PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BAZA WIEDZY
NADAWCY, VOD I NOWE MEDIA
Rozmowa Artura Zaborskiego z Caseyem Bloysem, szefem programowym HBO na rynek międzynarodowy.
Ile dyrektor programowy HBO czyta scenariuszy tygodniowo?
Casey Bloys: Bardzo dużo. Czytam codziennie i robię to przez wiele godzin, właściwie aż do momentu, kiedy mój mózg się wyłącza i więcej nie przyswaja. Zdarzało się, że nawet 60 scenariuszy tygodniowo, ale dziś staram się już tak dużo nie pracować.

O czym pan myśli podczas lektury?
Ważna jest dla mnie przede wszystkim jakość scenariusza i ekipy, która ma się nim zająć. W dalszej kolejności myślę, czy potrzebujemy serialu o danym profilu w określonym momencie. Wbrew obiegowej opinii, kontrowersje, które gotowy serial mógłby wzbudzić, nie są dla nas istotne.

Przykłada pan dużą wagę do osiągnięć scenarzystów?

Oczywiście, osiągnięcia są istotne, ale w HBO stawiamy także na nieznanych twórców. Najważniejsza jest jakość tego, co napisali.

HBO inwestuje w ostatnim czasie w rynki lokalne. Czy gdyby twórca serialu, choćby w Polsce, wybił się na takim rynku, miałby priorytet, gdyby zgłosił się do pana z pomysłem na międzynarodowy serial?

Głównym rynkiem są Stany Zjednoczone, co nie znaczy, że taka droga nie jest możliwa. Z niecierpliwością czekam, aż będziemy dostawać scenariusze i propozycje nowych seriali od twórców, którzy zaistnieli w HBO w swoim kraju. Taki przepływ ludzi mógłby przełożyć się na zainteresowanie produkcją międzynarodową na rynku, z którego pochodzi scenarzysta.

Czy z produkcji popularnej na rynku lokalnym da się zrobić międzynarodowy hit?

Oczywiście. Tworzymy seriale przeznaczone na konkretny rynek, które mają szansę stać się znane na większej ilości rynków. Tak jak choćby "Młody papież", który powstawał przy współpracy z naszym włoskim oddziałem. Obecnie pracujemy choćby nad produkcjami po hebrajsku i włosku. Te seriale oczywiście nie będą cieszyły się ogólnoświatową popularnością, jednak z pewnością będą ciekawym dodatkiem w naszej ofercie i wyjdą poza kraj produkcji. Chcemy kontynuować tę strategię i uwzględniać w niej kolejne rynki.

Co by pan poradził polskim scenarzystom – czy są jakieś generalne zasady, jak przekonać do siebie Caseya Bloysa?
Żeby oglądali nasze sztandarowe produkcje. Weźmy ostatni hit – "Westworld", który okazał się najlepiej ocenianym serialem z naszej oferty. Od pierwszego odcinka widać w nim ogromny, unikalny świat świetnych aktorów i ciekawe pomysły fabularne. Najważniejsze jest jednak to, co i w jaki sposób próbują przekazać twórcy. Wiele osób pytało nas, czy "Westworld" będzie nową "Grą o Tron". Nie; żaden serial nią nie będzie, tak samo jak za kilka sezonów kolejny nasz serial nie będzie nowym "Westworld". W HBO nie tworzymy kontynuacji, tylko nowe, oryginalne i jakościowe produkcje. O tym scenarzyści muszą pamiętać, bo od tej reguły nie ma wyjątków.

Jak wyglądają statystyki, jeśli chodzi o to, kto dziś tworzy seriale HBO?
Rok temu kobiety i niebiali nakręcili 25 proc. naszych produkcji, w tym roku – 45 proc. Ten wzrost wziął się ze spotkania całej naszej twórczej ekipy z Kelly Edwards, która zapowiedziała, że da wszystkim nowym twórcom równy dostęp do pracy z HBO. Zależało jej, żeby każdy miał szansę zgłosić swój pomysł na serial. Edwards zbiera je i przedstawia „szychom” z góry, które nie wiedzą nic o tożsamości twórcy. W efekcie wybiera się najlepsze pomysły. Teraz tak się złożyło, że niemal połowa z nich była autorstwa wspomnianej wyżej grupy. Warto nadmienić, że zmieniło się także to, że nie proponujemy już obsady do seriali. Ograniczamy się do sugestii w tej kwestii. Takie podejście dało więcej swobody twórcom i wypromowało wiele nowych twarzy.


