Baza / Ludzie polskiego filmu
Baza / Ludzie polskiego filmu
Gwiazda Tygodnia: Maciej Stuhr
Urodzić się w rodzinie aktorskiej to przekleństwo. Lepiej więc od razu wybrać inny zawód. Maciej Stuhr postąpił właśnie tak i zamiast do szkoły teatralnej poszedł na psychologię.

Urodzić się w rodzinie aktorskiej to przekleństwo: każdy chce porównywać młodego adepta (bądź adeptkę) z ojcem bądź matką, a czasem nawet z dziadkami, oczekując od następców czegoś podobnego. Stres bywa ogromny, a jego skutki – koszmarne, co przypomina smutny koniec Guillaume’a Depardieu czy meandry kariery Drew Barrymore. Lepiej więc od razu wybrać inny zawód. Maciej Stuhr postąpił właśnie tak i zamiast do szkoły teatralnej poszedł na psychologię.


Maciej Stuhr w "Listach do M.", fot. ITI.


Zew krwi okazał się silniejszy, zresztą ojciec, Jerzy Stuhr, zaczynał podobnie: od studiów polonistycznych. Potem dopiero była szkoła aktorska i kariera kabaretowa – zanim przyszedł „Wodzirej” Jerzy Stuhr stał się rozpoznawalny dzięki prowadzeniu telewizyjnych „Spotkań z balladą”. Pod tym względem Maciej nie ustępuje ojcu: internetowe fora pełne są filmików z jego skeczami, doskonale komentującymi otaczającą nas rzeczywistość. Ale to komentowanie nie ogranicza się wyłącznie do kabaretowych żartów. Młody Stuhr prowadzi zabawne audycje radiowe, pisze prześmiewcze felietony, udziela wywiadów. Stał się specjalistą od śmiechu i śmiechologii, niezależnie od tego, co ten termin miałby oznaczać.

To stanie po śmiesznej stronie mocy nie przeszkadza mu być prawdziwym aktorem, prawdziwym, czyli sięgającym do repertuar serio. Do niedawna występował w stołecznym Teatrze Dramatycznym, obecnie jest w zespole Nowego Teatru Krzysztofa Warlikowskiego. Wykaz autorów, w których sztukach grywał, to pierwsza liga literackich smutasów, jakkolwiek nie stroniących – jak Kafka – od groteski. Co innego film. Wprawdzie nagrodę im. Zbyszka Cybulskiego – podwójną, bo od profesjonalnego jury i od publiczności – otrzymał za rolę w „33 scenach z życia” Małgorzaty Szumowskiej, ale kiedy spojrzeć na jego filmografię, dominuje w niej repertuar komediowy: „Fuks”, „Chłopaki nie płaczą”, „Testosteron”, „Operacja Dunaj” czy „Śluby panieńskie” – by wspomnieć te najbardziej znane. Co nie znaczy, że unika filmów serio, chociaż często pokazuje się w nich w sytuacjach tragikomicznych jak w „Przedwiośniu” czy „Mistyfikacji”, w której zagrał – nie pierwszy raz zresztą – u boku ojca.

We wcale pokaźnej filmografii Macieja Stuhra „Listy do M.” zajmują miejsce szczególne. Nie tylko dlatego, że mają tytuł wspólny z jego radiową audycją i po części rozgrywają się właśnie w radiu. Przede wszystkim dlatego, że prezentują Stuhra takim, jakim uwielbiają go widzowie: inteligentnego, dowcipnego, energicznego i znajdującego radę na wszystko.


Konrad J. Zarębski / informacja własna  10 listopada 2011 11:39
Scroll