Baza / Ludzie polskiego filmu
Baza / Ludzie polskiego filmu
Jerzy Ridan – człowiek z kamerą, z Nowej Huty
Niemal całe życie związał z Nową Hutą, choć urodził się w Bydgoszczy. Był ojcem chrzestnym Nowohuckiej Kroniki Filmowej. Ostatnie jej wydanie, które miało premierę podczas wieczoru zaduszkowego w krakowskim kinie Mikro, było w całości Mu poświęcone. Zrealizowali je – Jego uczeń Grzegorz Zariczny i Jego syn – Krzysztof Ridan, których zaraził wielką miłością do filmu.
„Urodziłem się w Bydgoszczy. Spędziłem w tym mieście pierwsze lata swego życia oraz młodość. Planując przyszłość, doszedłem do wniosku, że Bydgoszcz jest dla mnie za mała, i że się w niej duszę. Postanowiłem więc wyjechać. Pierwszym miejscem, o jakim pomyślałem, był Kraków, o którym dobre wspomnienia pozostały po szkolnej wycieczce. Rodzice przystali na mój wyjazd, po cichu licząc, że wkrótce wrócę. Ojciec dał mi 100 złotych na drogę” – pisał w swym osobistym notatniku.    Jest absolwentem Wydziału Reżyserii łódzkiej Szkoły Filmowej (1979). Karierę filmową rozpoczynał jednak o wiele wcześniej, aktywnie działając – najpierw jako twórca, później instruktor – w słynnym Amatorskim Klubie Filmowym „Nowa Huta”, w którym pierwsze kroki stawiali także m.in. Krzysztof Zanussi czy Andrzej Trzos Rastawiecki. „Gdy po latach wspominam amatorski klub filmowy, to przede wszystkim myślę o ludziach, którzy tam działali. Pochodzili z różnych środowisk. Studenci, robotnicy, młodzież szkolna, a także ludzie z wyższym wykształceniem, wśród nich wykładowcy UJ i malarze z dyplomem Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie” – pisał w swym notatniku.

    Po studiach wrócił z Łodzi do Nowej Huty, gdzie m.in. prowadził Dziecięcy Teatr „ABC” w Ośrodku Kultury im. Cypriana Kamila Norwida w Nowej Hucie czy Grupę Teatralną „W drodze” w Młodzieżowym Domu Kultury im. Andrzeja Bursy w Mistrzejowicach. Był dyrektorem programowym Nowohuckich Maratonów Filmowych i Międzynarodowego Nowohuckiego Festiwalu Filmowego, a także pomysłodawcą Nowohuckiej Kroniki Filmowej, napisał książkę „Krzyż Nowohucki – Dzieje Walk o Wolność”, zrealizował zresztą także film na ten temat. W 2008 roku otrzymał tytuł Nowohucianina Roku, a w 2009 w plebiscycie „Gazety Wyborczej” – Nagrodę Przodownika Nowej Huty.

    Jest autorem blisko 60 filmów dokumentalnych, nagrodzonych m.in. na festiwalach w Mediolanie, Dijon, Berkeley, Glasgow, Valden, Niepokalanowie, Trenčianskich Teplicach, Lipsku, Mińsku, Łodzi, Krakowie oraz Zamościu. Często te filmy poświęcał Nowej Hucie (choć na debiut fabularny wybrał „Sonatę marymoncką” Marka Hłaski, którą przeniósł na ekran w 1987 roku), czego najlepszym przykładem m.in. Róg Marksa i Obrońców Krzyża (1996), Dziewczyny z Nowej Huty (2004), Strajk na Zgniataczu (2013) czy zrealizowane wspólnie z przyjacielem Jerzym Kowynią – Lenin z Krakowa (1997), Orkiestra dęta (2006). Bohaterowie tego ostatniego dokumentu, członkowie orkiestry z nowohuckiego kombinatu, towarzyszyli mu swoją muzyką podczas ostatniej drogi.

    W latach 2008-2012 pełnił funkcję przewodniczącego Krakowskiego Oddziału Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Miałem przyjemność być Jego zastępcą. Znaliśmy się zresztą ponad trzydzieści lat. Był częstym gościem moich programów telewizyjnych, przez kilka lat pracowaliśmy razem w komisji selekcyjnej Krakowskiego Festiwalu Filmowego, potem zbliżyły nas sprawy Stowarzyszenia. Często spotykaliśmy się na Plantach, w kawiarence przy krakowskim Bunkrze Sztuki. Długie rozmowy o sztuce, filmie, chorobach, o życiu w ogóle… Nigdy o polityce. Teraz słyszę, że w tych sprawach ponoć dość różniliśmy się… Nie wiem, nigdy nie sprzeczaliśmy się, w ogóle nie widziałem, by Jurek kiedykolwiek z kimś się kłócił. On po prostu kochał ludzi, bez żadnych warunków wstępnych.

 Jak Andrzej Jeziorek, operator, z którym zrealizował wiele filmów, jego bliski przyjaciel, którego pożegnał przed kilkoma miesiącami. „W dwa dni przed pójściem Andrzeja do szpitala zadzwoniłem do Niego, aby się zobaczyć. Andrzej przyszedł wesoły, świetnie wyglądał, nic nie wskazywało na to, że jest chory. (…) Był pełen optymizmu. Chciał robić następne filmy i mniej się stresować. W kilka dni później zasnął w szpitalu i już się nie obudził” – pisał na łamach majowego numeru „Magazynu”.
    Jurek zatelefonował do mnie ze szpitala, przed operacją. Opowiedziałem mu o niej, bo przed rokiem przeszedłem dokładnie taką samą, w tym samym szpitalu. Był pełen optymizmu, opowiadał o planach. W kilka dni później…


Jerzy Armata / Magazyn Filmowy 3/2016  24 lutego 2017 00:02
Scroll