Baza / Ludzie polskiego filmu
Baza / Ludzie polskiego filmu
Andrzej B. Czulda
fot. Maciej Wielowieyski
Andrzej B. Czulda – pół życia w Oświatówce
Łodzianin Andrzej B. Czulda skończy 8 kwietnia 65 lat. Ponad 30 z nich spędził w Wytwórni Filmów Oświatowych w swoim mieście, zwanej Oświatówką. Zrealizował bez mała 20 filmów dokumentalnych, poświęconych głównie historii Polski oraz kulturze narodowej. Sam dla tej kultury oddał zasługi także jako współredaktor książek wydawanych przez Muzeum Kinematografii w Łodzi.
Ojca, architekta Henryka Czuldę (podczas okupacji więźnia pięciu obozów koncentracyjnych), stracił, gdy miał siedem lat. Wychowaniem Andrzeja zajęła się matka. Jego starszy brat Zbigniew  zastąpił mu ojca. „Nauczył mnie miłości do książek” – mówi Andrzej Czulda.

Chciał, śladem taty, zostać architektem, po podstawówce myślał o Technikum Budowlanym. Matka stwierdziła jednak, że w rodzinie jest już wystarczająco dużo architektów. Radzono jej, by posłała Andrzeja, rozmiłowanego w przedmiotach humanistycznych, do ogólniaka, ale uznała, że lepsze będzie Technikum Mechaniczne, bo po nim ma się fach w ręku. „Nie odpowiadało mi ono i z ulgą wyleciałem z niego za uderzenie sekretarza organizacji młodzieżowej. Ukończyłem I Liceum Ogólnokształcące w Łodzi” – wspomina pan Andrzej.

Po maturze pracował w Widzewskich Zakładach Maszyn Włókienniczych. Interesował się fotografią, próbował sił w fotoreportażu. „Od brata zaraziłem się filmem amatorskim. Mieliśmy radzieckie kamery 8 mm, najpierw Aurorę, potem już lepszą, Quartz, z zoomem. Bakcyla kina połknąłem więc dość późno. Z uwagi na wiek nie mogłem spełnić marzenia o studiach dziennych na Wydziale Operatorskim Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi” – zwierza się Czulda.

To może reżyseria?
W 1979 roku zaczepił się w WFO, jak się okazało, na z górą trzy dekady. „Przeszedłem wszystkie szczeble asystenckie i od początku trafiałem jako asystent na świetnych reżyserów. Dwa filmy zrobiłem z Janem Jakubem Kolskim: "Jak mnie kochasz?" (1985) – o inicjacji seksualnej młodych ludzi  oraz "Słowiański świt. Początki Polski" (1986) – pierwszy odcinek serii "Dzieje kultury polskiej". Choć asystowałem Jankowi jako reżyserowi, to on, z wykształcenia operator, nauczył mnie zwracania uwagi na oświetlenie i kadrowanie” – mówi Czulda.

Co ciekawe, zanim został asystentem przy realizacji wcześniejszego z tych filmów, pozwolono mu zadebiutować jako reżyserowi. Nakręcił – podobnie jak większość swoich kolejnych filmów – według własnego scenariusza, dokument "Dębno Lubuskie w czterdziestoleciu PRL" (1984), a wkrótce potem następny: "Sport gorzowski" (1985). Wrócił jednak do asystentury reżyserskiej, która zaczęła mu bardziej odpowiadać niż wymagająca specjalistycznej wiedzy technicznej sztuka operatorska. Kiedy Kolski przeszedł do fabuły, Czulda został asystentem innego wybitnego reżysera, z czasem swego wielkiego przyjaciela, Leszka Skrzydło. Towarzyszył mu m.in. na planie kolejnych odcinków "Dziejów kultury polskiej". Mistrz wpoił uczniowi nawyk pisania dokładnych scenariuszy i równie dokładnego opisywania nakręconych materiałów, co niezmiernie ułatwiało montaż filmów. Ponadto miał zwyczaj wrzucania podopiecznego na głęboką wodę, wysyłając go na jeden dzień na zdjęcia, a samemu zostając w domu. „I patrzył: utonę czy wypłynę? Jakoś zawsze wypływałem” – śmieje się pan Andrzej. „Kiedyś – wspomina – tak się złożyło, że kręciłem bez Leszka scenę z jego filmu, a on w tym czasie obradował z komisją mającą mi przyznać lub nie przyznać I kategorię asystencką. Gdy jeden z członków komisji obruszył się, że przecież niedawno otrzymałem »dwójkę«, Leszek powiedział: »Patrzcie, ja tu z wami rozmawiam, a mój film i tak powstaje, właśnie dzięki Czuldzie«. Dali mi »jedynkę«, a to oznaczało, że za zgodą dyrektora Wytwórni mogę być II reżyserem”.

Nadal marzył o studiach. W Oświatówce wyrobił sobie tak dobrą markę, że bez wahania podjęto tam decyzję o sfinansowaniu mu studiowania w Zaocznym Wyższym Zawodowym Studium Realizacji Telewizyjnej przy PWSTViT. Ledwo zaczął studiować, a już zdobył, w 1990 roku, Nagrodę Europejskiej Federacji Prasy Turystycznej na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Krótkometrażowych w Krakowie za film "Kalisz poprzez wieki" (1989).

Będąc jeszcze studentem, nakręcił wzruszającą etiudę fabularną "Babunia" (1990) – o staruszce umieszczonej przez najbliższych w Domu Opieki Społecznej, a także dokumenty: "I rozbiór Polski" (1992) i "Od nadziei do upadku – II i III rozbiór Polski" (1992). Studium ukończył rok później. „Dyplom włożyłem do szuflady i tyle go widziałem, bo wszyscy potem pytali mnie nie o to, jaki mam »papier«, tylko o to, jakie filmy zrobiłem” – mówi z uśmiechem pan Andrzej.

Na wozie i pod wozem
A zrobił, po studiach, np. kilka filmów z cyklu "Krakowskie oblicza kultury: Barok krakowski" (1994), "Krakowskie oblicza renesansu i manieryzmu" (2000), "Złota jesień krakowskiego średniowiecza" (2000).
W czasie transformacji ustrojowej Czulda był świadkiem stopniowego rozpadu WFO,
na który złożyło się kilka przyczyn, i który odczuł także na własnej skórze. „Były takie okresy, kiedy płacono nam tylko za gotowość, albo nawet i tego nie. W końcu zaczęto nas zwalniać i przenosić do Łódzkiego Centrum Filmowego, czyli dawnej Wytwórni Filmów Fabularnych, ale i tam nie mieliśmy zajęcia” – wspomina z goryczą. „Do Oświatówki, przekształconej w międzyczasie w Wytwórnię Filmów Oświatowych i Programów Telewizyjnych, ściągnął mnie z powrotem jej nowy dyrektor Andrzej Traczykowski, który robił co mógł, żeby postawić ją na nogi i w dużej mierze mu się to udało” – dodaje.

Czulda zrealizował film o sztuce "Wpinanie księżyca" (2001) – o artyście Dariuszu Milińskim, dokumenty historyczne: "Stanisław Pogonowski" (2002) – o bohaterze wojny polsko-bolszewickiej, "Cmentarz Orląt" (2002) oraz "Święto Wojska Polskiego. Historia i tradycje" (2003), a wreszcie dzieło życia: "Bajki z krainy pieców" (2008). „Żartuję, że jestem o rok gorszy od Jerzego Hoffmana, bo on o nakręcenie "Ogniem i mieczem" walczył jedenaście lat, a ja dziesięć o zrobienie "Bajek…"” – mówi pan Andrzej.

Inspiracją dla tego filmu, który ostatecznie powstał w koprodukcji WFOiPT z Discovery TVN Historia, stała się oświęcimska pamiątka po ojcu reżysera. Była to bajka, którą po kryjomu napisał i zilustrował w obozie, przeznaczona dla małego wówczas Zbyszka, brata Andrzeja.

Okazało się, że autorów bajek dla swoich dzieci było w KL Auschwitz więcej. Opowiada  o nich przejmujący film Andrzeja Czuldy, nagrodzony m.in. na Festiwalu Mediów „Człowiek w Zagrożeniu” w Łodzi (Nagroda Prezesa SFP), Międzynarodowym Festiwalu Filmów Dokumentalnych „Tranzyt” w Poznaniu oraz Międzynarodowym Katolickim Festiwalu Filmów i Multimediów w Niepokalanowie. „Jednak największą nagrodą były dla mnie słowa profesora z PWSFTViT, Marka Nowickiego, który po obejrzeniu Bajek… powiedział publicznie: »Andrzeju, jestem dumny z tego, że byłeś moim studentem«” – mówi ze wzruszeniem Czulda.

Bohater tego artykułu zrealizował jeszcze dwa ważne dokumenty – "Nekropolis. Łódzkie trójprzymierze cieni" (2009) – o Cmentarzu Starym, na którym spoczywają sławni łodzianie: katolicy, ewangelicy i prawosławni, oraz "Perskie ocalenie" (2013) – o polskich dzieciach, które przeszły z armią gen. Władysława Andersa szlak ze Związku Radzieckiego do Iranu. 

Muzealnik
Osobną kartę w swoim życiorysie Andrzej Czulda zapisuje w Muzeum Kinematografii w Łodzi, głównie jako współautor wydawanych przez nie publikacji. W latach 2012-2015 ukazały się m.in. „Jerzy Kawalerowicz. Malarz X Muzy”,  „Janusz Morgenstern. Musi zostać rysa”, „Jerzy Wójcik. Sformowana energia”, „Bogdan Sölle. Zapiski scenografa” i „Witold Sobociński. Wizualna ciągłość obrazu”. Nakładem Muzeum Kinematografii ukazała się również książka Andrzeja Czuldy „Za kurtyną pamięci. Trójwyznaniowy Cmentarz Stary w Łodzi” (2014). Dodajmy, że jej autor był sekretarzem Łódzkiego Oddziału SFP (2007-2011). Od trzech lat jest jego wiceprzewodniczącym.

Andrzej Bukowiecki / Magazyn Filmowy SFP nr 1/2016  24 sierpnia 2016 08:22
Scroll