Baza / Ludzie polskiego filmu
Baza / Ludzie polskiego filmu
Jerzy Stawicki – warsztat i talent
Mamy jeszcze w świeżej pamięci odejście Tadeusza Chmielewskiego, gdy przychodzi nam żegnać operatora większości jego filmów, Jerzego Stawickiego, który zmarł w Warszawie 1 marca 2017 roku w wieku 89 lat.
Artysta – od 1967 roku członek SFP – chętnie pracował też z Ryszardem Berem, Hubertem Drapellą, Sylwestrem Chęcińskim, Stanisławem Lenartowiczem. W zdjęciach łączył perfekcję warsztatową z wrażliwością plastyczną – świadectwem talentu wykraczającego poza umiejętności techniczne. Autor zdjęć filmowych i reżyser Marek Nowicki, który pierwsze kroki w zawodzie operatora stawiał u boku Chmielewskiego i Stawickiego na planie Waleta pikowego, Dwóch panów „N” oraz komedii Gdzie jest generał… domyśla się, dlaczego ci dwaj filmowcy tworzyli zgrany duet. „Byli rówieśnikami: obaj urodzili się w 1927 roku. Wywodzili się z podobnych środowisk: Tadzio z małomiasteczkowego Tomaszowa Mazowieckiego, Jurek też z »małych miast«: Pragi i Powiśla w Warszawie. Mieli więc mniej więcej taki sam bagaż doświadczeń. Łączyła ich zbliżona wyobraźnia, to samo poczucie humoru” – mówi Nowicki i dodaje: „Tadzio najpierw ciekawie opowiadał Jurkowi i mnie swój przyszły film. Po czym spisywał tę samą historię w scenariuszu, w którym wydawała się nijaka. Ale na ekranie odzwierciedlenie znajdował nie ów blady scenariusz, lecz barwna opowieść Tadzia! Z czasem nabrałem przekonania, że nikt nie sfotografowałby tych jego historii lepiej niż Jurek, bo on pojmował je najgłębiej. Żywiołem Chmielewskiego nie były obrazy, raczej dialogi i rozwiązania sytuacyjne. To Stawicki, wraz ze scenografami i kostiumografami, nadawał im oprawę wizualną”. Ostatnia uwaga Nowickiego jest trafna w odniesieniu nie tylko do komedii, z kultową trylogią Jak rozpętałem drugą wojnę światową na czele. Tandem: Chmielewski-Stawicki osiągnął doskonałość w dwóch poważnych filmach (barwnych) – kryminale Wśród nocnej ciszy i dramacie historycznym Wierna rzeka. W obu dziełach Stawicki operował kolorem powściągliwie, gdyż jak na wytrawnego operatora przystało, środków wyrazowych używał zawsze nie dla efektu, lecz w celach podyktowanych dramaturgią i nastrojem filmu. A te dwa obrazy były mroczne, wymagały barw przygaszonych.


Jerzy Stawicki, fot. SFP


Jerzy Stawicki urodził się 30 maja 1927 roku w Warszawie, w rodzinie robotnika budowlanego, która z czasem przeprowadziła się z Pragi na Powiśle. Już jako trzy-czterolatek chodził z rodzicami do kina. Od dzieciństwa przejawiał uzdolnienia plastyczne. Ukończył Gimnazjum Graficzne i Liceum Fotograficzne w Warszawie, a w 1954 roku – Wydział Operatorski PWSF w Łodzi. Po studiach zaczął jako asystent operatora kamery w dokumencie Andrzeja Wajdy, ze zdjęciami Stefana Matyjaszkiewicza, Idę do słońca. W 1957 był u boku tego samego autora zdjęć drugim operatorem komedii Chmielewskiego Ewa chce spać. Trzy lata później prowadził kamerę Jana Laskowskiego w debiucie Janusza Morgensterna Do widzenia, do jutra… i sam zadebiutował, przy Chmielewskim, jako autor zdjęć, komediowym, finezyjnym plastycznie Waletem pikowym. Również komedią – Rozmowami kontrolowanymi Chęcińskiego – Stawicki zakończył w 1991 roku karierę. Miał wtedy w dorobku ponad 50 filmów kinowych i telewizyjnych, w tym seriale, z których zapewne największej satysfakcji dostarczyli mu antystalinowscy Przyjaciele Andrzeja Kostenki. Ze wspomnianym Sylwestrem Chęcińskim Stawicki zrobił jeden ze swoich operatorskich majstersztyków – Wielkiego Szu. Postawił tu na kamerę: powierzył jej funkcję narratora, który bezbłędnie prowadził oko widza przez zagrywki pokerowych szulerów. Z kolei kostiumowa Cudzoziemka Ryszarda Bera nie ma w twórczości Stawickiego równych sobie pod względem oświetlenia i kolorystyki. „Pan Jerzy uwijał się przy kamerze i lampach jak mrówka, cyzelował ujęcia, zwłaszcza zbliżenia. Czasem czymś pokrywał obiektyw, żeby uzyskać zawoalowany, nostalgiczny obraz” – wspomina odtwórczyni roli tytułowej Ewa Wiśniewska.

Jerzy Stawicki nakręcił szereg filmów ze Stanisławem Lenartowiczem. Kinowe (m.in. Martwa fala, Opętanie, To ja zabiłem) niestety nie pozwoliły operatorowi rozwinąć skrzydeł, w przeciwieństwie do udanych telewizyjnych adaptacji nowelistyki rosyjskiej. Przenosząc na mały ekran krótkie formy literackie Stanisława Lema – Przyjaciela i Profesora Zazula – Stawicki ponownie związał się zawodowo z Markiem Nowickim. Obaj podpisali te filmy jako scenarzyści, reżyserzy i autorzy zdjęć. „Chociaż on i ja byliśmy operatorami, praca przebiegała bez problemów, bo Jurek był człowiekiem otwartym i bezkonfliktowym. Takim go zapamiętam” – mówi Marek Nowicki.

Andrzej Bukowiecki / "Magazyn Filmowy. Pismo SFP" 68, 2017  31 marca 2018 19:58
Scroll