Baza / Ludzie polskiego filmu
Baza / Ludzie polskiego filmu
Gwiazda Tygodnia: Marta Nieradkiewicz
Zadebiutowała w filmie „Człowiek wózków”, jako studentka próbowała sił na scenie alternatywnej...

Aktorstwo było Marcie Nieradkiewicz pisane. Jak sama przyznała w jednym z wywiadów: „byłam w podstawówce strasznym kujonem, ale miałam szóstkę tylko z recytacji. Więc poszłam do VI LO (w Łodzi, gdzie jest klasa teatralna), potem do Filmówki. Nie będę wciskać kitu, że byłam natchnioną teatromanką, która od przedszkola chodziła namiętnie na opery i nie jadła chipsów. Jadłam. Dopiero w liceum coś się zmieniło”.


W tym samym wywiadzie dodała: „Tylko aktorstwo mnie pociągało. Kiedy próbowałam podjąć się jakiegokolwiek innego zajęcia, wydawało mi się nudne i jałowe. Aktorstwo to jedyna forma wyrażenia siebie, na scenie mogę wypuścić na zewnątrz prawdziwą siebie”.

Zaczynała jednak od filmu – jeszcze jako siedemnastolatka zadebiutowała w filmie „Człowiek wózków”, jako studentka próbowała sił na scenie alternatywnej, a na festiwalu szkół aktorskich zdobyła wyróżnienie ministra kultury oraz nagrodę publiczności za „najbardziej elektryzującą” rolę.



Marta Nieradkiewicz, „Z miłości", fot. Lancelot Media Distribution.


Na angaż do profesjonalnego teatru nie musiała długo czekać: od września 2008 roku jest w zespole Teatru Polskiego w Bydgoszczy, gdzie gra w dramatach Czechowa, Słowackiego i Eurypidesa pod kierunkiem – między innymi – Mai Kleczewskiej, Jana Klaty i Pawła Łysiaka. Od niedawna jest w obsadzie „Opery za trzy grosze” Brechta, zaś bydgoska publiczność już trzyma kciuki za Lady Makbet w jej wykonaniu. Wszak to bydgoszczanie przyznali jej swą prestiżową nagrodę teatralną Laur Grzymały.

Przez z górą trzy lata pani Marta była twarzą serialu „Barwy szczęścia”. Stała się rozpoznawalna, zanim jeszcze udało się jej zaprezentować wszystkie swoje warsztatowe walory, co początkowo znacznie ją peszyło, ale z czasem potrafiła się do tego przyzwyczaić. Wzrosły także jej akcje na castingowym rynku: rola Julii sprawiła, że chętnie zapraszano ją do innych seriali: „Ojca Mateusza”, „Gliny” czy „Naznaczonego”.

Dziś serialowa Julia przebywa we Włoszech: dlatego, że Marta Nieradkiewicz postanowiła coś odmienić w swoim życiu, a poza tym przygotowywała swój debiut fabularny – w filmie „Z miłości” Anny Jadowskiej. Film traktuje o miłości, dojrzałości i ponurej rzeczywistości rodzimego przemysłu porno. Rola aktorki porno jest wyzwaniem szczególnym, ale Marta Nieradkiewicz nie boi się związanej z tym odpowiedzialności: wiadomo: „Dobry aktor to ktoś nieuchwytny, za kim biegniesz jak w sztafecie, kto wsadza cię w statek kosmiczny i zabiera na inną planetę, nie pytając, czy chcesz czy nie. To ktoś, kto daje widzowi żywego człowieka”.

 

Konrad J. Zarębski / informacja własna  2 grudnia 2011 10:25
Scroll