Baza / Ludzie polskiego filmu
Baza / Ludzie polskiego filmu
Mitja Okorn. Co szykuje po „Listach do M.”?
Pierwszą namiętnością Mitji Okorna była... deskorolka. Przyszły twórca wielkiego przeboju „Listy do M.” (ponad 2 mln widzów w polskich kinach) zasuwał z kolegami na desce po blokowiskach Ljubljany i przy okazji kręcił o tym filmy.


- Dość szybko zorientowałem się, że obsługa kamery idzie mi znacznie lepiej niż „obsługa” deski - powiedział Portalowifilmowemu.pl Mitja Okorn. W tamtym czasie przyszły reżyser oglądał wiele filmów. Jego szczególną irytację budziły pseudoartystyczne słoweńskie produkcje realizowane z „teatralną” manierą. - Otwieranie i zamykanie drzwi, zapalanie papierosa i gapienie się przez okno. A przede wszystkim: zero dialogu. Straszne nudy. Oglądałem je całymi dniami. Miarka się przebrała kiedy zobaczyłem „Ljubljanę” Igora Šterka. Wtedy wkurzyłem się tak bardzo, że postanowiłem samemu zrobić film. Komercyjny, zabawny i adresowany do młodzieży - mówi Mitja Okorn.


Mitja Okorn na planie "Listów do M.", fot. Makufly/TVN


Tak narodziła się komedia kryminalna „Here and There” („Tu i tam”), którą Mitja Okorn nie tylko wyreżyserował, ale także był jej współscenarzystą, koproducentem, współmontażystą, a także jednym z... kaskaderów. Czterech chłopaków pożycza dużo pieniędzy od lokalnej mafii. Interes, w który inwestują kasę niestety nie wypala. Bohaterowie wszystko tracą. Teraz mają siedem dni żeby spłacić dług... Sytuacja Mitji Okorna przypominała w tym czasie nieco sytuację, w której znaleźli się bohaterowie jego filmu. Po roku przepracowanym w sklepie stać go było na zakup kamery cyfrowej oraz zainwestowanie w okres zdjęciowy 2 tys. euro.

Pomimo tak skromnych środków udało mu się zgromadzić stuosobową ekipę i zrealizować swoje marzenie. Schody zaczęły się później. Słoweński instytut filmowy (odpowiednik polskiego PISF) nie chciał przyznać dofinansowania na transfer i dystrybucję „Here and There”. Dlatego Mitja Okorn musiał pożyczyć pieniądze od mafii. - Gdyby film nie okazał się sukcesem, wierzyciele na pewno by mi połamali nogi i jeszcze dzisiaj musiałbym zwracać pożyczone pieniądze (śmiech). „Here and There” to tak naprawdę pierwszy słoweński film, który wszedł do kin bez pomocy państwa. I któremu zwróciły się wszystkie zainwestowane pieniądze - mówi Mitja Okorn. „Here and There” trafił na słoweńskie ekrany w styczniu 2005 roku i z miejsca stał się przebojem.

Sukces debiutanckiego filmu sprawił, że Mitja Okorn zaczął realizować filmy reklamowe oraz teledyski dla największych europejskich wytwórni muzycznych: Sony BMG, Universal i EMI. Nie było to zaskoczeniem ponieważ fascynacja muzyką towarzyszyła mu od dawna. Był nawet moment kiedy Mitja Okorn marzył o karierze muzyka (grał na gitarze) oraz dziennikarza muzycznego. Ta wielka miłość do muzyki pomaga mu bardzo w pracy reżysera. Z niezwykłą trafnością  pozwala wskazywać kompozycje ilustrujące konkretne sceny i budujące ich zamierzony klimat. Nie chcąc zatracić tej umiejętności Mitja Okorn nie unika reżyserowania teledysków. Przygotował m.in. clip dla zespołu Afromental „Rock&Rollin' Love”. W jego rozbudowanej i odnoszącej się do naszej najnowszej historii wersji wystąpili m.in. Karol Strasburger, Michał Milowicz, Maria Gładkowska oraz Andrzej Szopa w roli... generała Jaruzelskiego. Mitja Okorn realizuje także reklamy. Jest m.in. autorem trzech spotów z serii „Serce i Rozum” (TP), w tym niezwykle popularnej „Pieprz i sól” z błyskotliwą puentą: „A pieprz yourself”.

Jak każdy reżyser z aspiracjami Mitja Okorn przyjechał w pewnym momencie na festiwal do Cannes. - Problem polega na tym, że 90 proc. ludzi na tym festiwalu to podróbki, nieudacznicy, którzy przyjeżdżają do Cannes i udają, że są super producentami, a tak naprawdę są nikim. Dlatego bardzo trudno jest dotrzeć do ważnych partnerów - mówi Mitja Okorn. Na szczęście do jego wizytownika trafił kartonik z nazwiskiem Justyny Pawlak (producentka z TVN), a do jej rąk - showreel Mitji Okorna. Fragmenty dokonań słoweńskiego reżysera musiały zrobić na niej duże wrażenie ponieważ bardzo szybko złożyła mu propozycję reżyserowania serialu „39 i pół”. Spod ręki Mitji Okorna wyszło kilkanaście odcinków tej popularnej serii z Tomaszem Karolakiem w roli głównej.

Tomasz Karolak w "39 i pół", fot. TVN



TVN zadowolony ze współpracy proponował Mitji Okornowi kolejne scenariusze, ale żaden z nich nie zainteresował młodego reżysera. Sytuacja zmieniła się kiedy w jego ręce trafiły „Listy do M.”. - Zgodziłem się zrobić ten film, ale pod warunkiem, że producent pozwoli mi przerobić scenariusz. Wspólnie z Samem Akiną zmieniliśmy około 60 proc. pierwotnego tekstu. Dostosowując wszystkie historie klimatem do opowieści o Tosi, jedynej, która od początku nam się podobała - mówi Mitja Okorn. Po zmianach, które komedii romantycznej nadały posmak melodramatu reżyser przystąpił do pracy. - Często słyszę zarzut, że historie te są przewidywalne. Ludzie, którzy to mówią nie znają prawdopodobnie zasad rządzących komedią romantyczną. Ależ oczywiście, że jest ona przewidywalna, bo wszyscy wiemy, że całość zakończy się happy endem. Widzowie potrzebują jedynie uzasadnienia, że bohaterowie „zasłużyli” na szczęście, które spotka ich w finale. To jest istota komedii romantycznej - mówi Mitja Okorn. Kiedy podczas uroczystej premiery „Listów do M.” Duncan Kenworthy, producent „To właśnie miłość” i „Notting Hill”, a prywatnie przyjaciel Mitji Okorna, pogratulował mu dobrze wykonanej roboty, młody reżyser mógł wyzbyć się obaw o to, jak jego film odbierze publiczność.


Mitja Okorn, Marta Ścisłowicz i Paweł Małaszyński na planie "Listów do M.", fot. Makufly/TVN


Mitja Okorn ucina spekulacje na temat sequela „Listów do M.” - Ten film ma szansę powracać co roku w okresie świąt, czy zatem potrzebna jest jego kontynuacja? Wiem, że TVN prowadzi rozmowy na temat jego dystrybucji w innych krajach. Takie premiery mogłyby się odbyć jesienią przyszłego roku - mówi Mitja Okorn.


Mitja Okorn, Katarzyna Bujakiewicz i Marta Ścisłowicz na planie "Listów do M.", fot. Makufly/TVN


Reżyser „Listów do M.” z satysfakcją śledzi teraz polski i słoweński box office - na Bałkanach świąteczna komedia bije także rekordy popularności - oraz stara się odpocząć przed kolejnym wyzwaniem. Czy będzie nim projekt zatytułowany „The Member”? Film oparty na prawdziwych wydarzeniach, opowiada o jedynym ocalałym kryminaliście z pewnego gangu, który przeżył Jugosławię i jej rozpad. Był też jedną z większych gwiazd rock'n'rolla w Słowenii. - Jako pierwszy wprowadził do Słowenii kokainę w masowych ilościach. Tak więc będzie to film typu „sex, drugs and rock'n'roll”. Będzie brutalny, bardzo śmieszny i zarazem smutny. No i będzie super muzyka. Niemal cała historia jugosłowiańskiego rocka - mówi Mitja Okorn.

Czy będzie to ten projekt, czy też inny, to pokaże czas. Wszystko jednak wskazuje na to, że Mitja Okorn zrealizuje go już jako polski reżyser - twórca „Listów do M.” rozpoczął właśnie starania o uzyskanie polskiego obywatelstwa.

Grzegorz Wojtowicz / Portalfilmowy.pl  28 grudnia 2011 15:18
Scroll