Baza / Ludzie polskiego filmu
Baza / Ludzie polskiego filmu
Krzysztof Komeda
fot. Andrzej Dąbrowski/FOTONOVA
Krzysztof Komeda: zaczęło się od kołysanki
Mimo że od tragicznej śmierci Krzysztofa Komedy minęło już 45 lat, wciąż powstają filmy poświęcone jego postaci, a także wykorzystujące jego muzykę.
Jak choćby znakomity dokument Nataszy Ziółkowskiej-Kurczuk "Komeda, Komeda" (2012), którego animowany fragment, przepięknie obrazujący słynną kołysankę z "Dziecka Rosemary" (1968) Romana Polańskiego – wyreżyserowany przez Piotra Dumałę – krąży także po festiwalach i przeglądach jako samodzielny film (jego współproducentem jest Estrada Poznańska, współorganizator prestiżowego festiwalu Animator). Wcześniej dokumenty poświęcone artyście zrealizowali: Krzysztof Riege ("Komeda", 1974), Robert Kaczmarek i Mariusz Kalinowski ("Czas Komedy", 1994), Krzysztof Bukowski ("Wybrańcy bogów umierają młodo", 1999), Ewa i Teodor Ratkowscy ("Krzysztof Komeda – zaduszki jazzowe", 2004), Grażyna Banaszkiewicz ("Dekalog Komedy", 2009) oraz Claudia Buthenhoff-Duffy ("Komeda. Muzyczne ścieżki życia", 2009, koprodukcja polsko-niemiecka).   

Krzysztof Komeda, a właściwie Krzysztof Trzciński, zaczął naukę gry na fortepianie już w wieku lat czterech, kiedy miał osiem, dostał się do… poznańskiego konserwatorium. Wybuch wojny uniemożliwił jednak naukę, przynajmniej na uczelni. Ponoć w czasie jednej z dziecięcych zabaw w wojnę napisał na murze „komęda”, określając w ten sposób miejsce swej podwórkowej rezydencji. Po skończeniu średniej szkoły muzycznej wybrał… studia medyczne (specjalność: laryngologia). Muzyki jednak nie porzucił. Tym bardziej że Witold Kujawski, coraz bardziej znany basista, niegdysiejszy kolega ze szkoły muzycznej w Ostrowie Wielkopolskim, namówił go na wyjazd do Krakowa, gdzie w Piwnicy pod Baranami, a także w mieszkaniach prywatnych zakazana muzyka, jaką był jazz, rozwijała się znakomicie. No i się zaczęło. Żywiołowe jam sessions w mieszkaniu Witolda Kujawskiego czy Andrzeja Trzaskowskiego, pierwsze piwniczne koncerty. Trochę dla szpanu, ale przede wszystkim po to, by nieco ukryć swe jazzowe fascynacje przed przełożonymi i współpracownikami medycznego środowiska, pianista zaczął posługiwać się pseudonimem Komeda. 

Nie na wiele to się zdało, wszak zaczął grać z pionierską – bijącą rekordy popularności – krakowsko-łódzką grupą Melomani. To tej formacji poświęcił swój fantastyczny film "Był jazz" (1984) Feliks Falk. Rok 1981. Jerzy „Duduś" Matuszkiewicz, lider Melomanów, wspomina tzw. okres katakumbowy polskiego jazzu. Początek lat 50. Jazz był wtedy u nas zakazany jako typowy przejaw zgnilizny amerykańskiej. W filmie Falka pojawiają się ponadto m.in.: Witold Kujawski, Andrzej Trzaskowski, Andrzej Wojciechowski, Witold Sobociński (perkusista Melomanów, później znakomity operator) – niegdysiejsi koledzy Komedy z muzycznej sceny.

Bardziej od dixielandowej stylistyki pociągał go jednak modern jazz. Z wibrafonistą Jerzym Milianem i saksofonistą Janem „Ptaszynem” Wróblewskim stworzył Komeda Sextet, który w 1956 roku odniósł ogromny sukces na I Festiwalu Jazzowym w Sopocie. Przerwał więc studia, rzucił pracę w poznańskiej klinice, całkowicie poświęcił się muzyce.

W 1958 roku napisał pierwszą partyturę filmową, muzykę do etiudy szkolnej Romana Polańskiego "Dwaj ludzie z szafą" (1958). „Krzysiu zaczął życie kołysanką i kołysanką skończył. Pierwszą, piękną z "Dwóch ludzi z szafą", skomponował przy mnie. Mieli wtedy próbę z zespołem w Poznaniu. Nagle zgasło światło. Cisza, tylko on cichutko brzdąkał. Ja powiedziałam: «To śliczne». A on: «Co ty, tak mi się tylko udało, bo nastrój taki»” – wspominała Zofia Komedowa (Trzcińska), żona Krzysztofa.

W ciągu jedenastu lat stworzy muzykę do ponad sześćdziesięciu filmów – fabularnych, animowanych, dokumentalnych – w Polsce, Belgii, Danii, Szwecji, USA, Wielkiej Brytanii i we Francji. Ale to już temat na następne opowiadanie.



Jerzy Armata / Magazyn Filmowy SFP 35/2014  7 września 2014 19:55
Scroll