Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Radość tworzenia stanowi w przypadku Romana Polańskiego niezmiernie istotny motyw wszelkich jego filmowych poczynań. Akompaniuje temu impuls twórczy, jakim jest radość opowiadania za pośrednictwem ruchomych obrazów…
Wszystko zaczęło się od… odrzucenia. Autorski projekt "Ssaków" nie zyskał akceptacji łódzkiego Studia Małych Form „Se-ma-for” i planowana realizacja utknęła w martwym punkcie. Dzisiaj wiemy, że scenariusz napisany przez Romana Polańskiego i Andrzeja Kondratiuka, dla którego inspiracją i punktem wyjścia stał się obraz Witolda Wojtkiewicza, niósł ze sobą propozycję niebywale na owe czasy oryginalną, co bynajmniej nie oznaczało zielonego światła na realizację.
Do pomysłu nakręcenia grupa przyjaciół powróciła ponownie po przyjeździe Polańskiego z Paryża. To, co się wtedy zrodziło w wyniku burzy mózgów, do jakiej doszło w łódzkiej kawiarni, można uznać za rzecz doprawdy niezwykłą. Ssaki stanowią w dziejach powojennej kinematografii polskiej absolutny ewenement. Oto „w środku” PRL, w warunkach ostrej cenzury i w atmosferze pełnej podejrzliwości władzy wobec niepokornych filmowców (partia tyle co rozprawiła się ideologicznie z polską szkołą filmową), powstaje iście partyzancka produkcja niezależna, będąca aktem wolności twórczej grupy młodych artystów.
Coś takiego nie miało prawa się zdarzyć, a jednak się zdarzyło! W przypadku "Ssaków" jesteśmy wraz z tą produkcją znacznie dalej, niż w przypadku nakręconych jako szkolna etiuda PWSF "Dwóch ludzi z szafą" (1958). Tamto dziełko kręcono bowiem, mając zapewnione niezbędne quantum koniecznej oficjalności, podczas gdy późniejsze o kilka lat "Ssaki" nie próbowały zachować nawet jej pozorów. Może z wyjątkiem tego, że w czołówce figuruje jednak ostatecznie łódzki „Se-ma-for”, co pozwoliło uczynić tę prywatną produkcję bytem oficjalnie akceptowanym przez system.
Zimą 1961 ekipa udała się do Zakopanego, gdzie na resztkach topniejącego śniegu, w ciągu zaledwie paru dni, nakręcono zdjęcia. Podobnie jak "Dwaj ludzie z szafą", "Ssaki" są kameralnych rozmiarów powiastką filozoficzną. Dwaj ludzie z sankami oznaczają akt twórczego nieposłuszeństwa, jakim było zagranie na nosie machinie administracyjnej. Uwaga, chuligan! Ten film to chuligański wybryk Polańskiego et consortes – demonstracyjnie omijający oficjalną drogę i za nic mający reguły, niezliczone bariery i nieznośny dla filmowców ciężar niemożności, jakie machina ta wówczas wszystkim bezwzględnie narzucała.
"Ssaki", zrzut z ekranu
"Ssaki" to filmowy podrzutek, pierwszy „niezal” w PRL. Aby mógł się realnie pojawić, konieczna była nie tylko inwencja twórcza, ale i spore pieniądze. Wyłożyli je po połowie, zaprzyjaźnieni z reżyserem, Wojciech Frykowski i Andrzej Kostenko.
Samo finansowanie jednak nie wystarczało. Niezbędna była ponadto profesjonalna kamera i osprzęt. Szkolnego Arriflexa wypożyczył dziekan Stanisław Wohl. Nakręcony „nielegalnie” materiał trzeba było jeszcze profesjonalnie wywołać, co stało się ostatecznie dzięki znajomościom i chodom nieocenionego Andrzeja Kostenki, który przemycił go jako część materiałów zdjęciowych innego filmu skierowanych do wywołania w laboratorium państwowym.
Obfitująca w liczne perypetie i zwroty akcji opowieść mieści się w zaledwie dziesięciu minutach. Jej otwarta na rozmaite odczytania – tyleż prosta, co perfekcyjnie obmyślana – konstrukcja zawiera w sobie niezmiernie nośną parabolę relacji międzyludzkich. "Ssaki" są majstersztykiem niewielkiej produkcji. Twórcy filmu osiągnęli kapitalny poziom kondensacji użytych środków wyrazu: począwszy od górskiej scenerii w postaci śnieżnego limbo, poprzez mistrzowsko kadrowane ujęcia i doskonały rytm, a skończywszy na skrzącym się od zabawnych gagów groteskowo-slapstickowym stylu gry aktorskiej. Po raz kolejny mistrz małej formy Polański pokazał, czym może być kino jako minimal art i jak fascynująca potrafi być jego ekspresja.
Wbrew obiegowym komentarzom, nie jest to tylko opowieść o konflikcie wynikającym z dominacji i władztwa jednych nad drugimi. To trop ważny, ale niejedyny. Związani ze sobą protagoniści prezentują mikroukład scalony – społeczeństwo w kropli wody: egoistyczne, podzielone, zantagonizowane, lecz przecież zmuszone do współdziałania i koegzystencji. "Ssaki" to studium przejmowania i sprawowania władzy. Niezwykle ciekawy wątek stanowi w nim powtarzający się motyw wejścia w posiadanie sanek i ich oszukańczego zawłaszczania przez tego, kto podstępem uzurpuje sobie do nich prawo, wraz z przywilejem jazdy. Równość to nie wszystko. Równi ciągną i wożą równiejszych. Ciągnięty oszukuje i wykorzystuje ciągnącego. Władza jednego opiera się na wyzysku drugiego. Ongiś, dzisiaj i do końca świata. Gorzka prawda została tutaj przebrana w kostium śnieżnej błazenady.
Kapitalny wkład twórczy wniósł do "Ssaków" autor muzyki, Krzysztof Komeda. Podczas nagrania muzyki w łódzkim studiu nagrań przy Łąkowej kompozytor nad wyraz umiejętnie połączył w jedno dwa światy muzyczne: jazzmanów swego Sekstetu i miejscowy zespół mandolinistów. Ryzykowny pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę – jako biegunowe zaprzeczenie filmowej muzyki ilustracyjnej. Konflikt w warstwie zdarzeń otrzymał doskonały ekwiwalent audialny w postaci starcia dwóch różnych stylów uprawiania muzyki. Po raz kolejny Komeda wyszedł na spotkanie wyobraźni Polańskiego, twórczo rozwijając jego myśl i sposób przekazu. Obie sfery – wizualna i dźwiękowa – połączyły się w organiczną jedność efektu artystycznego najwyższej próby.
"Ssaki" rozbiły bank z nagrodami, w ciągu następnych dwóch lat święcąc triumfy w konkursach międzynarodowych festiwali w Tours, Oberhausen i w Krakowie, gdzie Złote Smoki przyznano: Polańskiemu, Komedzie, Kostence i Kondratiukowi.
Coś takiego nie miało prawa się zdarzyć, a jednak się zdarzyło! W przypadku "Ssaków" jesteśmy wraz z tą produkcją znacznie dalej, niż w przypadku nakręconych jako szkolna etiuda PWSF "Dwóch ludzi z szafą" (1958). Tamto dziełko kręcono bowiem, mając zapewnione niezbędne quantum koniecznej oficjalności, podczas gdy późniejsze o kilka lat "Ssaki" nie próbowały zachować nawet jej pozorów. Może z wyjątkiem tego, że w czołówce figuruje jednak ostatecznie łódzki „Se-ma-for”, co pozwoliło uczynić tę prywatną produkcję bytem oficjalnie akceptowanym przez system.
Zimą 1961 ekipa udała się do Zakopanego, gdzie na resztkach topniejącego śniegu, w ciągu zaledwie paru dni, nakręcono zdjęcia. Podobnie jak "Dwaj ludzie z szafą", "Ssaki" są kameralnych rozmiarów powiastką filozoficzną. Dwaj ludzie z sankami oznaczają akt twórczego nieposłuszeństwa, jakim było zagranie na nosie machinie administracyjnej. Uwaga, chuligan! Ten film to chuligański wybryk Polańskiego et consortes – demonstracyjnie omijający oficjalną drogę i za nic mający reguły, niezliczone bariery i nieznośny dla filmowców ciężar niemożności, jakie machina ta wówczas wszystkim bezwzględnie narzucała.
"Ssaki", zrzut z ekranu
"Ssaki" to filmowy podrzutek, pierwszy „niezal” w PRL. Aby mógł się realnie pojawić, konieczna była nie tylko inwencja twórcza, ale i spore pieniądze. Wyłożyli je po połowie, zaprzyjaźnieni z reżyserem, Wojciech Frykowski i Andrzej Kostenko.
Samo finansowanie jednak nie wystarczało. Niezbędna była ponadto profesjonalna kamera i osprzęt. Szkolnego Arriflexa wypożyczył dziekan Stanisław Wohl. Nakręcony „nielegalnie” materiał trzeba było jeszcze profesjonalnie wywołać, co stało się ostatecznie dzięki znajomościom i chodom nieocenionego Andrzeja Kostenki, który przemycił go jako część materiałów zdjęciowych innego filmu skierowanych do wywołania w laboratorium państwowym.
Obfitująca w liczne perypetie i zwroty akcji opowieść mieści się w zaledwie dziesięciu minutach. Jej otwarta na rozmaite odczytania – tyleż prosta, co perfekcyjnie obmyślana – konstrukcja zawiera w sobie niezmiernie nośną parabolę relacji międzyludzkich. "Ssaki" są majstersztykiem niewielkiej produkcji. Twórcy filmu osiągnęli kapitalny poziom kondensacji użytych środków wyrazu: począwszy od górskiej scenerii w postaci śnieżnego limbo, poprzez mistrzowsko kadrowane ujęcia i doskonały rytm, a skończywszy na skrzącym się od zabawnych gagów groteskowo-slapstickowym stylu gry aktorskiej. Po raz kolejny mistrz małej formy Polański pokazał, czym może być kino jako minimal art i jak fascynująca potrafi być jego ekspresja.
Wbrew obiegowym komentarzom, nie jest to tylko opowieść o konflikcie wynikającym z dominacji i władztwa jednych nad drugimi. To trop ważny, ale niejedyny. Związani ze sobą protagoniści prezentują mikroukład scalony – społeczeństwo w kropli wody: egoistyczne, podzielone, zantagonizowane, lecz przecież zmuszone do współdziałania i koegzystencji. "Ssaki" to studium przejmowania i sprawowania władzy. Niezwykle ciekawy wątek stanowi w nim powtarzający się motyw wejścia w posiadanie sanek i ich oszukańczego zawłaszczania przez tego, kto podstępem uzurpuje sobie do nich prawo, wraz z przywilejem jazdy. Równość to nie wszystko. Równi ciągną i wożą równiejszych. Ciągnięty oszukuje i wykorzystuje ciągnącego. Władza jednego opiera się na wyzysku drugiego. Ongiś, dzisiaj i do końca świata. Gorzka prawda została tutaj przebrana w kostium śnieżnej błazenady.
Kapitalny wkład twórczy wniósł do "Ssaków" autor muzyki, Krzysztof Komeda. Podczas nagrania muzyki w łódzkim studiu nagrań przy Łąkowej kompozytor nad wyraz umiejętnie połączył w jedno dwa światy muzyczne: jazzmanów swego Sekstetu i miejscowy zespół mandolinistów. Ryzykowny pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę – jako biegunowe zaprzeczenie filmowej muzyki ilustracyjnej. Konflikt w warstwie zdarzeń otrzymał doskonały ekwiwalent audialny w postaci starcia dwóch różnych stylów uprawiania muzyki. Po raz kolejny Komeda wyszedł na spotkanie wyobraźni Polańskiego, twórczo rozwijając jego myśl i sposób przekazu. Obie sfery – wizualna i dźwiękowa – połączyły się w organiczną jedność efektu artystycznego najwyższej próby.
"Ssaki" rozbiły bank z nagrodami, w ciągu następnych dwóch lat święcąc triumfy w konkursach międzynarodowych festiwali w Tours, Oberhausen i w Krakowie, gdzie Złote Smoki przyznano: Polańskiemu, Komedzie, Kostence i Kondratiukowi.
Marek Hendrykowski
"Magazyn Filmowy. Pismo SFP" 73, 2017
27.02.2018
O Victorio, moja Victorio…
Krótkometrażowcy: "Kobiela na plaży"
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024