Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
W 2023 roku mija 15 lat od momentu powołania Studia Munka (Studio „Młodzi i Film” im. Andrzeja Munka – tak brzmi pełna nazwa) działającego w strukturach Stowarzyszenia Filmowców Polskich. To dobry rok, znaczony sukcesami Chleba i soli oraz niedawnymi laurami dla Tyle co nic. Prapoczątki Studia sięgają jednak roku 2005, kiedy kilka tygodni po uchwaleniu Ustawy o kinematografii, w SFP powstał program Trzydzieści Minut.
Prapoczątki Studia Munka datuje się na rok 2005, ale jego korzenie zdają się sięgać znacznie głębiej. Czy można powiedzieć, że Studio Munka nawiązuje do zasad działania i idei Studia im. Karola Irzykowskiego oraz telewizyjnego Filmowego Studia im. Andrzeja Munka? W pewnym sensie na pewno, zwłaszcza że współautorzy tego pomysłu – Jacek Bromski, Jerzy Kapuściński, Filip Bajon czy Wojciech Marczewski – wprost powoływali się na tę szlachetną tradycję.
Ewidentnym stykiem „Irzykowskiego” z „Munkiem” jest orientacja na młodych twórców oraz obecność Rady Artystycznej, która wybiera projekty do realizacji. Studio Irzykowskiego było jednak de facto zarządzane przez młodych filmowców, podczas gdy nad wyborami „Munka” pieczę sprawują wielopokoleniowe Rady Artystyczne każdego z programów: Trzydzieści Minut, Pierwszy Dokument, Młoda Animacja, Sześćdziesiąt Minut. Dość enigmatyczny jest związek z dawnym Filmowym Studiem im. Andrzeja Munka w TVP, o którym pamięć odświeżyło „Munka”.
Pokolenie filmowców 40+ pamięta również ambitny program Pokolenie 2000, wymyślony i prowadzony w Telewizji Polskiej przez Jerzego Kapuścińskiego, jednego z założycieli i obecnego dyrektora artystycznego Studia Munka. Rada Artystyczna programu powstała przy Agencji Filmowej TVP, którą kierował wówczas Sławomir Rogowski. Utworzony na przełomie XX i XXI wieku, był odpowiedzią na ówczesny kryzys kinematografii spowodowany niedoborami finansowymi i zaniedbaniem przez państwo tej dziedziny kultury. Dzięki programowi zadebiutowali m.in. Marcin Wrona, Marek Lechki, Iwona Siekierzyńska, Maciej Pieprzyca czy Artur Urbański. Do tego modelu produkcji, zakładającego realizację autorskiej wizji twórcy przy jednocześnie niskim budżecie, nawiązuje program Sześćdziesiąt Minut.
Badacz kultury produkcji Emil Sowiński zauważa, że założyciele Studia i członkowie Rady pierwszego programu – Trzydzieści Minut – w większości pochodzili z dawnych Zespołów Filmowych, w których rozpoczynali prężne kariery. W istocie najważniejszą, najczęściej przywoływaną tradycją „Munka” jest ta pochodząca z Zespołów Filmowych, jednego z najbardziej żywotnych mitów założycielskich polskiego filmu powojennego. „Grupowa praca artystyczna także teraz wydaje się najlepszym rozwiązaniem w procesie przygotowania i produkcji debiutów. W Studiu Munka bardzo ważne będzie dopracowanie scenariusza. Chodzi o to, by młody filmowiec korzystał z rad i pomocy kolegów z branży, mając jednocześnie zagwarantowane poszanowanie koncepcji artystycznej swojego filmu” – czytamy w pierwszym komunikacie Studia z kwietnia 2008 roku.
