Urodził się 27 sierpnia 1924 roku w Siedlcach. W czasie II
wojny światowej był redaktorem naczelnym pisma „Młody Nurt” (1942-1944). W 1950
roku skończył studia w Szkole Głównej Planowania i Statystyki. Już wtedy
publikował recenzje filmowe m.in. w „Odrodzeniu”. Od 1949 roku pracował w
tygodniku „Film”, publikował też recenzje w „Życiu literackim”. Od 1952 do 1956
był kierownikiem działu filmowego w „Przeglądzie Tygodniowym”, a w latach
1956-1957 kierował miesięcznikiem „Film na Świecie”. Od 1968 był szefem działu
zagranicznego miesięcznika „Kino”. Aż do ostatnich swoich dni był też członkiem
redakcji tego pisma.
Na jego „Języku filmu” wychowało się kilka pokoleń
realizatorów. Ale był też autorem wielu innych pozycji: „Fotografowanie nie
jest trudne” (1951), „Szkice filmowe” (1952), „Filmy, które pamiętamy” (1956),
„Filmowcy radzieccy i ich dorobek” (1957), „Mała historia filmu w ilustracjach”
(1957), „Historia filmu dla każdego” (1968), „200 filmów tworzy historię
najnowszą kina” (1973), „Historia filmu francuskiego: 1895-1989 (1980). Tę
ostatnią pracę uzupełnił potem w drugim wydaniu aż do 2003 roku.
Tyle można wyczytać w suchym życiorysie Jerzego Płażewskiego. Ale za tymi datami i tytułami gazet jest życie pełne filmów. I olbrzymia wiedza na temat kina. Mało kto już dzisiaj taką ma. Kino było dla niego czymś w rodzaju świątyni. Nie przypominam sobie, by rozmawiał o polityce czy spadkach na giełdzie, w jego świecie zawsze królowała sztuka.
Fot. Kuba Kiljan / SFP
Jerzy Płażewski przez kilkadziesiąt lat jeździł na festiwale
w Cannes, Berlinie, Wenecji, San Sebastian, Moskwie, Acapulco, Locarno,
Karlowych Warach, Mannheim, Mar del Plata, Gdyni, Krakowie. Cieszył się
ogromnym szacunkiem wśród zagranicznych kolegów-dziennikarzy i dyrektorów
festiwali. W Cannes był jedynym krytykiem, który miał prestiżową, białą
akredytację, zarezerwowaną dla garstki najbardziej szanowanych gości. W swoim
szarym garniturze siadał zawsze blisko ekranu. W ostatnich latach zawsze
towarzyszyła mu żona. Opiekowała się nim, z nią czuł się pewniej. Był w Cannes
jeszcze przed rokiem. W tym roku zrezygnował, czuł się słabo.
Ale niemal do ostatnich tygodni bywał na pokazach filmowych.
Zawsze oglądał setki filmów. Kiedy spotykałam go na canneńskim Croisette czy na
berlińskim Potsdamer Platz pytał: „Pani Basiu, ile pani już dzisiaj filmów
widziała?”. Odpowiadałam: „Dwa, panie Jerzy”. „A, to ja już idę na czwarty” – odpowiadał.
Bo wszystko go ciekawiło, chciał wywieźć z festiwali jak najwięcej wrażeń.
Pamiętam, kiedyś w Cannes przewrócił się i potłukł, trafił do szpitala. Tam
przeszedł badania, a następnego dnia rano poprosił, by karetka odwiozła go
prosto do Pałacu Festiwalowego. O godzinie 8.30 zasiadł, jak zawsze, przed
ekranem. W czasie seansów zapisywał w kajeciku, drobnym maczkiem, swoje uwagi.
I to nie były streszczenia filmów. Opisywał jakiś szczegół obrazu, czasem
dialog – to, co mogłoby umknąć potem z pamięci, a co składa się na filmowe
dzieło. I co było zadziwiające? Pan Jerzy szedł z duchem czasu. Nie szukał w
kinie wyłącznie filmów zrealizowanych przez mistrzów, lubił oglądać debiuty,
odkrywać nieznanych twórców. Potrafił zachwycić się obrazem eksperymentalnym.
Nie pozostał przy kinie, które opisywał w „Języku filmu”. Doceniał współczesne
próby poszukiwania języka filmowego. Czasem zaskakiwał wręcz swoją otwartością
na nowoczesność, swoją duchową młodością.
Pan Jerzy był doktorem filozofii, a wiele osób i tak
zwracało się do niego: „Panie profesorze...”. Ale nie był typem naukowca. Pisał
o swoich fascynacjach i rozczarowaniach językiem zrozumiałym dla wszystkich.
Był człowiekiem ogromnie czynnym. W 1960 założył w Warszawie Kino Dobrych Filmów Wiedza i kierował nim do 1985 roku. W tym kinie wychowało się kilka pokoleń kinomanów. W czasach, kiedy nie było jeszcze archiwów i wypożyczalni internetowych, tam właśnie można było na dużym ekranie obejrzeć dzieła mistrzów. "Obywatela Kane’a", wczesne filmy Bergmana czy Felliniego, niełatwo dostępnych Amerykanów.
Jerzy Płażewski był człowiekiem niezwykle życzliwym. Pomagał
młodszym kolegom, był członkiem zarządu Koła Piśmiennictwa przy Stowarzyszeniu Filmowców
Polskich, przez wiele lat próbował doradzać, jak promować polskie filmy na
zagranicznych festiwalach, prowadził akcję, której celem była promocja książek
filmowych wydawanych na całym świecie. I jeszcze coś: On naprawdę kochał kino.