PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BAZA WIEDZY
ZAWODY FILMOWE
„Film, aby żyć, musi czasem złapać widza za gardło, wywołać ten niepowtarzalny dreszcz emocji” (Krzysztof Fus) Ryzykanci, desperaci, szaleńcy? Wśród „kaskaderów z przypadku” (by nawiązać do tytułu filmu amerykańskiego sprzed lat) trafiają się i tacy. Zawodowcy – skacząc z mostu, dachując autem, płonąc jak pochodnia, czy odpierając ciosy w krwawej bójce – pracują nie tylko mięśniami, ale również głową: od brawury wolą precyzję. Tej ostatniej brakuje natomiast w polskich przepisach regulujących status i pracę kaskaderów. Kaskaderzy: Krzysztof Fus, Ryszard Janikowski (przewodniczący Koła Kaskaderów Stowarzyszenia Filmowców Polskich), Anna Komorowska oraz Zbigniew Modej, a także producent i kierownik produkcji Kamil Przełęcki, podzielili się swymi opiniami, które posłużyły za podstawę niniejszego artykułu.
„Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że wśród żywych pobędę jeszcze przez jakieś pięć sekund, no może trochę więcej”. Tak Krzysztof Fus, od którego zaczęła się historia polskiego kaskaderstwa filmowego, w napisanym przez siebie artykule „Kości zostały rzucone” („CKM” nr X z 1999 roku) wspominał swój niefortunny skok z kolejki górskiej na planie dramatu wojennego Lecha Lorentowicza Znicz olimpijski (1969). „Zabezpieczenia zawiodły, bo wiatr uchylił mi spod nóg podest, z którego miałem się odbić” – pisze Fus, który „te jakieś pięć sekund, no może trochę więcej” wykorzystał na kontrolowanie upadku i dzięki temu przeżył.

W tym samym Zniczu olimpijskim Fus lądował na nartach na saniach wiozących drewno. W bieszczadzkim „westernie” Aleksandra Ścibora-Rylskiego Wilcze echa (1968) skoczył z galopującego konia do studni. W arcydziele Andrzeja Wajdy Wszystko na sprzedaż (1968), nawiązującym do tragicznej śmierci Zbigniewa Cybulskiego, wpadał pod ruszający z dworca i nabierający rozpędu pociąg. Kiedy już znalazł się między peronem a wagonem, musiał podwinąć nogi na płask, żeby koła pociągu mu ich nie urwały.

Na planie Agenta nr 1 Zbigniewa Kuźmińskiego (1971) Krzysztof Fus straszliwie poparzył sobie twarz – konieczna była miejscowa transplantacja skóry. Podczas pracy przy Dublerach Marcina Ziębińskiego (2006) nabawił się bardzo poważnej kontuzji nogi.

W trakcie swojej blisko półwiecznej kariery, na którą złożył się udział w realizacji łącznie około tysiąca: filmów, odcinków seriali, spektakli teatralnych i przedstawień Teatru Telewizji (debiut filmowy: Cała naprzód Stanisława Lenartowicza [1966]; ostatni, jak dotąd, film: Jack Strong Władysława Pasikowskiego [2014]) trzykrotnie był w stanie śmierci klinicznej.

Krzysztof Fus początkowo pracował samodzielnie. W 1967 roku utworzył we Wrocławiu ekipę kaskaderską i nią kierował. „Chciałem uczynić zawód kaskadera zajęciem ekskluzywnym. Dlatego szlag mnie trafia, jak widzę, że kaskaderzy bywają zatrudniani na planie zdjęciowym do przeniesienia księgowej kasy pancernej, albo ganiania po lesie ze świecami dymnymi” – mówi Fus.

W Polsce pierwszy raz głośno o kaskaderach zrobiło się po owym nieszczęśliwym skoku Fusa w Zniczu olimpijskim. Tytuł jednej z publikacji prasowych pytał: „Czy kaskaderzy są potrzebni przy realizacji filmu?”. A urzędnicy wydali rozporządzenie, które nakazywało używanie kukieł w scenach upadków z wysokości powyżej dziesięciu metrów. „Nie wiem, z jakiej pozycji należałoby filmować scenę upadku z dachu, aby nie rozpoznać rzuconej bezwładnie kukły” – pyta zasadnie Krzysztof Fus. I dodaje, prowadząc do uchwycenia istoty kaskaderskiego rzemiosła: „Film, aby żyć, musi czasem złapać widza za gardło, wywołać ten niepowtarzalny dreszcz emocji. W Stawce większej niż życie jako J-23 wyskakiwałem przez okno i spadałem z dachu, chowając twarz przed kamerą. Ale skakał i spadał żywy człowiek. Żeby było kino, musi istnieć zawód kaskadera” (wypowiedzi pochodzą z cytowanego już artykułu Krzysztofa Fusa).  

Pirate Gang i inne sukcesy
Zapotrzebowanie kinematografii polskiej na kaskaderów wzrastało w miarę przybywania epickich filmów widowiskowych. Najpierw Krzyżacy (1960), potem Faraon (1965), Pan Wołodyjowski (1969), Potop (1974), Ziemia obiecana (1974), filmy i seriale wojenne czy przygodowe…

Jednak światowy rozgłos przyniósł naszym kaskaderom udany zespołowy udział w zdjęciach do filmu francusko-tunezyjskiego Piraci Romana Polańskiego (1986). Założycielem i szefem siedemnastoosobowej grupy o nazwie „Pirate Gang” był Ryszard Janikowski. Jej najmłodszym członkiem został Zbigniew Modej, który ponownie współpracował z Polańskim przy Pianiście (2002), tym razem już jako kaskader koordynator czyli ktoś, kto po zapoznaniu się ze scenariuszem i budżetem filmu określa jakie ewolucje są możliwe, a jakie niemożliwe do wykonania, kompletuje ekipę kaskaderów, przeprowadza z nią treningi, dopilnowuje wyposażenia jej w odpowiedni sprzęt, dokonania niezbędnych zabezpieczeń na planie zdjęciowym itp. „Kaskader koordynator w zasadzie nie musi wykonywać ewolucji, ale ja jestem od nich uzależniony, w każdym filmie zostawiam jedną dla siebie” – mówi Modej.

W 1990 roku „Pirate Gang” w składzie sześcioosobowym, z Ryszardem Janikowskim jako koordynatorem, zdobył Grand Prix – Złotego Anioła – na Międzynarodowym Festiwalu Kaskaderów Filmowych w Tuluzie, pokonując nawet ekipę z USA. Werdykt jury pod przewodnictwem amerykańskiego reżysera Irvina Kershnera ( m.in. Imperium kontratakuje) – zapadł jednogłośnie. O tym, że „Pirate Gang” zyskał duże uznanie w zachodnim świecie filmowym, świadczy zaangażowanie zespołu do Otella Franca Zefirelliego (1986) i Wyspy piratów Renny’ego Harlina (1995).

Skoro mowa o Piratach, warto przypomnieć, że w obsadzie filmu znalazł się Władysław Komar – licencjonowany aktor, ale głównie sportowiec. „Wśród kaskaderów też często spotyka się sportowców. Wywodzą się przeważnie ze sportów walki, a ostatnio ze sportów ekstremalnych. Są też oczywiście absolwenci „szkół kaskaderów”, na przykład Polskiej Szkoły Kaskaderów Filmowych (będącej de facto programem rocznych szkoleń z zakresu wykonywania czynności kaskaderskich na potrzeby produkcji filmowej i telewizyjnej), utworzonej przy Stowarzyszeniu Filmowców Polskich” – zauważa Zbigniew Modej, który z kolei został dwukrotnie nominowany do kaskaderskiego „Oscara”, czyli Taurus World Stunt Award. Po raz pierwszy w 2009 roku, kiedy zaimponował jurorom tym, że w serialu Pasikowskiego Glina (2003-2008) wyłącznie w „realu” (bez wspierania się grafiką komputerową) przejeżdżał przez tor kolejowy tuż przed nadjeżdżającym pociągiem. Po raz drugi – trzy lata później, w uznaniu koordynacji kaskaderów w filmie Jerzego Hoffmana 1920. Bitwa Warszawska (2011), zwłaszcza w scenach w okopach oraz tam, gdzie zgromadził przed kamerą trzystukonną kawalerię.