Na początku nie było do końca jasne, czy i na ile wolność twórczą młodych artystów będą ograniczały regulaminy przyjęte przez Stowarzyszenie Filmowców Polskich. Praktyka jednak pokazała, że „Munk” rzeczywiście stał się miejscem, w którym można więcej niż gdziekolwiek indziej. Rady Artystyczne wybierają projekty, które następnie idą do realizacji, a reżyser robi film tak, jak chce, choć pod okiem Studia i opiekuna artystycznego. Od czasu do czasu Studio produkuje film fabularny tak, jak każdy inny producent w Polsce. Projekt wybiera dyrektor artystyczny – Jerzy Kapuściński przy akceptacji dyrektorki ds. produkcji Ewy Jastrzębskiej oraz prezesa SFP Jacka Bromskiego. Tak powstały m.in. Cicha Noc Piotra Domalewskiego, Jakoś to będzie Sylwestra Jakimowa czy właśnie wchodzący na ekrany debiut Adriana Apanela Horror Story. A za kadencji Dariusza Gajewskiego jako szefa artystycznego – m.in. Lęk Bartosza Konopki, Dzień kobiet Marii Sadowskiej czy Królewicz Olch Kuby Czekaja.
„»Trzydziestki« uczą dyscypliny realizacyjnej, bo ich budżety nie są zbyt duże, a przede wszystkim pozwalają debiutantom zmierzyć się z konkurencją, bo zgłoszeń mamy dziesięciokrotnie więcej niż możliwości produkcyjnych. Później, gwarantując debiutantom swobodę twórczą, oferujemy im jednocześnie wsparcie ze strony opiekunów artystycznych i Rady Artystycznej Studia. Obejmuje ono pracę nad scenariuszem, kolaudację i ewentualne poprawki montażowe” – po kilku latach funkcjonowania Studia zwięźle podsumował metodę jego pracy prezes SFP Jacek Bromski.
Dzień Kobiet, materiały promocyjne
Na początku były „trzydziestki”
W 2005 roku Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przekazało pierwsze pieniądze na realizację filmów z nowo powołanego programu Trzydzieści Minut. Pomysłodawcą „trzydziestek” był Wojciech Marczewski, który wówczas opiekował się młodymi twórcami w Szkole Wajdy. Szkoła zresztą, obok TVP i SFP, uczelni w Katowicach i Łodzi, była jednym z sygnatariuszy nowej inicjatywy. Marczewski, wiele lat związany z Zespołem „Tor”, przypomniał starą tradycję debiutu: przed pełnometrażowym debiutem filmowym reżyser „nabijał sobie rękę” krótkim metrażem czy debiutem telewizyjnym. „Student opuszcza szkolne mury i wpada w czarną dziurę. Nikt na niego nie czeka. On musi sam udowodnić, że do czegoś się nadaje. Zdarza się, że taki stan zawieszenia kończy się depresją lub przyjmowaniem przypadkowych zleceń. Dlatego chciałem stworzyć program, który byłby bezpiecznym pomostem między szkołą a zawodowstwem” – tłumaczył Marczewski.
Pomysł Wojciecha Marczewskiego zainteresował prezesa SFP Jacka Bromskiego i Jerzego Kapuścińskiego, wówczas dyrektora szefa Redakcji Artystycznej Programu 2 w Telewizji Polskiej. „Telewizja Polska S.A., Mistrzowska Szkoła Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy, 45. Krakowski Festiwal Filmowy oraz Stowarzyszenie Filmowców Polskich serdecznie zapraszają na konferencję prasową z okazji powołania programu »Początek drogi« 3 czerwca 2005 roku” – czytamy w zaproszeniu złożonym gdzieś w archiwach SFP. Zapomniana dzisiaj nazwa programu okazała się profetyczna, gdyż „trzydziestki” stały się w istocie początkiem drogi zawodowej nie tylko reżyserów, ale i aktorów, scenografów, kostiumografów, charakteryzatorów, kompozytorów, scenarzystów, montażystów, operatorów, kierowników produkcji i producentów. W pierwszych edycjach programu zadebiutowali m.in. Bartosz Konopka (Trójka do wzięcia), Dariusz Glazer (Podróż), Agnieszka Smoczyńska (Aria Diva), Maria Sadowska (Non stop kolor), Dominika Montean (Autor wychodzi) [obecnie pracująca pod nazwiskiem Montean-Pańków – przyp. red.], Adrian Panek (Męczeństwo Mariana), Dorota Lamparska (Droga wewnętrzna) czy Borys Lankosz (Obcy VI). Duża reprezentacja kobiet reżyserek zwiastowała nowe czasy. „Trzydziestki” miały być autorskimi i aktualnymi obrazami rzeczywistości w kraju, który podlegał dynamicznym zmianom społecznym, gospodarczym, kulturowym, obyczajowym. Wypełniona została luka, polegająca na niedowartościowaniu krótkich metraży. Jerzy Kapuściński pozyskiwał ciekawy, własny repertuar do nowego kanału TVP Kultura. A gdyby miało się okazać, że któryś film przyjęto do konkursu prestiżowego festiwalu, to oczywistym było, że zostanie to uznane za miłą, acz pożądaną niespodziankę.
Rezultaty programu szybko zadziwiły jego inicjatorów. Sypnęły się nagrody dla Konopki, Glazera, a zwłaszcza Smoczyńskiej. Aria Diva, adaptacja prozy późniejszej noblistki Olgi Tokarczuk, to jeden z pierwszych polskich filmów o tematyce LGBT, z legendarną dziś rolą Katarzyny Figury.
W 2006 roku, również na Krakowskim Festiwalu Filmowym, powołano program Pierwszy Dokument, a następnie – Młoda Animacja. W przyszłości to filmy dokumentalne miały wskoczyć na oscarowe shortlisty – Punkt wyjścia Michała Szcześniaka i Więzi Zofii Kowalewskiej. Szklana pułapka przyniosła Pawłowi Ferdkowi i Studiu Munka pierwszą nominację do Europejskiej Nagrody Filmowej.
Powołanie programu Trzydzieści Minut odbywało się w szczególnym czasie. Rok wcześniej Polska weszła do Unii Europejskiej. Późna wiosna i lato 2005 roku to czas wielkich, spełnionych nadziei na rezultaty Ustawy o kinematografii, którą w maju przegłosował Sejm i której wszyscy wypatrywali jak kania dżdżu. Strzelały korki od szampana. Filmowcy przeczuwali, że polskie kino złapie nowy oddech. Od 2006 roku Programy dla Młodych Twórców (bo tak je nazwano) finansował już Polski Instytut Sztuki Filmowej z programu „Upowszechnianie kultury filmowej”. Umożliwiało to finansowanie „pakietowe” na wszystkie tytuły, a decyzje zapadały wyłącznie w Radach Artystycznych. Zachęcało to do zgłaszania projektów odważnych, niepokornych, wręcz ryzykownych.
W ostatnich latach – trzeba to sobie jasno powiedzieć – mechanizm ten zyskał nową dynamikę. Do Studia Munka, do programu Sześćdziesiąt Minut, zgłaszano filmy poruszające tematy niezwykle odważne i słabo reprezentowane w głównym nurcie produkcji: kazirodztwo (Wiarołom Piotra Złotorowicza), dystopijna wizja patriarchalnej Polski (Eastern Piotra Adamskiego), wizja Europy po zwycięstwie nazistów (Zaprawdę, Hitler umarł Moniki Strzępki), korupcja polityków (Supernova Bartosza Kruhlika), ksenofobia, agresja i nietolerancja (Chleb i sól Damiana Kocura), satyryczne spojrzenie na obrzędowy kult historii (Chcesz pokoju, szykuj się do wojny Agnieszki Elbanowskiej), pesymistyczna przyszłość polskiej wsi (Tyle co nic Grzegorza Dębowskiego).
Lęk wysokości, materiały promocyjne
W nowej kinematografii
W marcu 2008 roku, w kinie Rejs, powstanie Studia Munka ogłosili jego założyciele: Jacek Bromski, Jerzy Kapuściński, Agnieszka Odorowicz, a także minister kultury Bogdan Zdrojewski, który skądinąd nie omieszkał nawiązać do tradycji Zespołów Filmowych.
W marcu 2008 roku, w kinie Rejs, powstanie Studia Munka ogłosili jego założyciele: Jacek Bromski, Jerzy Kapuściński, Agnieszka Odorowicz, a także minister kultury Bogdan Zdrojewski, który skądinąd nie omieszkał nawiązać do tradycji Zespołów Filmowych.
