Sztuka dokumentu
53. KFF: W drodze
Marcel i Paweł Łozińscy: ojciec i syn, dwóch wybitnych polskich dokumentalistów. Razem wyruszyli w podróż po Europie. Jej zapisem są dwa filmy: "Ojciec i syn" Pawła i "Ojciec i syn w podróży" Marcela. Oba stanowią próbę rozliczenia się z przeszłością i zainicjowania ponadpokoleniowego dialogu.
Portal Filmowy: Pan i pana ojciec jesteście dwiema artystycznymi osobowościami: pod niektórymi względami podobnymi, a pod niektórymi różnymi. Kto miał decydujący wpływ na cały projekt?

Paweł Łoziński:
Cztery lata temu wpadłem na pomysł, żeby zrobić film o moim ojcu. On się nie chciał się zgodzić na taki portret. Wymyślił – i dobrze wymyślił – żeby to był jeden wspólny film na dwóch reżyserów i dwóch bohaterów. Każdy z nas miał mieć kamerę, każdy mógł zadać temu drugiemu dowolne pytanie. Bez tabu. Od tego właśnie zaczęliśmy, to były piękne założenia. Przez długi czas wydawało się, że damy radę zrobić jeden film. Niestety, w pewnym momencie nasze drogi rozeszły się; trudno mi powiedzieć dlaczego. Ojciec zrobił swój film, a ja swój. Jeśli chodzi o mój, uważam, że jest przy okazji bardzo ciepłym portretem ojca. Pełnym uczuć, jakie wtedy były. Lepszego mu już pewnie nikt nie zrobi.



Paweł Łoziński, fot. Marcin Warszawski

PF: Czy podczas pracy i kolejnych rozmów pojawiły się momenty na tyle intymne, że zdecydowali się panowie nie umieszczać ich w ostatecznej wersji?

PŁ: Do kosza powędrowały fragmenty, w których mówiliśmy o członkach naszej rodziny. Obnażyliśmy się we dwójkę, ale nie chcieliśmy mieszać do tego pozostałych bliskich.

PF: Czy wierzy Pan w to, że kino dokumentalne potrafi wpłynąć na prawdziwe życie?

PŁ: Po prostu potrzebowałem pogadać z ojcem o różnych ważnych dla mnie rzeczach. Wydaje mi się, że nie tylko ja miałem taką potrzebę; podejrzewam, że to może być dosyć powszechne. Film może zachęci widza, żeby podejmować z rodzicami taki czasem trudny dialog. Ale nie namawiam na siłę, bo to są eksperymenty czasem bardzo kosztowne. Międzypokoleniowa rozmowa jest moim zdaniem bardzo ważna, potrzebna. Utrudnia ją czasem automatycznie obowiązujące w naszej kulturze 4 przykazanie “Czcij ojca swego". Ten z góry narzucony szacunek może działać na dzieci jak knebel. Strach zapytać i ten strach bezwiednie przekazujemy potem swoim dzieciom. Mam szacunek do ojca, że zgodził się na taki eksperyment. Jestem zadowolony, że zdążyłem z nim porozmawiać.


Marcel i Paweł Łozińscy, czyli "Ojciec i syn", reż. Paweł Łoziński, fot. Krakowski Festiwal Filmowy


PF: Czy Pana zdaniem istnieje możliwość ucieczki z pewnej pokoleniowej pułapki: z powtarzania błędów rodziców i przekazywania ich własnym dzieciom?

PŁ: Wydaje mi się, że warto próbować, po to chyba ten film zrobiłem. Ale każdy człowiek jest inny, w tej samej sytuacji zachowa się inaczej, każdy też swoje doświadczenie inaczej przeżyje, zapamięta. Kręcąc film, myślałem, że on coś może załatwi między nami, między mną i ojcem. Ale to nie takie proste: nawet jeśli wyciągnie się z drugiego człowieka to, co chce się od niego usłyszeć – np. to, że jest mu z powodu pewnych rzeczy przykro, albo że żałuje – to i tak to nie ma większej siły sprawczej. Mogę mieć wpływ tylko na własne życie, nad nim próbować mieć kontrolę. Są rzeczy które można załatwić tylko z samym sobą.

PF: Gest pana i pana ojca – zwrócenie kamery na samego siebie – przypomina to, co zrobił w finale kanonicznego "Amatora" Krzysztofa Kieślowskiego jego tytułowy bohater. Czy to gest, który powinien wykonać kiedyś każdy dokumentalista?

PŁ: Motywacja bohatera granego przez Jerzego Stuhra była trochę inna: chciał być niezależny, bał się, że będą nim dalej manipulować. Ale przymusu nie ma. Od dwudziestu lat robię filmy dokumentalne, chodzę do ludzi, zbieram i pokazuję cudze emocje, chowając się za kamerą. Dla mnie widocznie przyszedł czas, żeby wreszcie pokazać swoje.



Kadr z filmu "Ojciec i syn", reż. Paweł Łoziński, fot. Krakowski Festiwal Filmow

PF: Pana film, chociaż dokumentalny, wykorzystuje narracyjny schemat kina drogi. Mamy w nim wspólną podróż, która ma doprowadzić bohaterów do katharsis. Czy duża jest rola fikcji w kinie dokumentalnym?

PŁ: Nie ma prawdy jako takiej. Jak pan przepisze i odpowiednio zredaguje ten wywiad, to też nie będzie to przecież w pełni obiektywna relacja. Chciałem po prostu opowiedzieć o swojej rodzinie – nie o twórcach czy dokumentalistach. Bałem się, że to byłoby pretensjonalne.

PF: Żadnych inspiracji cinéma vérité?

PŁ: Żadnych. Chciałem, żebyśmy byli w moim filmie po prostu zwykłymi ludźmi. Ludzie nas nie znają, nie jesteśmy aktorami, jesteśmy na szczęście słabo rozpoznawalni. Ktoś zobaczy film w telewizji i pomyśli: jechali sobie jacyś faceci, mieli kamery, bo teraz każdy ma kamerę, choćby w telefonie. Nakręcili samych siebie i teraz to pokazują – chcę, żeby tak to właśnie było odbierane. Mieliśmy być takimi uniwersalnymi postaciami: jakimś ojcem i jakimś synem. Przekaz też miał być uniwersalny. O powtarzających się w wielu rodzinach problemach, schematach, pytaniach bez odpowiedzi.

---------------------------------------------
Łozińscy wybrali kino. Nasza recenzja>>>

Piotr Mirski / www.portalfilmowy.pl  2 czerwca 2013 10:08
Scroll