PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BAZA WIEDZY
PRODUKCJA FILMÓW
W ciągu ostatniego roku liczba międzynarodowych koprodukcji z udziałem Polski wzrosła o 60%. Wspólna realizacja filmu przez partnerów z dwóch lub więcej krajów to coraz częściej ekonomiczna konieczność. I - przy okazji - inspirujące wyzwanie.

-Co dają koprodukcje międzynarodowe? W tej chwili producenci wchodzą w nie, bo inaczej trudno zamknąć budżet. Nie dotyczy to tylko Polski. Szukanie zagranicznych partnerów to trend europejski- – mówi Ewa Puszczyńska z Opus Film, producentka „specjalizująca się” w tej dziedzinie. Ma na koncie współpracę m.in. z Izraelem, Niemcami, Francją, Norwegią, Austrią, Estonią i Luksemburgiem. – -Ale względy finansowe to jedno. Wierzę, że koprodukcje mają głęboki sens, także pozafilmowy. Praca z ludźmi, którzy mają inną kulturę i mentalność procentuje. Pozbywamy się stereotypów w postrzeganiu siebie, rozwijamy- – dodaje.

 -To ogromna szansa dla polskiej kinematografii. Nie chodzi tylko o dostęp do pieniędzy. Pokazujemy zagranicy polskich fachowców – operatorów, scenografów, aktorów. Zwiększamy też szanse na dystrybucję kinową filmu na ekranach poza Polską, bo zagraniczni partnerzy promują go w swoich krajach- – wylicza Irena Strzałkowska ze Studia Filmowego „Tor”, polski przedstawiciel w Euroimages. Ten fundusz Rady Europy wspiera finansowo koprodukcję, dystrybucję i cyfryzację europejskich filmów, a jego środki pochodzą ze składek państw członkowskich. Polska – z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Niedawno fundusz wsparł m.in. "Imagine" Andrzeja Jakimowskiego, dokument "I była miłość w getcie…" Andrzeja Wajdy i "Jolanty" Dylewskiego oraz "Kongres" Ariego Folmana. Najnowszy dofinansowany projekt to "Słowo" Anny Kazejak, koprodukowany przez Polskę i Danię. Dotacja z Eurioimages może wynieść aż 17proc. budżetu.

Odkąd stacje telewizyjne, zarówno publiczna jak i prywatne, zmniejszyły kwoty przeznaczane na produkcję filmową, producentom coraz trudniej zdobyć wszystkie potrzebne fundusze. Dotacja z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej nie może wszak przekraczać połowy budżetu. Z kolei kwoty, jakie przyznają Regionalne Fundusze Filmowe, drugie źródło publicznego finansowania, są za małe, aby domknąć budżet. – -Choć polscy producenci wykazują się dużą inwencją i zdobywają krajowe środki finansowe u różnych sponsorów i firm, czasem w ogóle niezwiązanych z branżą filmową, to jednak polski rynek nie należy do najłatwiejszych i pozyskanie 50proc. budżetu tylko w Polsce stanowi duże wyzwanie. Dlatego warto pomyśleć o koprodukcji zagranicznej- – zachęca Robert Baliński, specjalista do spraw koprodukcji zagranicznych i współpracy międzynarodowej w PISF.

Struktura finansowa projektu może wyglądać tak: – -Jeden koproducent mniejszościowy daje 200 tysięcy euro, o które wnioskuje do funduszu narodowego w swoim kraju. Kolejne 200 tysięcy euro to dotacja Eurimages. Przy budżecie wynoszącym niewiele ponad 1 mln euro nagle okazuje się, że można na polski film, i to kręcony w Polsce, pozyskać ponad 35-40proc. budżetu ze źródeł zagranicznych i to częściowo w gotówce! Najlepszym przykładem jest "Słowo" Anny Kazejak na podstawie scenariusza Magnusa von Horna- – mówi Baliński.Wysokość wkładu stron koprodukcji to kwestia umowy między nimi, ale limity określają instytucje przyznające dofinansowanie. Koproducent większościowy może być oczywiście tylko jeden, ale mniejszościowych – kilku. Trochę liczb: status koproducenta mniejszościowego oznacza wkład minimum 20proc. środków (przy współpracy dwustronnej) lub 10proc. (przy współpracy wielostronnej).