Przez te 15 lat przez Studio przewinęło się wiele osób, jest jednak wśród nich jedna postać niezmienna: żelazna dama polskiej produkcji – dyrektor Ewa Jastrzębska. „W debiucie reżyser musi sprawdzić się z dużą ekipą i być samodzielny. Staje przed pokaźną grupą ludzi i odpowiada na tysiąc pytań, przygotowuje dokumentację, odpowiada za casting, pracuje z aktorami, montuje, udźwiękawia. Przechodzi wszystkie etapy, ale nie ma stuprocentowej odpowiedzialności, ma prawo do błędu. To jest bardzo pouczające” – opowiadała.
Dwa, trzy lata po założeniu PISF, jak grzyby po deszczu, zaczęły powstawać firmy zwane w środowisku „młodymi producentami”. Programy krótkich metraży zakładały, że projekt ma swojego producenta wykonawczego, który dokłada swój kapitał lub wkład rzeczowy. Partnerami pierwszych „trzydziestek” czy dokumentów były firmy z długą tradycją, wytwórnie, dawne Zespoły Filmowe, a przede wszystkim Szkoła Wajdy. Dla nowych firm producenckich i młodych producentów (których, przypomnijmy, wcześniej po prostu nie było) „Munk” okazał się szansą na produkcję własną, nawet jeśli – co przyznawali – produkcja ta, jako wybitnie niskobudżetowa, najeżona była trudnościami. W Studiu Munka krótkie metraże realizowali tacy producenci, jak Joanna Szymańska (Mleczny brat Vahrama Mkhitaryana), Jacek Kucharski i Marcin Wierzchosławski (Ciemnego pokoju nie trzeba się bać Kuby Czekaja), Agnieszka Dziedzic (Chłopcy z motylkami Marcina Filipowicza), Stanisław Zaborowski i Daria Maślona (m.in. 60 kilo niczego Piotra Domalewskiego).
Kiedy ruszyły Regionalne Fundusze Filmowe, Studio Munka zaczęło je z sukcesem pozyskiwać, zwłaszcza od zachodniopomorskiej Pomeranii, Funduszu Warmińsko-Mazurskiego, Silesii Film czy Mazowieckiego i Warszawskiego Funduszu Filmowego. Ponieważ budżety zarówno krótkich, jak i długich metraży okazały się zbyt małe, Studio zaczęło wiązać się ze stałymi partnerami – po TVP przyszedł czas na współpracę z Canal+ i TVN. Obecnie obie telewizje dokładają się do krótkich fabuł, co ma ten dodatkowy walor, że zapewnia twórcom obecność ich filmów na ekranach, a co za tym idzie – tantiemy. W skali kraju zupełnie wyjątkowa okazała się współpraca z Canal+ , który – wciąż poszukując oryginalnego i autorskiego programu – już za kadencji Jerzego Kapuścińskiego koprodukował Cichą Noc Domalewskiego i 53 wojny Ewy Bukowskiej. Na Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych „Młodzi i Film” reprezentująca Canal+ Alicja Gancarz zdradziła, że te dwa pierwsze tytuły „obejrzały się świetnie”, a platforma VOD stacji tworzy nowe, obiecujące miejsce rozpowszechniania filmów „Munka”. Od tego czasu Canal+ jest koproducentem wszystkich „sześćdziesiątek”, a ostatnio także nowego formatu firmowanego przez Studio – pełnometrażowego dokumentu, jak Obczyzna artysty wizualnego Piotra Wysockiego.
Najpiękniejsze fajerwerki ever, materiały promocyjne
Kadencja Dariusza Gajewskiego
„Przy każdym projekcie staram się dać każdemu autorowi szansę obserwowania i uczestniczenia w każdym etapie produkcji filmu, nawet tym, którym zazwyczaj zajmuje się producent” – wyjaśniał pierwszy dyrektor artystyczny Studia Munka Dariusz Gajewski. – „Ekipa filmowa jest bardzo delikatnym, skomplikowanym narzędziem – w Studiu Munka uczymy reżyserów, jak należy się nim posługiwać. Chcemy, aby debiutujący reżyserzy byli bardziej świadomi procesu powstania filmu i tego, co się z nim dzieje po realizacji”.
„Przy każdym projekcie staram się dać każdemu autorowi szansę obserwowania i uczestniczenia w każdym etapie produkcji filmu, nawet tym, którym zazwyczaj zajmuje się producent” – wyjaśniał pierwszy dyrektor artystyczny Studia Munka Dariusz Gajewski. – „Ekipa filmowa jest bardzo delikatnym, skomplikowanym narzędziem – w Studiu Munka uczymy reżyserów, jak należy się nim posługiwać. Chcemy, aby debiutujący reżyserzy byli bardziej świadomi procesu powstania filmu i tego, co się z nim dzieje po realizacji”.
Kadencja Dariusza Gajewskiego to przede wszystkim czas budowania i rozwijania programów krótkich metraży oraz produkcji pierwszych debiutów pełnometrażowych. Wśród nich znalazły się prawdziwe perełki. Zaczęło się skromniutko, od Demakijażu, nowelowego filmu młodych reżyserek, złożonego z trzech udanych „trzydziestek”: Non stop kolor Marii Sadowskiej, Drogi wewnętrznej Doroty Lamparskiej oraz Pokoju szybkich randek Anny Maliszewskiej. Machina ruszyła, Studio – jak każdy producent – składało wnioski do PISF, pozyskiwało dodatkowe finansowania. Już wtedy ujawnił się mechanizm, rozwijany potem przez Kapuścińskiego, w którym debiutant, po udanym krótkim metrażu, realizuje swój pełny metraż w Studiu Munka. I tak, przykładowo, Bartosz Konopka – po świetnej Trójce do wzięcia – zrobił w SFP Lęk wysokości, nagrodzony w Gdyni za najlepszy debiut. Maria Sadowska natomiast Dzień kobiet, o którym krytycy pisali, iż „przywraca wiarę, że kino społeczne ma sens”. Ostatnim pełnym metrażem firmowanym przez Gajewskiego był otwierający festiwal w Gdyni Królewicz Olch Kuby Czekaja, wcześniej reżysera filmu – który dosłownie objechał cały świat – Ciemnego pokoju nie trzeba się bać.
Pierwsze lata Studia Munka ujawniły wielki festiwalowy potencjał tkwiący w krótkich metrażach. Wspomnieliśmy już o shortlistach oscarowych i pierwszych nominacjach do nagród Europejskiej Akademii Filmowej. Telewizja Kino Polska zwróciła się do SFP o pomoc w sfinansowaniu krótkiego metrażu Katarzyny Klimkiewicz Hanoi-Warszawa. Kilka miesięcy później Klimkiewicz otrzymała za tę fabułę Europejską Nagrodę Filmową.
Takie nietypowe konstrukcje produkcyjne zdarzały się i zdarzają cały czas w działalności Studia Munka. Z Kino Polska spotkało się Studio kilka lat później przy realizacji Najpiękniejszych fajerwerków ever Aleksandry Terpińskiej. Aleksandra wygrała konkurs Kino Polska na scenariusz inspirowany Przypadkiem Krzysztofa Kieślowskiego. Podczas premiery krótkich metraży „Munka” (organizowanych kilka razy w roku w kinie Kultura), Terpińska wyznała, że na wieść o wygranej z radości zalała się łzami. Wiedziała, że przy tak małym budżecie będzie niesłychanie trudno zrealizować film, toteż zdjęcia kolumn czołgów i innych pojazdów opancerzonych zrobiła „mimochodem”, w czasie obchodów Dnia Wojska Polskiego. W efekcie Fajerwerki dostały się na festiwal do Cannes, skąd wyjechały z dwoma nagrodami sekcji Semaine de la Critique.
Natomiast pierwszą animacją „Munka” – która zdobyła rozgłos – był Dróżnik Piotra Szczepanowicza. Z kolei Noise Katarzyny Kijek i Przemysława Adamskiego doczekał się dystrybucji kinowej w charakterze suportu. Największe sukcesy w animacji Studio zaliczyło kilka lat później króciutkim Story Joli Bańkowskiej – po udanym występie na Berlinale, film wziął udział w festiwalach na całym świecie, zdobywając kilkadziesiąt nagród.
"Cicha Noc", materiały promocyjne
Kadencja Jerzego Kapuścińskiego
Jerzy Kapuściński przyszedł do Studia Munka w 2016 roku, od razu po przedwczesnym zakończeniu kadencji dyrektora Dwójki w Telewizji Polskiej, po zmianie władzy. Od wielu lat był znany jako producent i „akuszer” debiutów – zarówno w TVP, jak i w kierowanym przez siebie przez kilka lat Studiu Filmowym „Kadr”. Kontynuując ośmioletnią tradycję Studia, postawił sobie kilka celów: przede wszystkim skrócić drogę twórcy do debiutu, „odmłodzić” debiutantów i rozwinąć produkcję pełnych metraży. „Z wiekiem osiąga się co prawda doświadczenie, znajomość życia, umiejętność obserwacji, ale z drugiej strony traci się świeżość, ostrość spojrzenia, skłonność do kontrowersji” – tłumaczył. Decyzja, żeby w przypadku krótkich metraży zastosować granicę 40 lat reżysera w momencie składania projektu, wywołała gorącą dyskusję w środowisku, ale SFP pozostało nieugięte. „Te programy mają być pomostem dla młodych twórców, którzy nie mają jeszcze wystarczającego kapitału społecznego, kontaktów, doświadczeń” – wyjaśniała na konferencji w Serocku Katarzyna Malinowska, kierowniczka Programów dla Młodych Twórców.
Początek kadencji Kapuścińskiego wyznaczył niespodziewany sukces Cichej Nocy, pełnometrażowego debiutu Piotra Domalewskiego, który – realizując program, nazwijmy to „szybkiej ścieżki” – natychmiast po zakończeniu prac nad 60 kilo niczego zabrał się za pełnometrażową fabułę, która przyniosła mu Złote Lwy, 10 Orłów oraz 400 tys. widzów w kinach. A także stałe powtórki telewizyjne przy każdym Bożym Narodzeniu. Ani komisja PISF, która na etapie scenariusza odłożyła projekt do decyzji na później, ani nowo powstały Warmińsko-Mazurski Fundusz Filmowy, ani nawet SFP i Studio nie przewidziały, że na festiwalu w Gdyni nieznany nikomu film stanie się „czarnym koniem” Konkursu Głównego. Bogumił Osiński, szef nowego Funduszu, musiał się nieźle napracować, przekonując samorządowców, że obraz Warmii i Mazur niekoniecznie musi oznaczać malownicze widoki jezior, lasów i jachtów. Może też oznaczać błoto, emigrację i podzielone rodziny. Po debiucie Domalewskiego powstały i powstają kolejne tytuły: Jakoś to będzie Sylwestra Jakimowa (który lata wcześniej w „Munku” wyreżyserował świetne Koleżanki) oraz Horror Story Adriana Apanela (po sukcesach jego krótkiego metrażu Stancja).
Kolejny pomysł, który zrewolucjonizował Studio Munka, ale też w wyraźny sposób wpłynął na współczesny obraz polskiego kina, to program Sześćdziesiąt Minut – początkowo idea filmów pełnometrażowych, ale dość krótkich, niskobudżetowych, przeznaczonych głównie do dystrybucji pozakinowej. Program, zapowiedziany w 2017 roku, ruszył rok później, a w 2019 światło dzienne ujrzały dwa pierwsze tytuły: Supernova Bartosza Kruhlika oraz Eastern Piotra Adamskiego (reżysera znakomitej „trzydziestki” Otwarcie).
Początkowo każda „sześćdziesiątka” miała kosztować milion. Ale, jak zauważa Ewa Jastrzębska, ani nie kosztują milion, ani nie trwają godzinę. To pełnometrażowe, choć skromne debiuty o czasie trwania 70 do 100 minut, do których dokładają się Canal+ , RFF-y oraz firmy rentalowe i postprodukcyjne. Największy sukces, jak do tej pory, odniosły takie filmy, jak Supernova – najlepszy debiut w Gdyni w 2019 roku, czy najnowsze, tegoroczne odkrycie tego festiwalu, skąd obraz wyjechał z sześcioma nagrodami, czyli Tyle co nic Grzegorza Dębowskiego. Tak jak Studio Munka mogło tu liczyć na nagrodę za debiut, to Złoty Pazur, laury za scenariusz, za pierwszoplanową rolę męską dla Artura Paczesnego oraz za drugoplanową żeńską dla Agnieszki Kwietniewskiej były miłym zaskoczeniem. Aktorskie debiuty to mocna strona „sześćdziesiątek” – tylko w 2023 roku nominacje za debiut otrzymało dwoje młodych aktorów z Bratów Marcina Filipowicza – Hubert Miłkowski (który został nominowany do Nagrody Cybulskiego) oraz Marta Stalmierska (nominowana na Off Camera).
I rzecz jasna Chleb i sól Damiana Kocura – po tym, jak wyjechał z Wenecji z Nagrodą Specjalną Jury konkursu Orizzonti otrzymał już blisko 30 nagród i odwiedził ponad 70 festiwali. Ze wszystkich tytułów w historii Studia Munka ten film odniósł największy, niekwestionowany sukces. I to przy budżecie raptem milion trzysta tysięcy złotych.
I rzecz jasna Chleb i sól Damiana Kocura – po tym, jak wyjechał z Wenecji z Nagrodą Specjalną Jury konkursu Orizzonti otrzymał już blisko 30 nagród i odwiedził ponad 70 festiwali. Ze wszystkich tytułów w historii Studia Munka ten film odniósł największy, niekwestionowany sukces. I to przy budżecie raptem milion trzysta tysięcy złotych.
Damian Kocur w Wenecji, zrzut z ekranu
Tyle co nic?
Bo to nie wysokość budżetu się liczy, ale pomysł, praca nad scenariuszem, kilka, a nawet kilkanaście wersji tegoż. A następnie żmudne oglądanie filmów, montowanie, przemontowywanie, bez presji czasu. Godziny spędzone w sali kinowej na Pańskiej 85. Tymczasem prezes SFP Jacek Bromski – przy okazji każdego spotkania w Serocku – przypomina, że powstanie munkowego funduszu było możliwe dzięki podjętej 20 lat temu decyzji Zjazdu Walnego SFP, podczas którego członkowie SFP zdecydowali się przekazywać część swoich dochodów z tantiem na rzecz działalności kulturalnej SFP.
„Trzydziestki” i „pierwsze dokumenty” w SFP reżyserowali obecni 50- i 40-latkowie. Barbara Białowąs (Moja nowa droga), Maria Sadowska (Non stop kolor), Borys Lankosz (Obcy VI) walczą o jak najszerszą widownię. Bartosz Konopka (Trójka do wzięcia), Agnieszka Smoczyńska (Aria Diva), Jan P. Matuszyński (Offline) czy Tomasz Śliwiński (Ondyna) odnoszą znaczące sukcesy festiwalowe na arenie międzynarodowej. Czekamy na debiuty młodych reżyserek: Katarzyny Warzechy (We Have One Heart) i Emi Buchwald (Piękna Łąka Kwietna). Dominika Montean-Pańków kończy pracę nad swoją munkową fabułą Skrzyżowanie, z wybitną rolą Jana Englerta. Zupełnie zdumiewającym i nieoczywistym zjawiskiem są spektakularne sukcesy „trzydziestek” realizowanych przez aktorów: Olgę Bołądź (Alicja i żabka), Karolinę Porcari (Victoria) czy Piotra Trojana (Synthol).
Premiera krótkich metraży w kinie Kultura, fot. S. Olszewska
Być może ten ostatni wątek najdobitniej pokazuje, jak ważne są na Pańskiej 85: talent, pomysł, determinacja i cierpliwość. To one się liczą, a nie oceny w indeksie i nazwa kierunku. A także otwartość ze strony Rad Artystycznych, dyrekcji i zarządu SFP. Jedno jest pewne: bez Programów dla Młodych Twórców oraz Studia Munka pejzaż polskiego kina dzisiaj, w 2023 roku, wyglądałby zupełnie inaczej.
Anna Wróblewska
"Magazyn Filmowy SFP", 139/140 / 2023
20.07.2024
35 lat Studia Filmowego Kalejdoskop
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024