PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Umówmy się: pieniędzy na rynku produkcji filmowej zawsze jest, było i będzie za mało. Zwłaszcza dla debiutującego reżysera lub – o zgrozo – producenta. Uczestnicy koszalińskiej debaty doszli do wspólnego wniosku – myślmy niestandardowo i kreatywnie (co nie znaczy – uprawiajmy kreatywną księgowość).

Polski Instytut Sztuki Filmowej dofinansuje twoją produkcję do 50 proc. budżetu. Do – to jeszcze nie znaczy, że zazwyczaj dofinansowuje w takiej wysokości. Możesz skorzystać ze skromnych ciągle (ale wynikających z ideologicznie słusznych i pięknych przesłanek) dofinansowań z Regionalnych Funduszy Filmowych. Plus wkład własny producenta, niezbędny. Plus wkład koproducentów filmu – często w postaci cennego i wycenionego aportu rzeczowego (np. The Chimney Pot lub WFDiF). Ideałem jest, jeśli uda ci się zdobyć dodatkowe finansowanie z telewizji publicznej (może kiedyś TVP SA powróci do swojej pozycji lidera rynkowego chętniej inwestując w polską produkcję?) oraz/lub od nadawcy prywatnego -  w polskich realiach jest to zazwyczaj Canal+ .  Gdzie jeszcze szukać pieniędzy, z kim rozmawiać?


Słuchacze debaty, fot. Vizja Art

Podczas 31. Koszalińskiego festiwalu Debiutów Filmowych „Młodzi i Film” odbyła się ciekawa dyskusja, w której wzięli udział goście reprezentujący różne sektory branży: Agnieszka Egeman z Canal+ , Stefan Laudyn - dyrektor Warszawskiego Festiwalu Filmowego, Kamil Przełęcki z Agory, Magdalena Rychła ze Śląskiego Funduszu Filmowego i Rafał Golis z The Chimney Pot. Spotkanie prowadził szef radiowej Jedynki, Kamil Dąbrowa. Oraz uczestnicy z sali, jak m. in. Arkadiusz Wojnarowski, specjalizujący się w międzynarodowych koprodukcjach producent „Drogi na drugą stronę” oraz autorka niniejszego tekstu. Oto garść refleksji po spotkaniu.

Oczywiście, wspaniale jest, gdy budżet wygląda tak, jak zaprezentowany powyżej. Ale to ideał, debiutantowi jest znacznie trudnej. Zminimalizować ryzyko można poprzez związanie się z doświadczonym producentem (przykład Magdaleny Piekorz, która „Pręgi” zrealizowała w „Torze” pod okiem Krzysztofa Zanussiego). Film ma tzw. „długi ogon”, czyli żyje nawet kilkadziesiąt lat po wyprodukowaniu na różnych polach eksploatacji. Prędzej czy później – jeśli firma solidna i z przyszłością – pieniądze wrócą do producenta. Ideałem jest, jeśli producent ma – używając terminologii z dziedziny zarządzania, konkretnie – analizy portfelowej – zróżnicowany portfel produktów; jeden z produktów - filmów ma pozycję „dojnej krowy”, inny – „gwiazdy”, jeszcze inny to „dylemat” (i to zapewne miejsce na przyszły „produkt” debiutanta). Wtedy tenże producent ma możliwości „żonglowania” pieniędzmi i produktami, może doinwestować debiutancki „dylemat” wpływami z „gwiazdy” i „dojnej krowy”. Regionalne Fundusze Filmowe na przykład mogą sobie spokojnie poczekać na zwrot zainwestowanych pieniędzy – nie tylko dlatego, że mają z założenia funkcję misyjną i promocyjną w regionie, ale także dlatego, że ułatwia im to status prawny (np. wojewódzkiej instytucji kultury).


Agnieszka Egeman z Canal+ , Stefan Laudyn - dyrektor Warszawskiego Festiwalu Filmowego, Kamil Przełęcki z Agory, Magdalena Rychła ze Śląskiego Funduszu Filmowego i Rafał Golis z The Chimney Pot, Kamil Dąbrowa, fot. Vizja Art

Poniekąd taką strategię stosuje zręczny, choć nieco ukryty w cieniu gracz na tym rynku – Orange, czyli Telekomunikacja Polska. Pod marką Orange dokłada się do różnych filmów – i do „Katynia”, i do komedii romantycznych, ale i do ambitnej „Obławy” Marcina Krzyształowicza. Podobnie jak w przypadku Canal+ , także i w Orange najważniejszy jest sam projekt i scenariusz. Jak koproducent uwierzy w wasz pomysł, to i inni partnerzy zazwyczaj się znajdą.

Z zazdrością słucham o doświadczeniach Stefana Laudyna, który jeździ po całym świecie i jest świadkiem, kiedy pod wpływem rozmowy prywatna osoba decyduje się zainwestować w projekt. W naszej nieprzyjaznej rzeczywistości podatkowej i przy liberalnym rządzie trudno liczyć na atrakcyjny dla mecenasów kultury system podatków, odliczeń i zwolnień.

Ten sam problem dotyczy koprodukcji międzynarodowej. Póki nie będziemy mieć systemu ulg finansowych, zwrotów VAT i innych korzyści dla zagranicznych inwestorów, zawsze będziemy w tyle jeśli idzie o koprodukcje i usługi. Niemniej jednak Arkadiusz Wojnarowski ma rację mówiąc, że to najważniejsze alternatywne źródło finansowania produkcji filmowej. Bo każdy z kilku producentów ma szansę na pełen zwrot na swoim terenie, co podkreślał świetny fachowiec w swojej dziedzinie, czyli Kamil Przełęcki, niegdyś związany z Aksonem, dzisiaj reprezentujący przyszłego -  moim zdaniem – czołowego gracza w branży filmowej czyli Agorę. (Na marginesie – Agora posiada już kina (większość udziałów w Heliosie), dystrybucję, reklamę zewnętrzną, wydawnictwa i media.)  Do tego mamy dwa fundusze europejskie – Eurimages Rady Europy (twarde dofinansowanie koprodukcji europejskiej)  oraz program Media Unii Europejskiej, który co prawda nie wspiera produkcji, ale development, szkolenia, oraz – co najważniejsze – dystrybucję filmów europejskich. No tak, bo to ten słaby punkt – filmy europejskie jak wiadomo, po Europie wędrują rzadko i niechętnie, co jest wielkim dylematem producenta stawiającego na koprodukcje międzynarodowe.



Arkadiusz Wojnarowski, fot. Vizja Art

Powolutku, zwłaszcza w młodym kinie, w produkcjach offowych, pojawiają się nowe trendy – a to zbiórka cegiełek realnych (Magdalena Rychła mówiła o sprzedaży koszulek) a to wirtualnych, czyli zbiórki internetowe. Kilka lat temu na festiwalu pokazywany był film „Wszystko” Artura Wyrzykowskiego, pierwszy skromny rezultat zbiórki; obecnie na Facebooku trwa kampania zbiórkowa produkcji „Małe stłuczki”. Ale jedna z uczestniczek dyskusji, która organizowała zbiórkę pieniędzy na film na Islandii, uprzedzała, że jest to droga przez mękę. Zamiast 15 tysięcy dolarów zebrali dwa i pół. – Ale lepiej jest mieć te dwa i pół niż nie mieć – dodała.

Dlatego – bądźmy kreatywni, wytrwali i miejmy świadomość, że wybraliśmy sobie piekielnie trudny zawód. I że zapewne wiele łatwiej nie będzie.

 
Anna Wróblewska
Portalfilmowy.pl
  16.09.2012
Jak zebrać pieniądze na film. Przewodnik - część I
Kino w kolorze pomarańczy - rozmowa z Dominique Lesage
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll