PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Niewiele brakowało, a zostałaby aktorką albo prawniczką. Przez przypadek trafiła do montażowni i… została w niej 40 lat. Przy stole montażowym głowiły się z nią nad swoimi filmami reżyserskie sławy: Bohdziewicz, Ford, Różewicz, Skolimowski, Ber, Bareja, Bajon, Gliński, Hoffman.
Łodzianka Alina Faflik, rocznik 1929, dziwi się rodzicom, którzy nie chcą posyłać sześciolatków do szkoły. Sama rozpoczęła w tym wieku swoją edukację i dzięki temu szybko przeobraziła się z nieśmiałej jedynaczki w osobę dającą sobie radę w życiu. Ta umiejętność bardzo się jej przydała, zarówno podczas wojny, która postawiła względnie szczęśliwy świat dziewięciolatki na głowie, jak i po wyzwoleniu, kiedy też nie żyło się łatwo.

W tamtych latach Alina Faflik, którą w dzieciństwie kino niezbyt interesowało, dowiedziała się, że w jej mieście można sobie dorobić statystowaniem w Wytwórni Filmów Fabularnych przy Łąkowej. Wanda Jakubowska poszukiwała dziewcząt do „Ostatniego etapu”. Alinę Faflik wybrała od razu. Za pieniądze uzyskane po dwóch miesiącach ciężkiej pracy na planie nastolatka spełniła trochę swych dziewczęcych marzeń, ale bakcyla kina nie połknęła. Traf chciał jednak, że spotkała na ulicy kierownika produkcji Mieczysława Wajnbergera, który zaproponował jej pracę w powstającym w WFF Wydziale Montażu. „Nie wiedziałam, co to jest montaż filmu” – przyznaje pani Alina. Ponieważ Wydział był w fazie organizacji, zatrudniano w nim zaledwie trzech montażystów, toteż młodziutka asystentka rozpoczynała pracę o 8 rano, a kończyła o 2 w nocy. W styczniu 1949 roku otrzymała etat. „Przepracowałam w WFF 40 lat, tworzyliśmy tam jedną wielką rodzinę” – opowiada.

Najpierw musiała nauczyć się klejenia taśmy filmowej w taki sposób, żeby nie trzeba było powtarzać tej czynności wielokrotnie, bo taśma sporo kosztowała, a cięcie jej w nieskończoność mogło ją uszkodzić. „Dawniej montaż był przygodą, bo właściwie należało skleić scenę raz a dobrze. Nie to, co teraz, kiedy elektronika pozwala na dowolną ilość wariantów bez narażania materiału na straty” – tłumaczy Alina Faflik.

Pierwszym reżyserem, z którym zetknęła się przy montażu był Antoni Bohdziewicz. „Mnie to nazwisko wtedy niewiele mówiło, poza tym, że Bohdziewicza bano się w wytwórni. Krążyły słuchy, że współpracowników, z których jest niezadowolony, zwalnia po dwóch dniach. Tymczasem okazał się uroczym człowiekiem, choć bardzo nerwowym” – wspomina bohaterka naszego artykułu. Pomagała Bohdziewiczowi zmontować jego film „Za wami pójdą inni…”, gdy inna asystentka, Róża Pstrokońska, poszła na urlop macierzyński. Alinie jakoś udało się uporządkować stos ścinków taśmy, które zapełniały szafę w montażowni mistrza. Mimo to usłyszała od niego, że montażystki z niej nie będzie, więc on pomoże jej zostać aktorką. „Nie zgodziłam się, nie opuściłam montażowni” – mówi pani Alina.

Najlepszą szkołę montażu otrzymała współpracując z przedwojennym fachowcem, Czesławem Raniszewskim. Nauczyła się od niego, jak nie utonąć w stercie ujęć i dubli. Z ich stołu montażowego zeszły m.in. „Szkice węglem” i „Kalosze szczęścia” Bohdziewicza, a pomiędzy tymi dwoma filmami – „Zamach” Jerzego Passendorfera. W 1960 roku Alina Faflik wspólnie z Mirosławą Garlicką zmontowała „Krzyżaków”Aleksandra Forda. Współpracę z budzącym w środowisku kontrowersje reżyserem nazywa fantastyczną, gdyż nakręcony przez niego materiał sam podsuwał cięcia montażowe.

Z innych powodów mile wspomina Stanisława Różewicza. „Był bardzo ciepłym człowiekiem, spokojnym, nigdy się nie denerwował” – mówi. Poznali się, gdy Raniszewski z powodu choroby musiał przerwać pracę nad montażem „Głosu z tamtego świata” i Różewicz porosił Alinę Faflik, by ją dokończyła. Trzy jego późniejsze filmy - „Piekło i niebo”, „Szklaną kulę” i „Drzwi w murze” – zmontowała już samodzielnie.

Do schyłku lat 80., kiedy kończyła karierę komediami „Łabędzi śpiew” Roberta Glińskiego i „Co lubią tygrysy” Krzysztofa Nowaka, przez jej stół montażowy przewinęło się ponad 60 filmów i seriali. Były wśród nich zarówno superprodukcje („Pan Wołodyjowski” Jerzego Hoffmana czy serial Ryszarda Bera „Lalka”), jak i obrazy skromniejsze (np. „Niespotykanie spokojny człowiek” Stanisława Barei i „Wizja lokalna 1901” Filipa Bajona). Bardzo lubiła pracować z Berem, zwłaszcza nad „Cudzoziemką”, która wywarła na niej duże wrażenie. O Barei mówi krótko: „Uroczy!”. Za to jako dosyć trudną wspomina współpracę z Jerzym Skolimowskim, który nie pozwalał sobie niczego wyperswadować. Ponadto wyjątkowo długie ujęcia, z których zbudował „Walkowera”, były dla Aliny Faflik zupełną nowością.

Dziś pani Alina, oglądając się wstecz, mówi: „Jestem szczęśliwa, że przypadkowo moją pierwszą i – jak się okazało – jedyną pracą był montaż filmów, który mnie absolutnie zafascynował i dał mi wiele satysfakcji. Niczego piękniejszego nie mogłabym dostać od życia”
Andrzej Bukowiecki
Magazyn Filmowy SFP, 29/2014
  20.02.2014
fot. Wojciech Urbanowicz/SF Kadr/Filmoteka Narodowa
Z Piwnicy na ekran
Miałem szczęście. Wywiad z Jackiem Bromskim
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll