi Ryszard Krupa.
Artysta dziękuje też za już 15 lat współpracy z serialem "M jak miłość", którą dzieli się z kolegą po fachu, Grzegorzem Nawarą. „Dziękuję reżyserom i współpracownikom z planów filmowych” – dodaje Ryszard Krupa. „Najgorętsze wyrazy wdzięczności kieruję do moich bliskich: pierwszej, już nieżyjącej żony, Maryli, obecnej – Jadwigi, dzieci – Elizy i Michała. Bez ich poświęcenia dla domu, dla rodziny, nie mógłbym oddać się mojej filmowej pasji” – podkreśla.
We Wrocławiu ukończył Państwowe Liceum Muzyczne, w klasie skrzypiec. Jednak przed każdym występem publicznym paraliżowała go trema, więc wiadomo było, że skrzypkiem nie zostanie. Postanowił studiować, zresztą od razu z myślą o filmie, reżyserię dźwięku, a w tym kierunku kształciła Państwowa Wyższa Szkoła Muzyczna (dzisiejszy Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina) w Warszawie. „Coś jeszcze mnie tu ciągnęło: matka, Elżbieta, z domu Daszowska, była sanitariuszką w Powstaniu Warszawskim” – mówi dziś jej syn, Ryszard.
Jeszcze na studiach, już na planie
Był rok 1970. Ówczesna wykładowczyni PWSM Wiesława Dembińska, która należała do pierwszych polskich operatorów dźwięku realizujących w filmach stuprocentowe nagrania dialogów (pochodzące z planu zdjęciowego, nie zastępowane postsynchronami) zabrała swojego studenta z II roku, Ryszarda Krupę na plan "Życia rodzinnego" Krzysztofa Zanussiego. Pierwszy raz był na planie. Został przedstawiony Zanussiemu. „Chwilę później miało miejsce zdarzenie, które wyjaśniło mi istotę mego przyszłego zawodu. Kiedy rozmawiałem z panem Zanussim, w pobliżu przechodził robotnik, pchając taczkę. Jednak moja percepcja dźwiękowa była skupiona na tym, co mówił do mnie reżyser, więc słyszałem go wyraźnie, mimo hałasu, jaki robiła taczka. Zanussi powiedział: „Gdyby był tu mikrofon, nagrałby naszą rozmowę i taczkę z jednakową intensywnością”. Zrozumiałem, że dźwięk nagrany nie jest takim samym dźwiękiem, jaki słyszymy w rzeczywistości. Mikrofon słyszy inaczej. Dlatego warstwa dźwiękowa filmu, nawet jeśli pochodzi z zapisu stuprocentowego, musi zostać w pewnym stopniu wykreowana, a jej jakość zależy w dużej mierze od wrażliwości estetycznej nagrywającego” – tłumaczy Ryszard Krupa.
Bliżej końca studiów ponownie trafił z Wiesławą Dembińską na plan, już jako jej asystent. Pracowali (Dembińska dzieliła obowiązki z Małgorzatą Jaworską, również operatorem dźwięku) nad serialem Janusza Morgensterna "S.O.S". Nagrywali głównie setki. Po przeniesieniu się ekipy nad morze, Dembińska raz w tygodniu wracała do Warszawy na zajęcia ze studentami. „Zostawiała mnie wtedy na planie, a ja, nie chcąc zawieść ani jej, ani Kuby, radziłem sobie z setkami na tyle dobrze, że trafiły do filmu. Czułem się przy tym bezpiecznie, bo w razie wpadki pani Wiesława wzięłaby odpowiedzialność na siebie. Jestem jej bardzo wdzięczny za wypady na plan i za to, że przywoziła na uczelnię zmontowane filmy, a nam, studentom, umożliwiała zgrywanie w nich dźwięku. Dzięki temu od początku studiów poznawaliśmy tajniki naszej profesji w praktyce”.
Od asystenta do debiutanta
Jeszcze w trakcie produkcji serialu "S.O.S." Ryszard Krupa został skierowany w charakterze asystenta do pracy w Jarosławie Dąbrowskim Bohdana Poręby, głównie przy zgrywaniu dźwięku. „Wiedziałem, że reżyser budził w środowisku kontrowersje z uwagi na poglądy ideologiczne, ale dla mnie, nowicjusza, praca przy jego historycznym eposie stała się ciekawą przygodą: odkryła przede mną świat wielokanałowej stereofonii, gdyż film został skopiowany na szerokoformatową taśmę 70mm” – przyznaje pan Ryszard.
Inną ważną asystenturę odbył – pod okiem Nikodema Wołk-Łaniewskiego – na planie komedii nowelowej "Obrazki z życia", powstałej w połowie lat 70. w Zespole Filmowym „X” Andrzeja Wajdy. Wśród reżyserów tej składanki nie zabrakło ówczesnych „młodych gniewnych”: Agnieszki Holland, Jerzego Domaradzkiego, Feliksa Falka, których tą drogą poznał. Jego, przejęta od Wiesławy Dembińskiej, preferencja nagrań stuprocentowych była im na rękę, gdyż widzieli w nich jeden z wyznaczników prawdy, z którą próbowali przebić się na ekran w czasach zakłamanej „propagandy sukcesu”.
W 1977 roku Ryszard Krupa zadebiutował w zespole Wajdy jako operator dźwięku współczesnym dramatem psychologicznym Zbigniewa Kamińskiego "Pani Bovary to ja", z Jadwigą Jankowską-Cieślak w roli głównej. W Polsce film został przyjęty chłodno, ale na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Locarno, w 1977, otrzymał Nagrodę FIPRESCI.
Fot. Renata Pajchel/SF Kadr/Filmoteka Narodowa
Z planu na plan
Zbigniew Kamiński polecił Ryszarda Krupę Januszowi Zaorskiemu, a ten powierzył mu realizację dźwięku w swoim "Pokoju z widokiem na morze". Na planie pan Ryszard poznał Zorikę Zarzycką, która pełniła funkcję II reżysera. „Wykonuj swój zawód dobrze, a będziesz przechodzić z jednego planu filmowego na drugi” – poradziła świeżo upieczonemu operatorowi dźwięku. I tak też się działo, a ona sama zarekomendowała go Witoldowi Lesiewiczowi, który kompletował ekipę "Doktora Murka". „W hałaśliwej Warszawie lat 70. tak nagrałem setki w tym serialu, rozgrywającym się w o ileż cichszych latach 30., że postsynchrony stanowiły niewielką część dialogów. Zacząłem uchodzić za specjalistę
od nagrań stuprocentowych” – mówi Krupa.
Lata 70. pożegnał "Doktorem" Murkiem oraz sławną "Godziną W" Janusza Morgensterna.
W następną dekadę wkroczył w pamiętnym Sierpniu 1980 roku, realizując dźwięk w specjalnym wydaniu Polskiej Kroniki Filmowej, które powstało w Stoczni Gdańskiej, niezależnie od filmu Andrzeja Chodakowskiego i Andrzeja Zajączkowskiego "Robotnicy 80".
Po wprowadzeniu stanu wojennego Krupa poświęcił się głównie filmom dokumentalnym. Intensywniejsze kontakty z fabułą odnowił w latach 90. m.in. w filmie Falka "Daleko od siebie", "Matce swojej matki" Glińskiego, "Łóżku" Wierszynina Domalika oraz w dwóch głośnych dziełach z ostatniego roku dekady – "Wojaczku" Lecha Majewskiego i "Wrotach Europy" Jerzego Wójcika. „Współpraca z Lechem była niezapomnianym przeżyciem, to jest reżyser, który szanuje każdą osobę w ekipie filmowej, a ponadto ma niebywałą wyobraźnię dźwiękową. Zresztą podobnie jak Jerzy Wójcik, który we "Wrotach Europy", ukazując panikę w zagrożonym działaniami wojennymi miasteczku, zilustrował ją odgłosami modlitw, które dochodziły z cerkwi, synagogi i kościoła rzymsko-katolickiego. Reżyser zaakceptował mój pomysł, aby dodać narastający ryk silnika samolotu zwiadowczego, sugerujący zbliżanie się zagrożenia. To była jedna z tych pięknych chwil w moim życiu zawodowym, w których czerpałem satysfakcję z dołożenia do filmu własnej cegiełki. Jestem za te chwile wdzięczny losowi” – mówi Ryszard Krupa.
Artysta dziękuje też za już 15 lat współpracy z serialem "M jak miłość", którą dzieli się z kolegą po fachu, Grzegorzem Nawarą. „Dziękuję reżyserom i współpracownikom z planów filmowych” – dodaje Ryszard Krupa. „Najgorętsze wyrazy wdzięczności kieruję do moich bliskich: pierwszej, już nieżyjącej żony, Maryli, obecnej – Jadwigi, dzieci – Elizy i Michała. Bez ich poświęcenia dla domu, dla rodziny, nie mógłbym oddać się mojej filmowej pasji” – podkreśla.
Andrzej Bukowiecki
Magazyn Filmowy SFP, 48/2015
13.03.2016
fot. Archiwum prywatne Ryszarda Krupy
PirotechniK Kazimierz Wróblewski
Jerzy Satanowski – wytwórca muzyki
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024