Baza / Ludzie polskiego filmu
Baza / Ludzie polskiego filmu
Leon Niemczyk i Jan Nowicki w „Wielkim Szu”
fot. fot. SF Kadr/Filmoteka Narodowa
Alicja w krainie kostiumów
"Dreszcze" (1981) Wojciecha Marczewskiego, które niedawno zostały zaprezentowane po cyfrowej rekonstrukcji, to trzydziesty ósmy film spośród pięćdziesięciu pięciu w dorobku znakomitej autorki kostiumów, Alicji Wasilewskiej.
Niemal jak w filmie Krzysztofa Kieślowskiego – wszystko sprawił przypadek. Alicja Wasilewska, po ukończeniu w 1963 roku studiów malarskich w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych we Wrocławiu, sądziła, że już zawsze będzie stać przy sztaludze. Ale przypadkiem dowiedziała się, że na planie komedii okupacyjnej Stanisława Lenartowicza "Giuseppe w Warszawie" (1964) potrzebują asystentki kostiumografa. Tak zaczęła się jej przygoda z kinem, którą zakończył "Deszczowy żołnierz" (1996) Wiesława Saniewskiego.

Projektowania kostiumów filmowych Wasilewska uczyła się w praktyce - od mistrzów. Przy Janinie Koźmińskiej ("Giuseppe w Warszawie", "Czterej pancerni i pies" Konrada Nałęckiego) przekonała się, że kobiety mogą być świetnymi kostiumografami filmów wojennych, uznawanych tradycyjnie za męskie. Od Jerzego Skarżyńskiego, na planie "Szyfrów" Wojciecha Jerzego Hasa, przejęła zwyczaj przedstawiania reżyserom projektów kostiumów nie w słowach, lecz na rysunkach. „Miałam trudne rozmowy z Jerzym Domaradzkim przed zdjęciami do "Trzech młynów", ale kiedy pokazałam mu projekty, przestudiował je uważnie i potem współpraca układała się coraz lepiej” – wspomina Wasilewska. Jak mówi, „wielką szkołą” było dla niej asystowanie Marianowi Kołodziejowi, kostiumografowi krótkich filmów Lenartowicza według opowiadań rosyjskich. Wzorem była dla niej również Wiesława Chojkowska – scenografka, dekoratorka wnętrz, ale i projektantka kostiumów, którą podziwiała za dobrą organizację pracy.

Jako samodzielny kostiumograf Alicja Wasilewska nie debiutowała "Samymi swoimi" (1967) Sylwestra Chęcińskiego, jak można by sądzić po napisach czołowych tego filmu, w których pierwszy raz pod hasłem „kostiumy” umieszczono jej nazwisko. Stało się tak, gdyż faktyczny główny kostiumograf, Wiesława Chojkowska, odpowiadała jednocześnie za dekorację wnętrz, a przepisy nie pozwalały łączyć dwóch funkcji. Debiutem Wasilewskiej był dramat wojenny Aleksandra Ścibora-Rylskiego "Sąsiedzi" (1969).

 
Alicja Wasilewska, Aleksander Ścibor-Rylski i Eugenia Jaśkiewicz na planie filmu „Sąsiedzi”, fot. Edward Kłosiński/SF Kadr/Filmoteka Narodowa

Alicja Wasilewska od lat mieszka w Warszawie, lecz większość życia zawodowego spędziła we wrocławskiej Wytwórni Filmów Fabularnych. „Była mniejsza od łódzkiej, więc wszyscy się znali. Tworzyliśmy rodzinę, panowała wspaniała atmosfera. Wszystkie pracownie, włącznie z krawiecką, mieliśmy na miejscu. W PRL trudno było o materiały do kostiumów, ale za to filmy dłużej się przygotowywało, bez tego okropnego pośpiechu, którego sama doświadczyłam w kapitalizmie. No i byli cudowni reżyserzy: Lenartowicz, Ścibor-Rylski, Chęciński, potem Roman Załuski, który jest warszawiakiem, ale filmy kręcił we Wrocławiu, po nim Saniewski i Waldemar Krzystek” – wylicza Wasilewska. „Najwięcej filmów zrobiłam z Załuskim: osiem – od "Sekretu", po "Och, Karol" – dodaje.

Spośród głośnych filmów innych reżyserów trzeba wymienić "Zofię" Ryszarda Czekały, "Kung-fu" Janusza Kijowskiego, "Wolnego strzelca" Wiesława Saniewskiego, "Wielkiego Szu" Sylwestra Chęcińskiego.

„W "Wielkim Szu" akcja rozgrywa się w Polsce gierkowskiej. Mężczyźni nie nosili wtedy kapeluszy, a ja właśnie kapelusz wsadziłam na głowę głównego bohatera, żeby przydać tej postaci <amerykańskiego> fasonu. Bo kostium musi charakteryzować postać w zgodzie z jej opisem w scenariuszu i wizją reżysera” – tłumaczy Wasilewska. „Liczy się też opinia aktora, no i kostiumografa, przy czym ja z natury jestem nieśmiała, bezkonfliktowa, więc musiałam się długo uczyć bronienia własnego zdania” – mówi ze śmiechem artystka.

Nie było jej do śmiechu, kiedy na krótko przed emeryturą (1993) została na podstawie zwolnienia grupowego pozbawiona pracy w Zespołach Filmowych i kilka miesięcy żyła z czterystuzłotowego zasiłku. Emerytura początkowo też była kiepska, przyszły chude lata. „Ale potem operator Andrzej Wyrozębski, z którym pracowałam przy kręconym we Wrocławiu angielskim filmie telewizyjnym "Kobieta na wojnie", skrzyknął ekipę do filmów reklamowych. Znalazłam się w niej i stanęłam na nogi” – opowiada Alicja Wasilewska.
Andrzej Bukowiecki / Magazyn Filmowy SFP 32/2014  15 lipca 2014 16:08
Scroll