Scena wybuchu z udziałem absolwentów Polskiej Szkoły Kaskaderów Filmowych przy SFP
fot. Archiwum Ryszarda Janikowskiego


Wyłącznie męski sport?
Zawód kaskadera filmowego kojarzy się głównie z mężczyznami, co jest jednak tylko jednym z narosłych wokół niego stereotypów. W Hollywood ta profesja już w początkach jego istnienia miała swoją reprezentantkę, pierwszą kaskaderkę w historii kina – Helen Gibson.

„Fakt, że w kinie polskim jest mniej zadań dla kaskaderek niż dla kaskaderów, ale kobiety wykonują te same ewolucje kaskaderskie, co mężczyźni. Jesteśmy obsadzane wszędzie tam, gdzie potrzebna jest mniejsza waga i większa rozciągliwość ciała, na przykład często dublujemy dzieci, zwłaszcza tak drobna osoba jak ja” – mówi Anna Komorowska, która w Rezerwacie Łukasza Palkowskiego (2007) dublowała… chłopca, Grzegorza Palkowskiego, grającego Grzesia. „Miałam specjalnie obwiązane piersi. W scenie, w której na ekranie Grześ zostaje potrącony przez samochód, przed kamerą to mnie to auto potrąciło” – dodaje kaskaderka.

Anna Komorowska mimo młodego wieku zgromadziła już pokaźny dorobek. Są w nim głośne filmy: Zero Pawła Borowskiego (2009), Wojna polsko-ruska Xawerego Żuławskiego (2009), Róża Wojtka Smarzowskiego (2011), czy wspomniany obraz batalistyczny Hoffmana 1920. Bitwa Warszawska. Nie brakuje też popularnych seriali.

Na pytanie, jak ją – kobietę kaskadera – traktują na planie mężczyźni, Anna Komorowska odpowiada: „Na pewno nie protekcjonalnie, co bardzo mi się podoba. Nieraz słyszę od nich: «Czy myślisz, że skoro jesteś kobietą, to będziesz mieć lżej niż my?» I dźwigam, jak oni, ciężki sprzęt, na przykład alpinistyczny, ale wcale z tego powodu nie narzekam”.

Komorowska chciała zostać aktorką. Nie wyszło, choć czasem otrzymuje i gra role aktorskie.

„Cieszę się, że w ogóle jestem w branży filmowej. Aktorkom, które dubluję, nie zazdroszczę tego, że publiczność im przypisuje moje ewolucje. Nie spotkałam się też z objawami zazdrości ze strony aktorek z powodu moich predyspozycji akrobatycznych i kaskaderskich. Przeważnie bardzo się zaprzyjaźniamy” – zwierza się kaskaderka. „Zresztą współczesnego widza trudno oszukać; aktorzy muszą nieraz osobiście występować w niebezpiecznych scenach, zwłaszcza w ujęciach z bliskimi planami ich twarzy. Tak było w Wojnie polsko-ruskiej: w scenie bójki na barze Roma Gąsiorowska wystąpiła we własnej osobie, myśmy tylko ją ubezpieczali” – dodaje Komorowska.

Jej zdaniem nie do obrony jest obraz kaskadera filmowego jako „manekina” bez emocji dublującego aktora. „Granica między aktorstwem i kaskaderstwem jest cieńsza, niż się wydaje. My też wczuwamy się w rolę, którą gra aktor. Przy czym aktor niekiedy wchodzi w nią za głęboko, zagrywa się. W niebezpiecznej scenie może sobie wtedy nieopatrznie zrobić krzywdę, na przykład, gdy jego bohater wiesza się – za mocno zacisnąć pętlę na szyi. Kaskaderom to się raczej nie zdarza, mają oni jednak większy dystans i dużą wiedzę o anatomii, więc z reguły lepiej od aktorów kontrolują ciało. Dlatego studentom szkół aktorskich bardzo przydałyby się zajęcia z kaskaderami” – uważa Anna Komorowska.
 
Kaskaderzy walczą o swoje
Polscy kaskaderzy toczyli zmagania nie tylko na planach zdjęciowych, przed kamerami, ale także w różnych instytucjach i urzędach, walcząc o korzystne dla siebie regulacje prawne.

„Przez prawie czterdzieści lat od wskrzeszenia kinematografii polskiej po II wojnie światowej, zawód: kaskader filmowy, prawnie nie istniał, choć był wykonywany” – mówi Ryszard Janikowski. W PRL, Przedsiębiorstwo Realizacji Filmów „Zespoły Filmowe” oraz Centralna Wytwórnia Programów i Filmów Telewizyjnych „Poltel”, zatrudniali na etatach „instruktorów do spraw kaskaderskich”, powierzając im „konsultowanie czynności kaskaderskich”, co w praktyce równało się dzisiejszej koordynacji kaskaderskiej.

Dopiero w 1981 roku, na mocy stosownego rozporządzenia Rady Państwa z 1976 roku, mówiącego o tym, że minister kultury i sztuki podejmuje decyzje określające zawody filmowe, do ministerialnej tabeli tych zawodów dopisano, pod pozycją dwudziestą pierwszą, „kaskadera filmowego”. Jak potwierdza Janikowski: „Stało się tak po dwuletnich staraniach m.in. Marcina Sznajdera, z wykształcenia informatyka, specjalisty od nurkowania, i moich”.

Kaskaderom zatrudnionym w „Zespołach Filmowych” płacono za gotowość i każdy dzień oddelegowania na plan zdjęciowy. „Specjalna komórka w Zespołach zajmowała się kompletowaniem ekip realizatorskich. Zatrudniona w niej osoba wiedziała, kto z kaskaderów nie ma w danym momencie zajęcia i proponowała przydział do określonej ekipy. Dwa razy w roku Zespoły organizowały dla kaskaderów obozy kondycyjne, jeden zimowy i jeden konny. Kaskaderom przysługiwały wszelkie świadczenia, także zdrowotne, i ubezpieczenia wynikające ze stosunku pracy, a osobne ubezpieczenie obejmowało każdą ekipę filmową. To wszystko silnie wiązało kaskaderów z kinematografią” – podkreśla Zbigniew Modej.

Początkowo wewnętrzna, działająca w Zespołach, a później centralna komisja przy Ministerstwie Kultury i Sztuki, przyznawała kaskaderom, tak jak przedstawicielom innych profesji filmowych, I lub II kategorię zawodową. Kategorie zniosła Ustawa o kinematografii z 1987 roku, która obligowała ministra kultury i sztuki do wydania w ciągu sześciu miesięcy rozporządzenia określającego nowy tryb uzyskiwania kwalifikacji do wykonywania zawodów filmowych. „Nie ukazało się ono do dzisiaj. My, kaskaderzy, byliśmy jedyną grupą zawodową w środowisku filmowym, która nie przyglądała się biernie tej sytuacji. Po ośmiu latach zmagań doprowadziliśmy do tego, że w 1995 roku minister wydał rozporządzenie w sprawie wykonywania niektórych zawodów filmowych dotyczące zawodu: kaskader filmowy i po raz pierwszy usankcjonowanego prawnie zawodu: kaskader filmowy koordynator” – mówią zgodnie Janikowski i Modej. (W 2000 roku rozporządzenie zastąpił analogiczny akt prawny ministra kultury i dziedzictwa narodowego).

