Katarzyna Klimkiewicz, reżyserka „Bo we mnie jest seks” o Kalinie Jędrusik, Marii Dębskiej i bezpruderyjnych latach 60.
- Ludzie w latach 60. byli dużo bardziej swobodni w podejściu do seksu niż dzisiaj. Byli dyskretni, ale bardziej bezpruderyjni – mówi w rozmowie z SFP Katarzyna Klimkiewicz, reżyserka filmu „Bo we mnie jest seks”, który właśnie miał premierę na festiwalu Nowe Horyzonty.
Bo we mnie jest seks”, jedna z najważniejszych polskich premier na tegorocznym festiwalu Nowe Horyzonty, wypełnił w dniu premiery (poniedziałek, 16 sierpnia) po brzegi salę Teatru Muzycznego Capitol. Ekspresjonistyczne wnętrza teatru idealnie komponowały się z bogatym w jasną scenografię i kolorowe kostiumy filmem. Jego akcja rozgrywa się w ciągu kilku miesięcy w 1963 roku, ponieważ dla reżyserki Katarzyny Klimkiewicz jej postać nierozerwalnie łączy się z latami sześćdziesiątymi: - To był czas jej największego rozkwitu życiowego i zawodowego. Dlatego wnikliwie studiowałam tamte czasy, poczucie humoru, styl życia, wrażliwość. Miałam dwa roczniki pisma „Ty i Ja” z lat 62 i 63, które wyszperała współscenarzystka Patrycja Nowak. To była nasza biblia - tłumaczy reżyserka w rozmowie z SFP.

Punktem wyjścia fabuły jest skandalizujący występ Jędrusik w obchodach górniczej Barbórki. Oglądamy imprezy w Spatifie i jej mieszkaniu, przez które przewijają się znane postaci z tamtych czasów – Stanisław Dygat, Kazimierz Kutz, Tadeusz Konwicki, Barbara Krafftówna, Jeremi Przybora. Poznajemy także historię jej trójkąta miłosnego i wydarzeń, które doprowadziły do zakazu występów artystki w telewizji.



Nie zróbcie o niej zwykłego filmu!

Dokumentacji towarzyszyły rozmowy z wieloma ludźmi, którzy przyjaźnili się z artystką: - Podczas jednego z takich spotkań Barbara Krafftówna powiedziała nam: tylko nie zróbcie o niej zwyczajnego, normalnego filmu, my wtedy nie byliśmy normalni. Potrzebowałam coś takiego usłyszeć i jestem bardzo wdzięczna pani Barbarze Krafftównie, że wyznaczyła nam azymut - tłumaczy Klimkiewicz.

Po obejrzeniu filmu, nikt nie będzie miał wątpliwości: życie Kaliny Jędrusik to temat na nie jeden, a kilka filmów. Powstało na jej temat parę dokumentów, ale dlaczego nikt wcześniej nie podjął próby nakręcenia o niej filmu fabularnego? - Trudno mi powiedzieć dlaczego. Może dlatego, że Kalina onieśmiela, wymyka się łatwym schematom. Wydaje się, że jej życie to gotowy scenariusz, ale gdy wejdzie się głębiej, sprawa się komplikuje. Nie jest łatwo ją uchwycić. Nie była oczywista, jednoznaczna, do tego trudno oddzielić prawdę od plotki. Każdy, kto o niej opowiada ma własną wersję wydarzeń. Dla mnie najważniejsze było, żeby uchwycić jej ducha, jej temperament. Dlatego film nie jest biografią, nie opowiada całego jej życia. Wybrałam jeden epizod i na nim się skupiłam, żeby mieć czas, by swobodnie ją obserwować w małych gestach, w niuansach.

Podczas pracy nad filmem reżyserka często łapała się za głowę, porównując obyczajowość lat sześćdziesiątych do współczesnych: - Chyba najbardziej byłam zaskoczona, gdy dotarło do mnie, że ludzie w latach 60. byli dużo bardziej swobodni w podejściu do seksu. Byli dyskretni, ale bardziej bezpruderyjni. Myślę też, że ludzie byli bardziej otwarci na sztukę. Kino głównego nurtu było bardziej abstrakcyjne niż teraz. Ja chciałam cofnąć się do tych czasów i podjąć z nimi dialog. Wyobrażałam sobie, że pokazuję fragmenty Kalinie, Dygatowi, Kutzowi, że z nimi rozmawiam.


Ma charyzmę, seksapil i poczucie humoru

Pierwsze skrzypce w filmie gra Maria Dębska. Reżyserka wybrała ją spośród pięćdziesięciu aktorek, które spotkała na castingu. - Kiedy pojawiła się Marysia, od razu poczułyśmy, że to jest to. Ona ma w sobie niezwykłą charyzmę, to było najważniejsze. Ma seksapil i poczucie humoru - to po drugie. A potem jeszcze okazało się, że jest po szkole muzycznej, ma świetny słuch i wspaniale śpiewa. Dla nas wszystkich to było wielkie wyzwanie, żeby ta Kalina ożyła na ekranie, Marysia wspaniale się z tego zadania wywiązała. Obawiała się, żeby nie wpaść w karykaturę, nie chciała za bardzo “jechać Kaliną” - kręcąc sceny nie myślałyśmy więc o tym, żeby wiernie odtworzyć specyficzny sposób mówienia Kaliny, dopiero po kilku dublach, kiedy już obie czułyśmy się bezpiecznie w scenie, pozwalałyśmy sobie na luz i takie “granie Kaliną” - jej manieryzmami. I dopiero podczas montażu decydowałam, ile zachować tej “Kaliny w Kalinie”. To była fajna zabawa.

Film wejdzie do kin 12 listopada.

Katarzyna Klimkiewicz fot.Bartosz Mrozowski

Łukasz Knap / SFP  16 sierpnia 2021 20:13
Scroll