Kazimierz Karabasz na planie filmu "Spotkania"
fot. Mikołaj Jazdon
Kazimierz Karabasz – dokumentalista honoris causa
Bohaterem nowego numeru „Magazynu Filmowego” (nr 5/2017) jest Kazimierz Karabasz. Oto wprowadzenie do rozmowy Mikołaja Jazdona z tym znakomitym dokumentalistą i pedagogiem, którą w całości będzie można przeczytać na łamach pisma już w połowie maja.
W maju Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa, Telewizyjna i Teatralna im. Leona Schillera w Łodzi uhonoruje Kazimierza Karabasza – swego wieloletniego wykładowcę, nauczyciela kilku pokoleń polskich dokumentalistów – doktoratem honoris causa. Twórczość tego wyjątkowego reżysera w szczególny sposób zaświadcza o randze polskiej szkoły dokumentu, która przeżywała swój rozkwit w latach 60. i 70. ubiegłego stulecia.


Nazwisko artysty najczęściej kojarzy się z jego dwoma wielkimi filmami – „Muzykantami” i „Rokiem Franka W.”, albo też z uprawianą przez autora dokumentalną metodą „cierpliwego oka”, nazwaną tak od tytułu jego książki. W kontekście współczesnego kina dokumentalnego, którego emblematami stały się tragedia i ciekawostka, kino Karabasza, wyciszone i skupione na uważnym przyglądaniu się codzienności człowieka z tłumu, jawi się jeszcze bardziej niż przed laty jako twórczość osobna. Z czym ją porównać? Jak analizować? I gdzie szukać odpowiednich dla niej kontekstów?


Rzeczywistość dnia powszedniego, której reżyser tak nieznużenie się zawsze przyglądał, i z której pozyskiwał materię dla swoich dzieł, nie przemienia się w jego filmach w kronikę zdarzeń, reporterską notatkę, a już na pewno nie staje się banalnym dokumentalnym studium z natury. Filmy te dotykają bowiem istoty zjawisk, którym autor postanowił się przyjrzeć, i o których postanowił opowiedzieć. Znajduje je – tak jak bohaterów swych filmów – poza nurtem wielkiej historii i z dala od modnych i głośnych postaci. Innymi słowy, Karabasz, pokazując w swych filmach „tu i teraz”, wybrane i zarejestrowane przez niego, dąży do wydobycia i ukazania obecnego w nim „zawsze i wszędzie”. Jego filmy nie są tylko portretami młodych i starych robotników, opowieściami o ludziach przekraczających próg dorosłego życia lub starości w kolejnych dekadach drugiej połowy XX wieku. Są raczej – a może przede wszystkim – filmami, dotykającymi spraw trwałych, opisującymi (chciałoby się rzec) stały rytm ludzkiej egzystencji. W tym, co kruche, ulotne i przemijające, w kostiumach i rekwizytach codzienności, odnajduje artysta to, co w jakimś sensie wymyka się czasowi, i co powraca w ludzkim życiu na wiele różnych sposobów. Gesty, spojrzenia, nastroje, myśli – tak nierozłącznie związane z czasem, w którym zostały uchwycone i sfotografowane – powtarzają się wraz z nadejściem kolejnych pokoleń. Odnieść można wrażenie, że istota tych zachowań pozostaje niezmienna. Szara codzienność, która tak bardzo pociąga artystę, nie przestaje być – pomimo niewątpliwej poprawy jakości życia – szara, nawet z upływem lat. Zmieniają się co najwyżej odcienie tej szarości. I na tym właśnie koncentruje on swą uwagę najbardziej. Konsekwentnie powraca w swych filmach do tych samych tematów, wydobywa niuanse zmian zachodzących w tych wymiarach ludzkiej egzystencji, które są najbardziej trwałe. „Bardziej mnie wzruszają emocje i przeżycia człowieka najskromniejszego, ukrytego w cieniu, tego, który bardzo rzadko jest tematem sztuki” – powiedział przed laty Karabasz, ujmując w tym zdaniu jedną z kluczowych myśli swego artystycznego credo.
Mikołaj Jazdon / Magazyn Filmowy (5/2017)  5 maja 2017 16:15
Scroll