Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Aktorzy Polscy
Filmowcy Polscy
Był wybitnym kierownikiem produkcji, wieloletnim szefem produkcji w Zespole Filmowym „Tor”, członkiem założycielem Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Jeszcze tak niedawno, w grudniu ubiegłego roku, odebrał Nagrodę SFP. Cieszył się wtedy względnie dobrym zdrowiem i miał doskonałą pamięć. Zmarł 7 sierpnia 2015 roku, w cztery dni po swoich 90. urodzinach.
Włodzimierz Śliwiński przyszedł na świat w 1925 roku w Żyrardowie jako najmłodszy z trzech braci Franciszki i Władysława Śliwińskich. Po przedwczesnej śmierci ojca trud wychowania dwóch synów, Tadeusza i Włodzimierza (trzeci, Janusz, zmarł wkrótce po urodzeniu), wzięła na siebie matka. „Wpoiła nam – napisał Włodzimierz w pamiętnikach „Dni i lata” (Warszawa 2004) – że wiedza i nauka to rzeczy najważniejsze. (…) Brat ukończył szkołę średnią, ja zaś studia wyższe” (Szkołę Główną Handlową w Warszawie – dop. A.B.).
Kiedy wybuchła wojna, Włodzimierz był w harcerstwie. Od 1942 roku służył w Armii Krajowej. Po upadku Powstania Warszawskiego został wywieziony na roboty przymusowe do Niemiec. Wróciwszy do kraju, otrzymał w 1946 roku świadectwo maturalne.
Wejście w świat filmu
W świecie tym przyszły kierownik produkcji "Popiołów" Andrzeja Wajdy i "Westerplatte" Stanisława Różewicza znalazł się przypadkiem. W 1950 roku, gdy miał 25 lat i pracował po studiach w Łodzi, w Centrali Handlowej Przemysłu Odzieżowego, przypadkowo spotkany znajomy zaproponował mu posadę w Filmie Polskim i wyższe zarobki. Wkrótce Śliwiński został kasjerem przy "Żołnierzu zwycięstwa" Wandy Jakubowskiej. Młody chłopak, zdegustowany mocno zakrapianą imprezą na planie, chciał odejść z kinematografii, ale dyrektor finansowy łódzkiej WFF, Wiktor Budzyński, przekonał go, by został. Śliwiński trafił do ekipy "Warszawskiej premiery" Jana Rybkowskiego. „Uwierzyłem w sens pracy. (…) Świat filmu zaczął mnie fascynować. Starałem się dobrze wywiązywać ze swoich obowiązków. Zostało to zauważone i docenione, w szczególności przez jednego z najwybitniejszych organizatorów produkcji filmowej w Polsce, Zygmunta Szyndlera” – wspominał w „Dniach i latach”.
Fot. Małgorzata Mikołajczyk/SFP
Z ołówkiem w ręku
Z kasjera przeobraził się w kierownika zdjęć, by w 1956 roku zadebiutować "Trzema kobietami" Różewicza jako kierownik produkcji. W tym charakterze, jak wyliczył Tomasz Niezabitowski w książce „Włodzimierz Śliwiński” (Łódź 2006), pracował przy 21 filmach kinowych. Było wśród nich sześć filmów Jana Rybkowskiego (m.in. "Pan Anatol szuka miliona", "Dziś w nocy umrze miasto", "Kiedy miłość była zbrodnią") i pięć Stanisława Różewicza (oprócz wspomnianych "Trzech kobiet" i "Westerplatte" m.in. "Wolne miasto"). „Śliwiński był ulubionym kierownikiem produkcji Różewicza” – mówi Filip Bajon. Sam pan Włodzimierz niejako potwierdził to w tekście okolicznościowym z okazji przyznania mu Nagrody SFP („Magazyn Filmowy”, styczeń 2015): „Różewicz wręcz uzależnił realizację "Westerplatte" od tego, czy uda mu się przenieść mnie do tego filmu z innego, przy którym wtedy pracowałem. Udało się”.
Największym zawodowym wyzwaniem, przed jakim stanął Śliwiński, były "Popioły" Andrzeja Wajdy. Sprostał mu, o czym najlepiej świadczy fakt, że nie tylko nie przekroczył budżetu tej superprodukcji, ale jeszcze zaoszczędził pół miliona złotych. „Bo moją dewizą było dobre gospodarowanie” – stwierdził w cytowanym wyżej artykule. „Za komuny, w czasach powszechnej rozrzutności i kombinowania, rygoryzm finansowy Śliwińskiego, wynikający z przekonania, że o pieniądze państwowe należy dbać równie dobrze, jak o prywatne, robił wrażenie” – przyznaje Krzysztof Zanussi, który jako reżyser związany z „Torem”, a potem dyrektor artystyczny tego Zespołu (dziś Studia) często współpracował z panem Włodzimierzem.
Akuszer słynnych debiutów
Włodzimierz Śliwiński dał się poznać jako prężny zastępca dyrektora „Poltelu”, gdzie nadzorował produkcję 120 odcinków seriali, czy aktywny działacz SFP (zasiadał w Komisji Rewizyjnej). Zasłużył się jednak głównie jako szef produkcji w „Torze”. Za jego kadencji (1967-1979) powstały m.in. "Barwy ochronne" Zanussiego, a także głośne debiuty: "Ocalenie" Edwarda Żebrowskiego, "Blizna" Krzysztofa Kieślowskiego, "Zmory" Wojciecha Marczewskiego, "Aria dla atlety"Bajona. „Włodek dbał o dyscyplinę finansową, ale zarazem wyczuwał potrzeby środowiska filmowego. Miał duszę społecznika, mądrze wypowiadał się na forach SFP. To absolutnie pozytywna postać” – mówi Bajon.
