Hieronim Neumann
fot. TV SFA
Hieronim Neumann – w poszukiwaniu różnych barw animacji
Hieronim Neumann – wszechstronnie uzdolniony i ciągle poszukujący nowych form wypowiedzi artystycznej scenarzysta i reżyser filmów animowanych, a także znakomity pedagog – 14 listopada obchodzi swe 70. urodziny.
Jest urodzonym poznaniakiem. Całe swe życie związał z tym miastem, realizując wiele projektów artystycznych w miejscowym Telewizyjnym Studiu Filmów Animowanych czy Studiu Mansarda, prowadzonym przez przyjaciela i współpracownika Macieja Ćwieka, a także ucząc animacji na poznańskim Uniwersytecie Artystycznym. Czasem tylko „wyskakuje na chwilę” w inne miejsca, jak na Wydział Sztuk Pięknych Uniwersytetu Bilkent w Ankarze (1990-91) czy od kilkunastu lat na warszawską Akademię Sztuk Pięknych, gdzie objął animowaną schedę po prof. Danielu Szczechurze.

Tworzy kino autorskie, ale nie kręci ciągle „tego samego filmu” – jak wielu wybitnych reżyserów – a każde jego nowe dzieło jest, głównie ze względu na swą formę, inne od poprzedniego. W jego poszukiwaniach widać wyraźne inspiracje sztuką Zbigniewa Rybczyńskiego, zresztą terminował – w trakcie swych studiów na Wydziale Malarstwa, Grafiki i Rzeźby poznańskiej uczelni, które zakończył w 1977 roku dyplomem w pracowni prof. Antoniego Zydronia w zakresie projektowania graficznego ze specjalnością komunikacji wizualnej – na planie filmu „Oj! Nie mogę się zatrzymać!” (1974), jednym z ciekawszych dokonań tego artysty, przed zrealizowaniem oscarowego „Tanga” (1980).

Dzieło Rybczyńskiego to skondensowana opowieść o pamięci pewnego pokoju, metafora na temat zależności ludzkich losów i mijającego czasu. Oto w czterech ścianach pokoju rozgrywają się równocześnie wydarzenia z przeszłości z udziałem różnych jego lokatorów lub osób, które się w nim znalazły bardziej lub mniej przypadkowo. Neumann w „Bloku” (1982) – jednym ze swych najlepszych filmów, nagrodzonym w Huesca i Oberhausen – tworzy „pamięć” tytułowego obiektu. Dzięki technikom trickowym pokazuje w kadrze przekroje podobnych do siebie mieszkań. We wcześniejszym „5/4” (1979), w którym artysta dzieli kadr na cztery części, widać wyraźne „ślady” fantastycznej „Nowej książki” (1975) Rybczyńskiego, choć nie jest to ślepe naśladownictwo, a twórcza inspiracja.

Neumann to bez wątpienia filmowy krewniak „Zbiga”, twórca niespokojny, ciągle eksperymentujący, z równym powodzeniem uprawiający różnorodne techniki animacyjne, od klasycznych po przetworzenia komputerowe, czego najlepszymi przykładami wspomniany „Blok” (1982), „Zdarzenie” (1987) czy „Zoopraxiscope”. W pełnym suspensu „Zdarzeniu”, uhonorowanym laurami festiwalowymi w Oberhausen, Lozannie, Krakowie i Bielsku-Białej, jako tworzywo animacji wykorzystał fotografie. Z kolei „Zoopraxiscope” jest dedykowany Eadweardowi Muybridge’owi, angielskiemu fotografikowi, pionierowi kina – wykorzystane są w filmie jego zdjęcia i zaprezentowana metoda twórcza. A wszystko z dowcipem i dyskretnym urokiem pierwszych projekcji, w rytm ragtime’owej muzyki fortepianowej Janusza Hajduna, notabene kompozytora motywu przewodniego „Tanga” Rybczyńskiego.

Ostatni film Neumanna, rewelacyjną „Windę” (2018) – z uwagi na widoczne inspiracje – nazwałbym „Tangiem w pionie”. Choć oczywiście inspiracji filmowych odnajdziemy tu o wiele więcej, jak choćby możliwościami komedii slapstickowej czy twórczością Sergiusza Eisensteina i jego mniej lub bardziej poważnych naśladowców czy… mistrza suspensu (sam reżyser niczym Alfred Hitchcock pojawia się w końcowej partii swojego filmu, wkraczając z laptopem do tytułowej windy). Film ten to nie tylko świetnie zmontowana seria zabawnych zdarzeń, jest w nim także właśnie suspens i wiele zaskakujących dramaturgicznych zwrotów. Jak w życiu… Bo niewydolna winda jest oczywiście czytelną metaforą tego wszystkiego, co się dzieje wokół…

Neumann ma w swym dorobku także odcinki popularnych cykli filmowych, m.in. teledyski do muzyki poważnej – „Symfonia dziecięca” (1989), „V Sonata C-dur” (1992), „Marzenie” (1993), „Lot trzmiela” (1993), „Preludia” (1996), a także serialu „14 bajek z królestwa Lailonii według Leszka Kołakowskiego dla dużych i małych – O zabawkach dla dzieci” (1999), ale nie traktuje ich „rzemieślniczo”, a twórczo, poszukując – tak jak w filmach stricte autorskich – nowych rozwiązań wyrazowych i narracyjnych.

Drogi Hirku, dużo zdrowia, radości i kolejnych tak wspaniałych filmów, a nade wszystko – udanych poszukiwań, bo jak napisano w Piśmie – „Szukajcie, a znajdziecie”!
Jerzy Armata / SFP  14 listopada 2018 00:01
Scroll