Baza / Ludzie polskiego filmu
Baza / Ludzie polskiego filmu
Tak pięknie się uśmiechał. Wspomnienie o Krzysztofie Kieślowskim
13 marca 2011 roku minęła 15. rocznica śmierci Krzysztofa Kieślowskiego.
13 marca 2011 roku minęła 15. rocznica śmierci Krzysztofa Kieślowskiego. Czytelnikom „Magazynu Filmowego SFP” nie trzeba przypominać osiągnięć reżysera „Przypadku”. Poprosiliśmy więc dwóch bliskich współpracowników, a zarazem przyjaciół Krzysztofa Kieślowskiego, operatora Jacka Petryckiego i dokumentalistę Krzysztofa Wierzbickiego, o podzielenie się osobistymi wspomnieniami o reżyserze - tymi spoza filmowego planu.



Krzysztof Kieślowski na planie "Bez końca" (1984), fot. Filmoteka Narodowa

Jacek Petrycki:
Współpraca zawodowa z Krzysztofem Kieślowskim była swego rodzaju dodatkiem do życia towarzyskiego - ono było ważniejsze od filmów. Tak silna więź, jaka połączyła w latach 70. ludzi tworzących z Krzysztofem bohemę artystyczną i grupę przyjaciół, nie wytworzyła się już nigdy.

Krzysztof Wierzbicki: W tej grupie, obok Krzyśka, jego żony Małgosi i Jacka, byli jeszcze: Tomek Zygadło, Witek Stok, Michał Żarnecki, Janusz Skalski. No i ja. Więzi między filmowcami zacieśniają się na planie, lecz potem często ich drogi się rozchodzą. Zaprzyjaźniłem się z Krzysztofem podczas zdjęć do „Amatora” i „Spokoju”. Ta przyjaźń przetrwała właśnie dlatego, że ugruntowywała się nie tylko w twórczości, ale również w życiu.

J.P.: U Kieślowskiego twórczość i życie wzajemnie się przenikały. Posłużę się przykładem jego telewizyjnego filmu pt. „Pierwsza miłość”, zainspirowanego osobistymi przeżyciami Krzysztofa, który został wtedy ojcem Marty i obserwował pierwsze miesiące jej życia. W filmie pokazał zderzenie czegoś tak pięknego jak narodziny dziecka, ze strasznym bolszewizmem, w którym ojciec, chcąc zobaczyć własne dziecko w szpitalu położniczym, musi uciekać się do różnych wybiegów. Robiłem zdjęcia do „Pierwszej miłości”. Moje dzieci przyszły na świat wkrótce po Marcie, donaszały jej ubranka. Dzisiaj córki Marty spędzają wakacje na Mazurach z moimi wnukami. Za każdym razem, gdy na to patrzę, czuję potworny ból w sercu, że Krzysztof tego nie doczekał.

K.W.: Pewnie uśmiechnąłby się na ten widok. Bo on tak pięknie się uśmiechał. Nawet jak mi się śni, to z tym swoim uśmiechem, lekko kpiarskim, który lepiej niż słowa wyrażał aprobatę lub dezaprobatę. Krzysiek miał wspaniałe poczucie humoru. Kiedy opowiadam o tym za granicą - ludzie nie dowierzają. Z jego ostatnich, smutnych filmów kojarzą go jako zgorzkniałego reżysera. My, jego przyjaciele, zapamiętamy innego Krzyśka, który potrafił śmiać się i rozśmieszać innych.
Andrzej Bukowiecki / Magazyn Filmowy SFP 2/2011   6 września 2011 19:57
Scroll