„W czasach pana Włodzimierza w »Torze« żaden film nie powstał bez jego zaangażowania się w proces produkcji. To było bardzo cenne” – dodaje Zanussi.
Włodzimierz Śliwiński z rozczuleniem wspominał swoją zmarłą w 2003 roku żonę, montażystkę Urszulę Śliwińską. A kilka miesięcy przed własną śmiercią o swoim życiu powiedział: „Wzbogaciło mnie o wspaniałe przyjaźnie, które trudno przecenić”.
Kiedy wybuchła wojna, Włodzimierz był w harcerstwie. Od 1942 roku służył w Armii Krajowej. Po upadku Powstania Warszawskiego został wywieziony na roboty przymusowe do Niemiec. Wróciwszy do kraju, otrzymał w 1946 roku świadectwo maturalne.
Wejście w świat filmu
W świecie tym przyszły kierownik produkcji "Popiołów" Andrzeja Wajdy i "Westerplatte" Stanisława Różewicza znalazł się przypadkiem. W 1950 roku, gdy miał 25 lat i pracował po studiach w Łodzi, w Centrali Handlowej Przemysłu Odzieżowego, przypadkowo spotkany znajomy zaproponował mu posadę w Filmie Polskim i wyższe zarobki. Wkrótce Śliwiński został kasjerem przy "Żołnierzu zwycięstwa" Wandy Jakubowskiej. Młody chłopak, zdegustowany mocno zakrapianą imprezą na planie, chciał odejść z kinematografii, ale dyrektor finansowy łódzkiej WFF, Wiktor Budzyński, przekonał go, by został. Śliwiński trafił do ekipy "Warszawskiej premiery" Jana Rybkowskiego. „Uwierzyłem w sens pracy. (…) Świat filmu zaczął mnie fascynować. Starałem się dobrze wywiązywać ze swoich obowiązków. Zostało to zauważone i docenione, w szczególności przez jednego z najwybitniejszych organizatorów produkcji filmowej w Polsce, Zygmunta Szyndlera” – wspominał w „Dniach i latach”.
Fot. Małgorzata Mikołajczyk/SFP
Z ołówkiem w ręku
Z kasjera przeobraził się w kierownika zdjęć, by w 1956 roku zadebiutować "Trzema kobietami" Różewicza jako kierownik produkcji. W tym charakterze, jak wyliczył Tomasz Niezabitowski w książce „Włodzimierz Śliwiński” (Łódź 2006), pracował przy 21 filmach kinowych. Było wśród nich sześć filmów Jana Rybkowskiego (m.in. "Pan Anatol szuka miliona", "Dziś w nocy umrze miasto", "Kiedy miłość była zbrodnią") i pięć Stanisława Różewicza (oprócz wspomnianych "Trzech kobiet" i "Westerplatte" m.in. "Wolne miasto"). „Śliwiński był ulubionym kierownikiem produkcji Różewicza” – mówi Filip Bajon. Sam pan Włodzimierz niejako potwierdził to w tekście okolicznościowym z okazji przyznania mu Nagrody SFP („Magazyn Filmowy”, styczeń 2015): „Różewicz wręcz uzależnił realizację "Westerplatte" od tego, czy uda mu się przenieść mnie do tego filmu z innego, przy którym wtedy pracowałem. Udało się”.
Największym zawodowym wyzwaniem, przed jakim stanął Śliwiński, były "Popioły" Andrzeja Wajdy. Sprostał mu, o czym najlepiej świadczy fakt, że nie tylko nie przekroczył budżetu tej superprodukcji, ale jeszcze zaoszczędził pół miliona złotych. „Bo moją dewizą było dobre gospodarowanie” – stwierdził w cytowanym wyżej artykule. „Za komuny, w czasach powszechnej rozrzutności i kombinowania, rygoryzm finansowy Śliwińskiego, wynikający z przekonania, że o pieniądze państwowe należy dbać równie dobrze, jak o prywatne, robił wrażenie” – przyznaje Krzysztof Zanussi, który jako reżyser związany z „Torem”, a potem dyrektor artystyczny tego Zespołu (dziś Studia) często współpracował z panem Włodzimierzem.
Akuszer słynnych debiutów
Włodzimierz Śliwiński dał się poznać jako prężny zastępca dyrektora „Poltelu”, gdzie nadzorował produkcję 120 odcinków seriali, czy aktywny działacz SFP (zasiadał w Komisji Rewizyjnej). Zasłużył się jednak głównie jako szef produkcji w „Torze”. Za jego kadencji (1967-1979) powstały m.in. "Barwy ochronne" Zanussiego, a także głośne debiuty: "Ocalenie" Edwarda Żebrowskiego, "Blizna" Krzysztofa Kieślowskiego, "Zmory" Wojciecha Marczewskiego, "Aria dla atlety"Bajona. „Włodek dbał o dyscyplinę finansową, ale zarazem wyczuwał potrzeby środowiska filmowego. Miał duszę społecznika, mądrze wypowiadał się na forach SFP. To absolutnie pozytywna postać” – mówi Bajon.
„W czasach pana Włodzimierza w »Torze« żaden film nie powstał bez jego zaangażowania się w proces produkcji. To było bardzo cenne” – dodaje Zanussi.
Włodzimierz Śliwiński z rozczuleniem wspominał swoją zmarłą w 2003 roku żonę, montażystkę Urszulę Śliwińską. A kilka miesięcy przed własną śmiercią o swoim życiu powiedział: „Wzbogaciło mnie o wspaniałe przyjaźnie, które trudno przecenić”.
Andrzej Bukowiecki
Magazyn Filmowy SFP, 49/2015
23.01.2016
fot. Małgorzata Mikołajczyk/SFP
Anna Wasilewska – strażniczka planu
In memoriam: Adam Walaciński
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2023