Casey Bloys, fot. HBO

Czy zauważa pan odpływ twórców z HBO do Netflixa?

Uważam, że nadal jesteśmy magnesem dla największych talentów w branży, którzy gdy chcą stworzyć dobry serial, wybierają pracę z nami.

Musi pan jednak przyznać, że Netflix potrafi fantastycznie przewidzieć oczekiwania widzów.

Faktem jest, że opierają się na ciekawym algorytmie, potrafiącym polecać widzom produkcje w ich guście. Nie wydaje mi się jednak, aby ich strategia biznesowa polegała na wydobywaniu esencji tego, co podoba się widzom. Nasi twórcy są wolni i nie działają według algorytmów.

Czy posiadacie profil przeciętnego widza HBO?

Często wykonujemy badania, które pozwalają nam lepiej poznać naszych widzów – ich wiek, płeć, to, co oglądają. Jednak przy tworzeniu serialu nie są najważniejsze potencjalne słupki oglądalności, tylko to, co twórcy chcą przekazać widzom. To jest niezmiennie nasza dewiza.

Jak na przestrzeni 20 lat, kiedy działa HBO, zmieniła się wasza publika?
Największa zmiana dotyczy tego, kiedy widzowie oglądają produkcje. Już nie jest tak, że niewolniczo trzymają się ramówki telewizyjnej. Dziś w niedzielne wieczory, kiedy emisję mają premiery naszych najpopularniejszych seriali, notujemy tylko 30 proc. oglądalności. Kilka lat temu było to ponad 50 proc. Widać tu znaczny spadek, który według mnie będzie się utrzymywał. Wynika to z wprowadzenia usług VOD i streamingu w szerokim zakresie. Dziś korzysta z nich większość naszych widzów, którzy mogą dzięki temu oglądać, co chcą i kiedy chcą. Nowe odcinki osiągają ponad 90 proc. całkowitej oglądalności dopiero w ciągu 5-6 tygodni od premiery, której znaczenie stopniowo spada.

Czy w związku z tym przewidujecie rozwój swojej platformy internetowej kosztem obecności kanału na danym rynku?
To kwestie, nad którymi głowią się mądrzejsi ode mnie. Gdy rozpowszechnił się model udostępniania całego serialu naraz, w naszych szykach wybuchła panika. Co mamy robić? – zastanawialiśmy się wszyscy. Według mnie wypuszczanie jednego odcinka na tydzień daje nam przewagę nad konkurencją. Sprawia, że o serialu cały czas jest głośno, ludzie wyczekują dalszego ciągu wydarzeń. Oczywiście, ostatecznie cały serial ląduje na naszej platformie, więc jeżeli ktoś woli oglądać całość naraz, też ma taką możliwość.




A jak pan ogląda seriale – naraz, czy czekając na każdy odcinek?

Zdradzę panu, że w domu oglądam głównie kanały poświęcone jedzeniu i domowi! (śmiech) Sam potrzebuję czasu, żeby oswoić się z poważniejszym serialem. Jestem fanem takich produkcji, które potrafią sprawić, że widz znajduje się w innym miejscu – niekoniecznie takim, w którym chciałby spędzić resztę życia. Przykładami są "Gra o Tron", "Westworld" czy "Opowieść podręcznej". Szalenie podobałyby mi się również "Wielkie kłamstewka". Lubiłem zapoznawać się z kolejnymi odcinkami co jakiś czas, żeby móc je przemyśleć. Te seriale stoją na wysokim poziomie intelektualnym, więc miałem się nad czym zastanawiać i o czym myśleć po każdym odcinku. Ciekawe zresztą jest, że w tym roku opinie o następnych odcinkach naszych seriali były coraz lepsze, w szczególności w przypadku "Wielkich kłamstewek", których finał miał dwa razy lepsze oceny niż pilot! To dowód na to, że aby zbudować klimat tajemnicy, potrzeba czasu. Jak widać, nasi widzowie uważają, że czekanie jest warte zachodu.



Artur Zaborski
"Magazyn Filmowy. Pismo SFP" 75, 2017
  20.02.2018
Serialowe tsunami
Telewizyjne kanały filmowe w Polsce
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll