Baza / Ludzie polskiego filmu
Baza / Ludzie polskiego filmu
Odkrywanie świata kamerą: Stanisław Lenartowicz
W kinie od najmłodszych lat pociągało mnie to, że mogłem oglądać rzeczy, których nie dane mi było widzieć w rzeczywistości.
„Trudno wyobrazić sobie historię polskiej kinematografii bez nowatorskiego "Zimowego zmierzchu" czy kapitalnej komedii wojennej "Giuseppe w Warszawie" - pisał Andrzej Bukowiecki w „Magazynie Filmowym SFP” o Stanisławie Lenartowiczu.


Stanisław Lenartowicz z nagrodą przyznaną przez PISF, fot. A Kędzierska/ SFP

Stanisław Lenartowicz (1921-2010) ukończył PWSF w Łodzi w 1953 roku. Pracował w łódzkiej WFO, gdzie nakręcił m.in. pierwszy barwny film oświatowy „Miniatury Kodeksu Behema”, który… nigdy nie był w Polsce wyświetlany. „Spotkałem pracownika biblioteki, który widział ten film w Ameryce Południowej! Oświatówka dała nam tylko czarno-biały negatyw, a jak tu pokazywać barwną sztukę bez koloru. Mój operator skombinował kolorowy negatyw i tak powstały dwie wersje, ta kolorowa zrealizowana w tajemnicy przed szefem produkcji” - wspominał reżyser.
„W kinie od najmłodszych lat pociągało mnie to, że mogłem oglądać rzeczy, których nie dane mi było widzieć w rzeczywistości: wodospady, dżungle, dalekie kraje i miasta” - opowiadał laureat Nagrody SFP z 2008 roku. – „Kino pozwalało mi zobaczyć, jak wygląda świat, nasza Ziemia, wykraczało poza podręcznikową wiedzę ze szkoły”.
W fabule zadebiutował w 1956 roku „Zimowym zmierzchem” według scenariusza Tadeusza Konwickiego. Jest twórcą takich filmów jak „Pigułki dla Aurelii”, „Pamiętnik pani Hanki”, „Uciec jak najbliżej”, „To ja zabiłem” czy „Szkoda twoich łez”. W 1971 roku zdobył nagrodę w Valladoid za film „Czerwone i złote”, a trzy lata wcześniej, w Trieście, wyróżniono dyplomem jego „Upiora”. W 1959 roku otrzymał Nagrodę Miasta Wrocławia, został też odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi, a w 2008 roku - Złotym Medalem Gloria Artis. 
Jego „Giuseppe w Warszawie” to dzisiaj jedna z najpopularniejszych polskich komedii. „Chcemy pokazać okupacyjną Warszawę, która nie dawała się zastraszyć, walczyła z potężnym wrogiem również śmiechem” - opowiadał twórca filmu. Jego sukces zaskoczył nawet samego reżysera. „Zawdzięczam go w dużej mierze wspaniałej obsadzie: Eli Czyżewskiej, Zbyszkowi Cybulskiemu i temu zabawnemu Włochowi, Antonio Cifariello” - mówił Lenartowicz.
Na pytanie, jaką wartość twórczości filmowej, nie wyłączając własnej, uznałby za najważniejszą, Stanisław Lenartowicz odpowiadał, że niezmiennie tę samą, która zafascynowała go w kinie, kiedy był małym chłopcem: możliwość odkrywania kamerą świata i wyrażania o nim własnych sądów.
/ Magazyn Filmowy 4/2010   9 września 2011 18:30
Scroll