Baza / Ludzie polskiego filmu
Baza / Ludzie polskiego filmu
Zbigniew Wodecki: Rzuć to wszystko, co złe…
Odszedł nieprzeciętnie uzdolniony multiinstrumentalista, kompozytor, aranżer, wokalista. Podziwiany i kochany. In Memoriam
„Rzuć to wszystko, wszystko co złe / Co gnębi cię / Zostaw troski za sobą gdzieś / I ze mną pędź, / Właśnie ze mną! / Ty ze mną obok, ja z tobą / Niech szampan strzeli nam na drogę / Zwyczajne w nadzwyczajne znów odmieńmy dni” – te słowa Leszka Długosza otwierały debiutancką płytę Zbigniewa Wodeckiego sprzed czterdziestu lat. I stały się chyba jego życiowym mottem. Zwyczajne odmieniał w nadzwyczajne – i jako artysta, i jako człowiek.
Grał m.in. z Ewą Demarczyk, Markiem Grechutą, w zespołach Czarne Perły i Anawa, wcześniej był skrzypkiem Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia i Telewizji oraz Krakowskiej Orkiestry Kameralnej. Artystyczną arkadię odnalazł w niekonwencjonalnym big-bandzie Mitch & Mitch, z którym w 2015 roku nagrał rewelacyjną płytę „1976: A Space Odyssey”, zawierającą powtórkę materiału z… debiutanckiego krążka. Płyta Wodeckiego z Mitch & Mitch Orchestra and Choir z udziałem Polskiej Orkiestry Radiowej pod batutą Cannibal Mitcha otrzymała Fryderyka 2016 jako album roku, a piosenka „Rzuć to wszystko, co złe”, od której wszystko się zaczęło przed 40 laty, została uhonorowana także statuetką Fryderyka jako utwór roku. Przypomniane słowa: „Słuchaj proszę / Niech inni w grudniu, my w kwietniu / Niech inni w deszczu, lecz my słoneczni / I w kolorowe zmieńmy te bezbarwne sny” nic nie straciły na znaczeniu, świeżości, aktualności.


Uroczystości pogrzebowe Zbigniewa Wodeckiego, screen z ekranu


Można znaleźć w dorobku artystycznym Wodeckiego wiele bliskich związków z X Muzą. Wszystko zaczęło się od pamiętnego serialu austriacko-japońsko-zachodnioniemieckiego "Pszczółka Maja" (dwie serie po 52 odcinki), gdzie zaśpiewał w polskim dubbingu piosenkę tytułową (w oryginale wykonywał ją Karel Gott). I nie pomogły kolejne filmowe piosenki, m.in. w "Plecaku pełnym przygód", "Rudolfie, czerwononosym reniferze", "Lisiczce", "Sforze", "Świadku koronnym" czy nawet w "Kronice wypadków miłosnych" Andrzeja Wajdy, gdzie przepięknie zaśpiewał słynne tango Artura Golda i Andrzeja Własta „Jesienne róże”. Dla wielu słuchaczy i kinomanów, na zawsze, pozostał „Pszczołą” (Wacław Krupiński książkę mu poświęconą zatytułował „Zbigniew Wodecki. Pszczoła, Bach i skrzypce”).

Wodecki pojawił się na ekranie w kilku rolach epizodycznych. Zaczęło się od roli skrzypka w "Ceremonii pogrzebowej" (1984) Jacka Bromskiego, w jednym z odcinków Klanu wystąpił jako ksiądz udzielający ślubu, ale najczęściej pojawiał się jako on sam – Zbigniew Wodecki. Tak było m.in. w Janie z drzewa (2008) Łukasza Kasprzykowskiego czy serialach: "Miodowe lata", "Król przedmieścia", "U fryzjera", "39 i pół", "Świat według Kiepskich". A w polskim dubbingu animowanych "Disco robaczków" Thomasa Borcha Nielsena wcielił się w Edwarda Czerwa.
Był fantastycznym artystą, uroczą osobowością, dobrym człowiekiem. Zapytany kiedyś, czemu często gra charytatywnie, odpowiedział: „Z pobudek czysto egoistycznych. Chcę iść do nieba”. I pewnie już tam jest.

Notabene, Wodecki był szalenie pogodnym człowiekiem, ciągle opowiadał dowcipy, często te same. Chyba wszyscy jego fani znają ten, jak trzech amantów poszło do nieba: Robert Redford, Robert De Niro i… Zbigniew Wodecki. A jeśli jednak się zdarzy, że ktoś nie zna, niech zapyta kogokolwiek, wszak „wszyscy znają Pszczołę i kochają”…



Jerzy Armata / "Magazyn Filmowy. Pismo SFP" 70, 2017  17 marca 2018 10:45
Scroll