"Kongres", fot. materiały dystrybutora

Sprawdź partnera

Jak znaleźć dobrych partnerów? – -Teraz to dla mnie łatwe, kwestia kilku maili, telefonów. Ale sieć znajomości budowałam latami, jeżdżąc na festiwale, warsztaty, pitchingi. Mam to szczęście, że gdy zaczynałam pracę, w Polsce niewiele mówiło się o koprodukcjach, więc rozwijałam się razem z rynkiem- – mówi Puszczyńska. – -Jeśli ktoś dopiero stawia pierwsze kroki w branży, powinien zacząć od dokładnego sprawdzenia partnera z innego kraju: co zrobił, z kim, jakimi filmami się interesuje, czy robił już kiedyś podobny projekt. A także, jeśli to możliwe, jak się z nim pracuje- – wylicza. Co dalej? Trzeba sporządzić bardzo szczegółową umowę, która precyzuje nawet tak zdawałoby się drobne kwestie, jak kolejność nazwisk producentów lub ich firm w napisach początkowych lub końcowych. Dzięki temu w gorącym czasie produkcji nie będzie konfliktów. Albo niejasności. Nawet niewielkich, jak podział zadań na planie. Mariusz Włodarski z Lava Films wspomina jak w trakcie współpracy z Francją okazało się, że u jego partnerów odpowiedzialność za plan, w tym za BHP, ma specjalista od lokacji, a nie – jak w Polsce – kierownik planu, który jest prawą ręką reżysera w trakcie zdjęć. – -Takie niuanse poznajemy w praktyce- – mówi Włodarski.

-Warto zadawać jak najwięcej pytań, nie wstydzić się. Mieć własne zdanie, słuchać intuicji, nawet jeśli pracujemy z dużo bardziej doświadczonym partnerem. On też może się mylić- – przekonuje Puszczyńska. I dodaje, że służy radą młodszym kolegom po fachu. – -Czasem moja rola polega na pokazaniu im, jak wygląda rzeczywistość. Młodzi wierzą w to, że <Sky is the Limit>. Doświadczenie pokazuje, że granica leży trochę niżej- – mówi producentka z Opus Film. O konsultacje zawsze można prosić Irenę Strzałkowską, zwłaszcza gdy producent ma w planach aplikowanie do Euroimages. Wtedy narada z polskimprzedstawicielem jest obowiązkowa. – -Zawsze się spotykam z producentami, czasem też z reżyserami. Muszę mieć argumenty, których potem mogę użyć przy prezentacji projektu. Niekiedy doradzam twórcom, aby lepiej przygotowali wniosek i aplikowali w kolejnej sesji.

-Młodzi producenci są bardziej otwarci na międzynarodowe koprodukcje także dlatego, że jeżdżenie na zagraniczne szkolenia i warsztaty to dla nich oczywistość. Włodarski wspomina, że już w łódzkiej Szkole Filmowej uczył się współpracy z kolegami z innych szkół: francuską Le Femis i brytyjską National Film and Television School w ramach wspólnej inicjatywy Fashion to Market. Lava Films przygotowuje się do producenckiego debiutu pełnometrażowego, filmu Magnusa von Horna – będzie to międzynarodowa koprodukcja: szwedzko-polsko-francuska.– -Nie planowałem tego. Po tym, jak wyprodukowałem na studiach w Łodzi film dyplomowy kolegi, Magnusa von Horna, umówiliśmy się, że pełen metraż też zrobimy razem. Bez śniegu, bo o tej etiudzie mowa, też powstała we współpracy polsko-szwedzkiej. Największy kłopot? – Rozliczenie się z polskim urzędem skarbowym. Film dotowała szwedzka telewizja, która przelała pieniądze na nasze polskie konto. Wydawaliśmy je w Szwecji, gdzie nikt nie słyszał o fakturach VAT, które są dowodem na poniesione koszty. Tam wszyscy wystawiają paragony- – śmieje się Włodarski.
 
Partnerstwo dla sztuki

-Od początku wiedziałem, że kolejny film chcę realizować w Portugalii. Najpierw miałem pomysł, potem szukałem koproducentów- – mówi Andrzej Jakimowski. Imagine powstał dzięki współpracy Polski, Portugalii, Francji i Wielkiej Brytanii. Jak reżyser Sztuczek znalazł partnerów? – -Z Mike’m Downeyem byliśmy razem w jury Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Jego pomoc była bezcenna, dzielił się też swoją wiedzą i doświadczeniem, pomógł w organizacji castingu, wyborze obsady. Vladimira Kokha z firmy KMBO znałem już wcześniej, bo zajmował się dystrybucją Sztuczek we Francji. Pozostałych partnerów znalazłem w trakcie okresu przygotowania do filmu- – wspomina Jakimowski [panie Andrzeju, czy możemy doprecyzować, że był to okres developmentu? - OS]. W 2009 roku reżyser brał udział w prestiżowym programie „Producers on the Move”, organizowanym przy festiwalu w Cannes. – -Spotkałem tam wielu portugalskich producentów, dzięki czemu miałem dość dobre rozeznanie rynku- - opowiada. Jakimowski nawiązał w końcu współpracę z François d'Artemare z Filmes do Tejo, który zaaplikował o dotację do portugalskiego Instituto do Cinema e do Audiovisual, czyli MC/ICA. – -To była niewielka kwota, ale Portugalczycy mieli tylko 10% udziału w projekcie. Następnie dostaliśmy list intencyjny z PISF, potem pozyskaliśmy środki z francuskiego CNC [Centre National du Cinéma et de l'Image Animée – przyp. red.], na końcu fundusze z Euroimages – 13proc. budżetu- – wylicza Jakimowski.


"Droga na drugą stronę", fot. materiały dystrybutora

Dla Urszuli Antoniak, która na stałe mieszka i pracuje w Holandii, szukanie międzynarodowego finansowania było koniecznością. – -Na projekt Nic osobistego dostałam dotację z holenderskiego instytutu filmowego, ale odrzuciła go telewizja. Bez niej nie da się w Holandii skompletować budżetu. Także dlatego, że nie można starać się o dofinansowanie z funduszu CoBo (często jest to nawet 100 tysięcy euro). Ponieważ mój producent miał kontakty w Irlandii, zaaplikowaliśmy o środki z Irish Film Board- – wspomina reżyserka. W efekcie zdjęcia do filmu odbyły się w plenerach Irlandii, a główną rolę męską zagrał znany irlandzki aktor Stephen Rea.

Wbrew obiegowej opinii o pieniądze mogą starać się nie tylko projekty, które są tak zwaną koprodukcją naturalną, czyli związaną tematem, narodowością bohatera lub miejscem akcji z krajem, do którego aplikujemy. – -Kiedyś kładło się na to nacisk. Dziś najważniejsze jest, aby projekt był dobry, miał szansę na międzynarodowy zasięg. Ostatnio produkowałam film, który nie ma z Polską nic wspólnego, jest na wskroś norweski- – mówi o "Wyspie skazańców" Puszczyńska. Film wyreżyserował Marius Holst. – „Ważne, aby kraj miał swój twórczy wkład w film. W tym przypadku byli to m.in. scenograf Janusz Sosnowski i reżyser II ekipy Marcin Łomnicki”.

Podział obowiązków

Udział fachowców i artystów w międzynarodowych koprodukcjach regulują też zapisy w narodowych instytutach, które dbają o to, aby ich dotacja wspierała lokalne firmy. -CNC ma system punktów, które przyznaje za obsadzenie każdego stanowiska kreatywnego Francuzem. Im więcej punktów, tym większa szansa na dotację. Z kolei PISF wymaga, aby w ekipie realizującej koprodukcję mniejszościową zawsze był co najmniej jeden Head of Departament [kierownik pionu artystycznego - przyp. red.] z Polski. Sama postprodukcja rzadko jest dla nas wystarczająca- – tłumaczy Baliński.

Przepisy regulują także, jaka część publicznej dotacji ma być wydana na usługi w kraju, który ją przyznał. Zazwyczaj jest to cała suma, czasem 80proc. Schody zaczynają się, gdy trzeba zaplanować podział obowiązków i tak dobrać ekipę, aby spełnić wymagania wszystkich stron. Ważne jest, aby podział zadań był nie tylko sprawiedliwy, ale także sensowny pod względem logistycznym i ekonomicznym. A przede wszystkim - artystycznym. Czasem trzeba się nagimnastykować, na przykład jeśli z umowy wynika, że efekty wizualne należy zrobić w kraju X, choć najlepsi fachowcy są z kraju Y, ale ten ma już wystarczająco duży wkład. Wtedy koproducenci mogą zatrudnić pracowników z Y jako podwykonawców firmy X.

-Zdjęcia realizowaliśmy w Portugalii, ale dźwięk na planie rejestrowali Francuzi, którzy przyjechali z własnym sprzętem. W Polsce, w WFDiF, odbyła się postprodukcja – montaż, udźwiękowienie, wytworzenie kopii wzorcowej, DCP, grafika komputerowe. Koprodukcja została zaplanowana bardzo precyzyjnie pod scenariusz filmu- – mówi Jakimowski, który także stanowił polski „wkład” do projektu, jako scenarzysta i reżyser "Imagine".

 Ewa Puszczyńska spędziła godziny na telefonie, Skypie i wymieniła setki maili ze swoimi czterema koproducentami, z którymi realizowała "Kongres" Ariego Folmana. Głównym był [niemiecka Pandora - pani Ewo proszę potwierdzić, OS]. Polska odpowiadała za [efekty wizualne ? pani Ewo proszę potwierdzić OS]: – -Dostawaliśmy kawałeczki materiałów. Jednego dnia ujęcie 7 ze sceny 58, innego 24 ze sceny 12 i tak dalej. Potem odsyłaliśmy je do akceptacji do szefa animacji, Izraelczyka. Materiały przychodziły czasem z opóźnieniem, za to falami. Nasze studio po tygodniach czekania, nagle zostało zalane pracą. Nie wyrabiało się, musieliśmy zatrudnić dodatkowych animatorów z innych krajów. Jako koproducent musiałam szybko rozwiązać problem, renegocjować umowę ze studiem, a nie szukać winnych sytuacji. To najgorsze, co można zrobić- – mówi Puszczyńska.

Niestety, nawet precyzyjnie i sensownie zaprojektowana koprodukcja jest droższa niż produkcja krajowa. Choćby ze względu na różnicę stawek oraz konieczność obsadzenia niektórych funkcji przez fachowców z krajów wszystkich stron. Urszula Antoniak wspomina, że na holendersko-duński "Code Blue" otrzymała środki z duńskiej Zentropy, z zastrzeżeniem, że w Danii musi wydać 60% kwoty: – -Otrzymaliśmy od nich 135 tysięcy euro, ale w końcu wydaliśmy w Danii, która jest bardzo drogim krajem więcej, 225 tysięcy. Na co? Między innymi na lokacje i na grip, czyli światło-.

Wiatr z Zachodu

Z jakimi krajami polscy producenci pracują najczęściej? – -Pierwszym partnerem są Niemcy. Leżą blisko, są bogatszym krajem z dobrymi regionalnymi funduszami filmowymi. Działa też polsko-niemiecki fundusz co-developmentowy. Wielu naszych producentów ma dobre, osobiste kontakty z pracownikami RFF, co sprzyja długofalowej współpracy- – twierdzi Ewa Puszczyńska. – -W tej chwili na koprodukcje bardzo otwarte są kraje skandynawskie, choć ich udział podraża budżet filmu, bo SA drogie. Ciekawy kierunek to południowy-wschód: Czechy, Słowacja, Łotwa, Estonia. Nie ma tam dużych pieniędzy, ale jeśli dobrze skonstruujemy budżet, współpraca będzie miała sens-. Producentka dodaje, że z Estonią współpracowała przy "Wyspie skazańców", gdy okazało się, że w Polsce nie ma odpowiednich plenerów, które miały udawać tytułową wyspę.Niezbyt dobrą opinię wśród producentów – ze względu na swoją skomplikowaną biurokrację – ma Francja. – -Miejmy nadzieję, że po uruchomieniu funduszu Cinema du Monde w CNC i po podpisaniu nowej umowy koprodukcyjnej pomiędzy Polską a Francją w marcu 2012 roku, nie będziemy długo czekać na pozytywne efekty- – mówi Robert Baliński z PISF.

Puszczyńska ceni też współpracę z Izraelem, z którym koprodukowała "Wiosnę 1941" Uri Barbasha. W przyszłości producentka planuje realizację filmu z Argentyną i z… USA. –-Współpraca z Hollywood jest trudna, bo tam jest zupełnie inna struktura finansowania, ale wykonałam w tamtym kierunku niewielki ruch. Zobaczymy- – mówi.

Współpraca polsko-amerykańska, choć w niewielkim zakresie, jest możliwa – pokazali to organizatorzy targów „Us in Progress” (wcześniej: „Gotham in Progress”), które odbywają się jesienią w trakcie American Film Festival we Wrocławiu. Przyjeżdżają na nie przedstawiciele europejskiej branży filmowej oraz niezależni amerykańscy producenci i reżyserzy, których filmy są na ostatnim etapie produkcji. W Europie szukają wsparcia w formie usług postprodukcyjnych, promocyjnych, dystrybucyjnych. Bywa, że artystyczny wkład jest na tyle duży, że polska strona otrzymuje status koproducenta. Tak było w przypadku firmy Monternia.pl i filmu "Tam, gdzie rosną grzyby" Jasona Cortlunda.

Jak się mierzy sukces koprodukcji międzynarodowej? – -Gdy można przejść się po czerwonym dywanie w Cannes- – żartuje Puszczyńska. – -Sukces jest wtedy, gdy po premierze wszyscy producenci nadal ze sobą rozmawiają. Na przykład o kolejnych wspólnych projektach-.

Ola Salwa
 


 
  

Per Neumann, Charlotte Applegren, Sztuka koprodukcji


 Książka wydana przez KIPA i MEDIA Desk Polska to przewodnik po procesie koprodukcji: od etapu podpisywania umowy do dzielenia zysków. Autorzy definiują tu wszystkie najważniejsze terminy związane z tym tematem, wyjaśniają meandry i niuanse umów koproducenckich. Można się dowiedzieć, jakie wymagania ma fundusz Euroimages lub Nordycki Fundusz Filmowo-Telewizyjny. Obok teorii jest i rozdział o praktyce, czyli wywiady z producentami, którzy mają udaną koprodukcję za sobą. O polskich sukcesach, czyli "33 scenach z życia" Małgośki Szumowskiej i "Lekcjach pana Kuki" Dariusza Gajewskiego opowiadają producentki – Teresa Dworzecka i Ewa Puszczyńska.
(sol)
Ola Salwa
Magazyn Filmowy SFP,27,2013
  26.12.2013
Koprodukcje - raport Magazynu", cz.II. Fakty i liczby
Start na długim dystansie - polskie filmowe debiuty
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll