Azjatycki tygrys kina
Współczesne kino koreańskie, którego przedstawicielem jest reżyser „Stokera”, Park Chan-wook, to jedna z najprężniej rozwijających się kinematografii na świecie. Z kina naśladującego wzorce Zachodu w ciągu dwóch dekad przeobraziło się w fenomen, mogący inspirować zagranicznych twórców.

Kino tego kraju pierwszy rozkwit przeżywało w latach 50. i 60., gdy ekrany wypełniały się soczystymi melodramatami oraz kryminałami wzorowanymi na amerykańskim filmie noir. Tworzyli wówczas tacy mistrzowie jak Kim Ki-young („Pomoc domowa”), Yu Hyun-mok („Zbłąkana kula”) czy Shin Sang-ok, reżyser „Mojej matki i jej przyjaciela”, który w 1978 roku został porwany przez agentów Kim Dzong Ila, pragnącego ożywić przemysł filmowy w swoim kraju. Lata 80. przyniosły kryzys związany z popularnością telewizji i zaostrzeniem cenzury. Jednym z nielicznych ciekawszych autorów w owym czasie był Im Kwon-taek. Dziś ma on w dorobku ponad 100 filmów, a wówczas zdobył uznanie m.in. „Zastępczą matką”, startującą w głównym konkursie festiwalu w Wenecji. Jego twórczość, często poruszająca temat historii i ludowych tradycji, stała się wizytówką narodowej kultury. Uniwersalnym językiem, którym można się porozumieć z koreańską przeszłością i mówić o jej współczesności.


Kadr z filmu "Oldboy" Park Chan-wooka. Fot. Gutek Film

Pod koniec lat 80. koreańskie kino wpadło w wir zmian. W 1988 roku zniesiono cenzurę, na czym skorzystał Park Kwang-soo. Jego debiut, „Chilsu i Manasu” (1988), za sprawą sceny ulicznej demonstracji stał się symbolem artystycznego wyzwolenia. Drugi wymiar rewolucji wynikał z reform ekonomicznych. Wprowadzono dotacje i zainicjowano politykę promującą rodzime kino, związaną z obowiązkiem wyświetlania większej ilości koreańskich tytułów. Był to zastrzyk energii dla kinematografii, która wkrótce ujawniła drzemiący w niej potencjał. W 1989 roku Yong-Kyun Bae zdobył uznanie minimalistyczną buddyjską przypowieścią, „Dlaczego Bodi-Dharma odszedł na wschód”, pokazywaną w Cannes i nagrodzoną w Locarno. Świat zaczął zwracać oczy w stronę kina, którego prężny rozwój był początkowo udziałem głównie filmów gatunkowych. Przebojem okazała się sensacyjna „Shiri” (1999) Kang Je-gyu o północnokoreańskiej agentce, szykującej zamach na prezydenta Korei Południowej. Jeszcze większym hitem była „Strefa bezpieczeństwa” (2000) Park Chan-wooka, kryminał opowiadający o morderstwie popełnionym w strefie zdemilitaryzowanej między dwoma wrogimi krajami. Wkrótce reżyser, który przygotował krwawą trylogię zemsty („Pan Zemsta”, 2002, „Oldboy”, 2003, „Pani Zemsta”, 2005) wraz z Kim Ki-dukiem szturmem zaczęli zdobywać świat kina. Ich filmy stały się symbolem kinematografii koreańskiej, skupiając jak w soczewce jej najważniejsze cechy: estetyczne wysmakowanie, imponującą sprawność narracji, bezkompromisowe obrazowanie rodzimej historii i mentalności. Często eksponują przemoc, chętnie eksploatowaną też w wytrawnym kinie grozy spod znaku „Dwóch sióstr” (2002) i „Ujrzałem diabła” (2010) Kim Jee-woona.


Kadr z filmu "Pusty dom" Kim Ki-duka. Fot. Ale kino+

Najprężniej rozwijająca się kinematografia Azji, jedna z najpotężniejszych na świecie, wyłoniła i stale wyłania wiele talentów. Należy do nich Lee Chang-dong, reżyser melancholijnej „Oazy” (2002), którego realistyczne kino zachwyca syntezą prostoty i wyrafinowania. O bogactwie jego intymnych opowieści często decydują detale, precyzyjne operowanie rekwizytem czy ustawienie kamery, wydobywającej magię ze świata. Reżyser kontynuuje subtelny styl również w ostatnich, gorąco nagradzanych filmach: „Sekretnym świetle” (2007) i „Poezji” (2010). Innym ważnym głosem jest Bong Joon-ho, autor głośnego thrillera „The Host: Potwór” (2006) i mrocznej „Matki” (2009). Jego obrazy stanowią fascynujący konglomerat dzieł o różnych tematach i konwencjach, dla których wspólnym mianownikiem jest socjologizujące zacięcie twórcy. Uważnym obserwatorem pozostaje też Hong Sang-soo, reżyser uroczego „W innym kraju” (2012), mistrz miejskich opowieści i ironicznego humoru, często skrywającego gorzki przekaz. Jego twórczość, naznaczona dojrzałą osobowością autora, nie przestaje zaskakiwać i jest jednym z wielu dowodów na to, że koreańskie kino – niegdyś zapatrzone w Zachód – dziś pielęgnuje siłę, różnorodność i oryginalność, których Hollywood mogłoby się od niego uczyć.


Magdalena Bartczak / Portalfilmowy.pl  10 maja 2013 10:06
Scroll