Weryfikowanie kaskaderów przeszło w ręce członków nowej komisji kwalifikacyjnej. Jej  pierwszym przewodniczącym został Ryszard Janikowski. Na wniosek komisji, która przeprowadzała egzaminy dla kandydatów do zawodu kaskadera i kaskadera filmowego koordynatora (tu było wymagane co najmniej średnie wykształcenie, gdyż na koordynatorze spoczywał także obowiązek wykonywania prac umysłowych, np. planu zabezpieczeń), właściwy organ (początkowo Komitet Kinematografii, a po jego likwidacji – Ministerstwo Kultury i Sztuki) przyznawał uprawnienia. Otrzymali je również kaskaderzy, którzy mieli przyznane wcześniej kategorie zawodowe, o ile przedstawili aktualne i pozytywne wyniki badań lekarskich.


Anna Komorowska, fot. Archiwum Anny Komorowskiej

Wyjęci spod prawa
„Ten system sprawdził się. Był jednak uciążliwy dla Departamentu Kinematografii w Ministerstwie Kultury i Sztuki, bo przysparzał jego pracownikom dodatkowej pracy. Podejrzewam, że gdzieś tu tkwi przyczyna usunięcia z Ustawy o kinematografii z 2005 roku rozdziału piątego o zawodach filmowych” – mówi Zbigniew Modej. „Zawody kaskadera filmowego i kaskadera filmowego koordynatora zostały pozbawione podstawowej regulacji prawnej. W ślad za tym minister kultury i sztuki (a w jego następstwie minister kultury i dziedzictwa narodowego) został pozbawiony delegacji do wydawania rozporządzeń o trybie przyznawania uprawnień osobom wykonującym te profesje. Sutkiem tego wszyscy, którzy nie zdążyli nabyć uprawnień kaskadera lub kaskadera koordynatora przed wejściem

w życie Ustawy o kinematografii z 2005 roku, choćby mieli duże kwalifikacje i doświadczenie zawodowe, w świetle obecnie obowiązującego prawa są… stażystami! Ten absurd stawia w bardzo trudnej sytuacji producenta, który zatrudnia taką osobę, zwłaszcza jeśli powierza jej nader odpowiedzialne zadanie kaskadera koordynatora. Wprawdzie uprawnienia czy kategorie nabyte zanim zaczęła obowiązywać Ustawa o kinematografii z 2005 roku nie straciły ważności, żaden akt prawny nas ich nie pozbawił, ale kaskaderów koordynatorów, którzy je zdobyli, pozostało kilku, może kilkunastu” – kończy wywód Modej.

„Pytam więc, z kim będę pracować za dziesięć lat” – martwi się producent Kamil Przełęcki.

Nasuwa się też inne pytanie: dlaczego doszło do całej tej sytuacji. „Wysuwano m.in. argument, że to Unia Europejska narzuciła Polsce usunięcie ograniczeń w dostępie do zawodów filmowych. Bzdura! W innych krajach unijnych kaskaderzy i kaskaderzy koordynatorzy są w ten czy inny sposób certyfikowani. Zresztą, kiedy ubiegaliśmy się o wstąpienie do Unii, polski negocjator stwierdził w opinii pisemnej, że państwa członkowskie mogą stosować własne regulacje dotyczące tych zawodów, które notabene zawsze były w Polsce otwarte dla wszystkich. Przecież przed komisjami nadającymi kategorie czy uprawnienia mógł stanąć każdy! Co więcej, przepisy BHP pozwalały angażować specjalistów z różnych ekstremalnych dziedzin, jeśli posiadali odpowiednie certyfikaty” – mówi Ryszard Janikowski.

BHP wczoraj i dziś
Sytuacji nie uprościło rozporządzenie ministra kultury i dziedzictwa narodowego z 2011 roku w sprawie bezpieczeństwa i higieny pracy przy produkcji filmowej. Kaskaderzy i producenci odnoszą się ze zrozumieniem do faktu, że trzeba było nim zastąpić rozporządzenie z roku 1970, gdyż od tamtej pory minęła cała epoka i w kinematografii pojawiły się nowe technologie, a wraz z nimi potrzeba zmodyfikowania przepisów BHP, choć nie wszystkich.

Nie mogą natomiast zaakceptować zmian w zapisach dotyczących kaskaderów. „Dawne rozporządzenie stwierdzało niedwuznacznie, że zadania kaskaderskie można powierzać wyłącznie osobom legitymującym się odpowiednimi uprawnieniami, czyli licencjami, patentami, kategoriami zawodowymi itp. Oznaczało to, że kierownik produkcji czy producent, angażując kaskadera lub kaskadera koordynatora, który okazał dokument potwierdzający uprawnienia, postępował zgodnie z prawem i był chroniony na wypadek nieszczęścia” – tłumaczy Ryszard Janikowski. „A co czytamy w nowym rozporządzeniu?” – podchwytuje wątek Kamil Przełęcki. „Otóż m.in. to, że czynności kaskaderskie powierza się wyłącznie osobom posiadającym umiejętności do ich wykonywania,

w szczególności – uwaga: tu już nie mówi się: wyłącznie! – osobom, których umiejętności zostały stwierdzone dokumentem wydanym na podstawie przepisów prawa. Czyli na upartego można zatrudnić kaskadera z ulicy, nie tego, który jest lepszy, tylko tego, który jest tańszy. I tak się, niestety, nieraz dzieje. Jakie mogą być tego skutki, nie muszę mówić” – stwierdza z goryczą Przełęcki. „I kto, zwłaszcza jeśli kaskader nie ma dokumentu potwierdzającego umiejętności, ma je sprawdzić?” – zapytuje. „Wprawdzie – kontynuuje swój wywód producent – rozporządzenie obliguje producenta do wyznaczenia koordynatora do spraw bezpieczeństwa i higieny pracy, ale słowem nie wspomina o jego umiejętnościach i uprawnieniach. Może się więc trafić ktoś, kto otrzymał świadectwo ukończenia kursu BHP, lecz nie ma dostatecznej wiedzy na ten temat, nie mówiąc już o znajomości specyfiki pracy kaskaderów. A trzeba wiedzieć, że przykładowo choćby najlepszy kierowca rajdowy wcale nie musi być dobrym kaskaderem; cóż z tego, że pojedzie świetnie, skoro nie zatrzyma samochodu w strefie ostrości obiektywu użytego do nakręcenia danego ujęcia? Odpowiedzialność za kaskaderów i kaskaderów koordynatorów spada więc ostatecznie na barki producentów i kierowników produkcji, lecz my również nie musimy mieć tak wysokich kompetencji do oceniania ich umiejętności, jakie miały niegdysiejsze komisje. Jak więc możemy być pewni, że zatrudniliśmy człowieka odpowiadającego za swoje ciało i umysł, a nie szaleńca o zgubnych skłonnościach do brawury? Tym bardziej, że jeden z paragrafów rozporządzenia głosi, iż wykonywanie czynności kaskaderskich na planie filmowym wymaga nie tylko specjalnych umiejętności, ale również szczególnej sprawności psychofizycznej. Czy jeśli ktoś umie czytać od tyłu i ruszać lewą nogą w prawo, a jednocześnie prawą ręką w lewo, to znaczy, że posiada taką sprawność? I kto ma to oceniać?” – pyta retorycznie Kamil Przełęcki.

