Kadr z filmu "Nasza klątwa"
fot. Warszawska Szkoła Filmowa
Tomasz Śliwiński: Z kanapy po Oscara
Z Tomaszem Śliwińskim, autorem nominowanego do Oscara krótkiego filmu dokumentalnego „Nasza klątwa”, rozmawia Ola Salwa. Całość wywiadu w nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 3/2015), już 10 marca 2015 roku.
Leo jest w tej chwili przedszkolakiem. Czy oglądał „Naszą klątwę”?

Fragmenty. Śmieszy go, że na ekranie widzi mamę, tatę i siebie. A nas bawi to, że za każdym razem, gdy Leo był w kinie, trafiał na film o sobie, więc ma trochę zakrzywione postrzeganie rzeczywistości ekranowej.

Czyli myśli, że „film” z definicji jest o nim i o rodzicach. W pewnym sensie ma rację, bo większość filmów jest – choć oczywiście nie dosłownie – o reżyserze, jego obsesjach czy pragnieniach. Ty zrobiłeś już dwa filmy o swoim życiu, pierwszy nosił tytuł „Klątwa” i opowiadał o ciąży twojej żony Magdy Hueckel, także współautorki zdjęć do „Naszej klątwy”.

Tamten film był mniej osobisty, twarzy Magdy nawet w nim nie widać. Początkowo miałem inny plan, chciałem zrobić dokument o tym, że ciężarna kobieta traktowana jest jak publiczny inkubator – obcy ludzie dotykają jej brzucha, radzą co należy pić, jeść, robić. O nią samą nikt już nie dba. Okazało się, że ciąża skończyła się, zanim zebrałem odpowiednią ilość materiału, urodził się Leo… Nakręciłem go i połączyłem materiał z tym, który już miałem. Powstała przypowieść o oczekiwaniu na dziecko i o tym, jak sprawy mogą iść zupełnie nie po naszej myśli. Do tego, żeby kręcić nasze życie dalej, przekonał mnie Paweł Łoziński, który na zajęciach w Warszawskiej Szkole Filmowej pokazywał fragmenty „Ojca i syna”. Mówił, że jest ciekaw, co się u nas dzieje, że mamy to rejestrować, ale przecież nie musimy tego nikomu pokazać. Tym mnie przekonał, bo broniłem się przed pokazywaniem naszej intymności, słabości. Magda miała chyba mniej obiekcji niż ja, jest fotografem, więc łatwiej jej przychodzi przekuwanie doświadczeń osobistych w sztukę. Pozostawała jeszcze kwestia praktyczna: jak miałbym nas kręcić? W końcu postawiłem kamerę, usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy rozmawiać, tak jak zwykle to robimy wieczorami – pierwsze ujęcie, które powstało, otwiera film.
 

PZ / Magazyn Filmowy  21 lutego 2015 09:00
Scroll