Baza / Ludzie polskiego filmu
Baza / Ludzie polskiego filmu
Uśmiech młodzieńca: Wieńczysław Gliński
Taki talent zdarza się raz na dekadę. Wieńczysław Gliński łączył w swoim aktorstwie wrodzoną amanckość z rodzajowością. Był równie przekonywujący jako mężczyzna z filozoficznym podejściem do życia, jak i filuterny bawidamek. W zasadzie nie było takiego aktorskiego zadania, któremu nie potrafiłby sprostać.

Wieńczysław Gliński w "Kanale" (1956) Andrzeja Wajdy, fot. Filmoteka Narodowa

Zmieniały się czasy i kino, ale Wieńczysław Gliński wydawał się idealnie impregnowany na zmienne koleje losu. Piękny chłopiec ze „Sprawy pilota Maresza” Leonarda Buczkowskiego, „Kapelusza pana Anatola” Jana Rybkowskiego czy, przede wszystkim, z „Kanału” Andrzeja Wajdy, na naszych oczach stawał się dojrzałym, świadomym swojej klasy mężczyzną, a następnie mądrym i wyrozumiałym starcem. Księdzu Romanowi w wykonaniu Glińskiego we „Wszystkich Świętych” Andrzeja Barańskiego drżały co prawda ręce, ale jego oczy świeciły zawsze tym samym blaskiem. Nie do zapomnienia.
Wieńczysław Gliński urodził się w 1921 roku w Astrachaniu. Jego ojciec – Edward Szupelak-Gliński - również był aktorem, potem oficerem armii austro-węgierskiej, a po odzyskaniu przez Polskę niepodległości na stałe zrzucił mundur i poświęcił się już wyłącznie aktorstwu. Jabłko padło niedaleko od jabłoni. Gliński junior debiutował na scenie jako 12-latek – rolą Jasia w „Jasiu i Małgosi” braci Grimm. Otarł się również o legendarne przedstawienie mickiewiczowskich „Dziadów” w inscenizacji Leona Schillera. Gliński ma także bohaterską kartę wojenną: będąc studentem podziemnego Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej zgłosił się w szeregi Armii Krajowej. W trakcie jednej z łapanek został aresztowany przez gestapo i osadzony na Majdanku, a następnie w obozie Sachsenhausen-Oranienburg.
W kinie najważniejszą rolę zagrał już na początku kariery. To porucznik „Zadra” w „Kanale” Wajdy, który w dniach klęski Powstania Warszawskiego traci swój oddział. Również w „Orle” Leonarda Buczkowskiego Gliński, w znakomitej roli kapitana Grabińskiego, zagrał rewers bohatera heroicznego - pozbawionego neoromantycznego koturnu. Ostatnią ważną filmową kreacją Glińskiego była wybitna, nagrodzona na festiwalu w Karlovych Varach, rola Henryka Głuchowskiego w „Echu” Stanisława Różewicza. Potem jednak aż tak ciekawych propozycji w kinie zabrakło, za to Gliński spełniał się w telewizji, teatrze, a zwłaszcza w słuchowiskach radiowych – jego charakterystyczny, wysoko postawiony głos w połączeniu z figlarną tonacją stał się odtąd radiową wizytówką aktora.
Czas zatoczył koło. Niegdysiejszy filmowy syn Henryka z „Echa” Różewicza – dzisiaj wybitny dokumentalista, Jacek Bławut, zaprosił swojego filmowego ojca na plan debiutu fabularnego. W czekającym na premierę filmie „Jeszcze nie wieczór” 87-letni Gliński stworzył swoją ostatnią kreację. Gra siebie – wiecznego amanta, który ani myśli o emeryturze. Pomimo zwodniczej metryki, odnosi się przecież wrażenie, że Wieńczysław Gliński odszedł 8 lipca br. w pełni, niemal młodzieńczych, sił witalnych. I z pięknym uśmiechem, na który stać tylko największych.
Łukasz Maciejewski / Magazyn Filmowy 3/2008  7 października 2011 10:55
Scroll