SFP wychodzi kaskaderom naprzeciw
„Zasadnicza różnica między rozporządzeniami dotyczącymi BHP sprowadza się więc do tego, że wcześniejsze dawało kierownikowi produkcji, względnie producentowi – przepraszam za określenie – gotowy produkt w postaci kaskadera z udokumentowanymi uprawnieniami. Na mocy późniejszego przed kamerę trafia kaskader z nie zawsze potwierdzonymi na piśmie umiejętnościami, które producent powinien w zasadzie sam zweryfikować, nie mając do tego odpowiednich instrumentów” – podsumowuje Ryszard Janikowski.

„W 2008 roku prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich Jacek Bromski częściowo zaradził tej sytuacji. To z jego inicjatywy powstała przy Stowarzyszeniu Polska Szkoła Kaskaderów Filmowych, którą prowadzę. Wprawdzie nie możemy przyznawać naszym absolwentom uprawnień wspartych aktem prawnym, bo Stowarzyszenie nie ma po temu delegacji w Ustawie o kinematografii, ale przynajmniej dajemy rekomendację, że posiadają oni niezbędne umiejętności do wykonywania zawodów kaskaderskich. Taka rekomendacja na pewno bardzo pomaga producentom i kierownikom produkcji przy zatrudnianiu członków ekipy na stanowisku „kaskader”, w obliczu braku jednoznacznej kategorii zawodowej dla tej profesji” – dodaje Janikowski.

Środowisko kaskaderskie naprawdę nie chce zamykać komukolwiek drogi do zawodu. Nie widzi też potrzeby tworzenia nowej konstrukcji prawnej. Uważa jednak, że zawody filmowe powinny znaleźć się w znowelizowanej w tym celu Ustawie o kinematografii z 2005 roku i domaga się jedynie przywrócenia delegacji ustawowej dla właściwego organu do ustanawiania trybu przyznawania uprawnień kaskaderom i kaskaderom koordynatorom.

Komisja wnioskująca o nadanie tych uprawnień mogłaby, jak chce Kamil Przełęcki, działać na styku SFP, Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej oraz Krajowej Izby Producentów Audiowizualnych i składać się z przedstawicieli tych profesji filmowych, którzy najściślej współpracują z kaskaderami, a więc: reżyserów, producentów, autorów zdjęć, scenografów, a także ze specjalistów z określonych dziedzin nauki, medycyny i dyscyplin sportowych.

„W komisji powinni jednak dominować praktycy, nie mogą one być nadmiernie rozbudowane, bo staną się bezwładne, a najważniejsze, żeby nie zabrakło w nich kompetentnych kaskaderów koordynatorów; w końcu oni najlepiej znają się na tej robocie” – uważa Janikowski.

 

Bezpieczeństwo przede wszystkim
Przywrócenie prawnych gwarancji angażowania kaskaderów i kaskaderów koordynatorów ze stwierdzonymi uprawnieniami jest tak ważne, gdyż wiąże się z kwestią fundamentalną: bezpieczeństwa pracy na planie filmowym. „Większość widzów nie zdaje sobie sprawy, że kaskaderzy koordynatorzy muszą zapewnić bezpieczeństwo nie tylko osobom uczestniczącym w akcji przed kamerą, ale także ekipie realizatorskiej” – podkreśla Kamil Przełęcki. „A niektórzy filmowcy nie przywiązują do tego należytej wagi” – dodaje Ryszard Janikowski. I spieszy z przykładem. „Kręciliśmy scenę na dachu siedmiopiętrowego budynku. Reżyser, którego nazwisko pominę, w odróżnieniu od pozostałych członków ekipy, nie chciał założyć uprzęży zabezpieczającej przed upadkiem na ziemię. Zmienił zdanie, jak zagroziłem, że zejdę z dachu i zrzeknę się odpowiedzialności za realizowane tam zdjęcia. Minutę później operator dźwięku potknął się o piorunochron i odruchowo uchwycił się stojącego przy krawędzi dachu reżysera i zawisł nad przepaścią na uprzęży, która uratowała mu życie” – opowiada Janikowski.

„W wielu filmach – kontynuuje szef kaskaderów w SFP – sam ryzykowałem życiem: dawałem się przejeżdżać ciężarówce i pociągom, spadałem z dużej wysokości, byłem wleczony za końmi i samochodami. W Piratach przeciągnięto mnie pod stępką galeonu. W Psach Pasikowskiego, dublując Cezarego Pazurę, zderzyłem się z samochodem pancernym BOR-u. Ostatnio często współpracuję z Patrykiem Vegą, który kocha sceny akcji i umie je realizować. Moim zdaniem wywrotki samochodów w Ciachu są nie gorsze niż w hollywoodzkim filmie Bad Boys, tyle, że z powodów finansowych trwają krócej, zaś w Hansie Klossie. Stawce większej niż śmierć na światowym poziomie stoją wybuchy z udziałem ludzi. Ponieważ znałem zagrożenia z własnych doświadczeń kaskaderskich, pracując przy tych oraz licznych innych filmach jako kaskader koordynator, miałem prawny i moralny obowiązek przewidzieć niebezpieczeństwa i tak pokierować realizacją ryzykownych scen, żeby na ekranie wypadły imponująco, a na planie nikomu nic się nie stało” – tłumaczy Ryszard Janikowski.

„Jakość pracy kaskaderów, także w aspekcie bezpieczeństwa, zależy w dużej mierze
od budżetu filmu. Rozsądny producent w razie potrzeby zainwestuje w bezpieczeństwo dodatkowe fundusze, o ile nie zrujnują one produkcji filmu” – uważa Przełęcki.

„Liczy się też podejście reżysera” – dodaje Zbigniew Modej. „Pasikowski, z którym pracowałem przy Jacku Strongu, traktował problem bezpieczeństwa na planie bardzo odpowiedzialnie. Przed kręceniem każdej ryzykownej sceny pytał mnie: «Zbyszek, czy jesteś pewien, że wszystko pójdzie dobrze? Pamiętaj, że ja mogę zmienić inscenizację, ważniejsze jest dla mnie uniknięcie zagrożenia»” – relacjonuje Modej.

Anna Komorowska z przyjemnością wspomina pracę na planie komedii Andrzeja Saramonowicza Jak się pozbyć cellulitu (2011), gdzie scena, w której pada ofiarą tortur i w końcu „ginie” po upadku z wysokości (oczywiście na materac), została przez kaskaderów koordynatorów zabezpieczona wzorcowo. Niestety, nie może tego samego powiedzieć o zdjęciach do innego filmu, mniejsza o to w czyjej reżyserii. „Tu też wykonałam skok, lecz kiedy po wylądowaniu na wadliwie napompowanym, twardym jak skała skokochronie pneumatycznym, poczułam dotkliwy ból i nie mogłam się ruszyć, podbiegł do mnie kaskader koordynator, którego nazwisko też przemilczę, ze słowami: «Aniu wstań, reżyser idzie, niech zobaczy, że nic ci się nie stało»” – opowiada Komorowska. Miała wiele szczęścia, że po tym wypadku wróciła do zdrowia i pracy.

Epilog
„Kaskaderzy narażają przed kamerą życie, a potem w filmie, na liście płac, czasem figurują na szarym końcu, po cateringu, czyli facecie, który spokojnie dowozi jedzenie na plan!” – irytuje się Krzysztof Fus.

Być może kiedyś w ogóle nie będą potrzebni, bo zupełnie wyruguje ich grafika komputerowa? „Nie! – zaprzecza z optymizmem w głosie Anna Komorowska. Punktem wyjścia w efektach komputerowych zawsze będą kaskaderzy, żywi ludzie. Nasz zawód nie zginie!”.
Andrzej Bukowiecki
Magazyn Filmowy SFP 43/2014
  13.06.2015
Praca kostiumografki. Szata zdobi człowieka
Artyści plakatu
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll