Baza / Historia polskiego kina
Baza / Historia polskiego kina
Wojna polsko-rosyjska pod sztandarem filmowym
"Gwałty i tortury hord bolszewickich nie ominęły nawet starców i dzieci" – alarmował napis w filmie „Dla Ciebie, Polsko” (1920). Inny – z „Mogiły Nieznanego Żołnierza” (1927) – uspokajał: "Front polski ruszył naprzód. Armie sowieckie w odwrocie".
Najpierw była tematem bieżącym. Potem tematem tabu. Dziś nie obwarowują jej cenzuralne bariery. Oto najkrótsza historia wojny polsko-bolszewickiej w polskim filmie fabularnym. Wojna jeszcze trwała, a już trafiła na ekrany. Kiedy dobiegła końca, i to pomyślnego dla Rzeczypospolitej, znów skierowano na nią kamery. Komunę przeczekała jako owoc zakazany. W wolnej Polsce można go skosztować, ale chętnych było dotąd niewielu.

"1920. Bitwa warszawska", fot. Forum Film Poland

Ogólnie biorąc, filmowe pokłosie zmagań z bolszewikami przedstawia się dość skąpo. Trzeba zrozumieć, że na bilansie zaważyły ujemnie czasy PRL, w których na tę tematykę nałożono kaganiec. Zastanawia jednak jej deficyt w okresie II., a zwłaszcza III. RP. W pierwszym z czasem zmalało na nią zapotrzebowanie propagandowe i w polskim kinie górę nad martyrologią zaczęła brać „radość z odzyskanego śmietnika”, którą odzwierciedlały komedie i farsy. W drugim, czyli obecnym, mówi się, że po supergigancie w 3D – „1920 Bitwie warszawskiejJerzego Hoffmana (2011) – musi upłynąć sporo czasu, nim kolejny film nawiązujący do „cudu nad Wisłą” zyska szansę na realizację i powodzenie u widzów.

Na gorąco

Zaiste podziwu godna jest błyskawiczność reakcji młodej polskiej kinematografii na wydarzenia z frontu polsko-bolszewickiego. Pierwszy poświęcony im film fabularny – „Dla Ciebie, Polsko”, w reżyserii Antoniego Bednarczyka, miał premierę we wrześniu 1920 roku, gdy decydujące starcia wprawdzie już przesądziły o zwycięstwie naszej armii, ale działań wojennych nie zakończyły. Zaledwie siedem miesięcy minęło od rozstrzygającej bitwy warszawskiej (12-25 sierpnia 1920 roku) do premiery sztandarowego filmu tego nurtu: „Cudu nad WisłąRyszarda Bolesławskiego (1921).

Tak szybki oddźwięk aktualnych wydarzeń politycznych – pisze słusznie Tadeusz Lubelski w swojej „Historii kina polskiego” - ponownie rozlegnie się w kinie polskim dopiero po sześćdziesięciu latach, w „Człowieku z żelazaAndrzeja Wajdy (1981).


"Cud nad Wisłą" wydanie DVD, fot. Filmoteka Narodowa
 
Groza i lukier

Jaki obraz wojny polsko-bolszewickiej utrwaliły tamte „gorące”, jeszcze nieme, nie tylko patriotyczne, ale i melodramatyczne, filmy?

Przede wszystkim trzeba podkreślić, że właściwie tylko „Cud nad Wisłą” ukazał decydujące walki na przedpolach stolicy w sierpniu 1920 roku. Bednarczyk w „Dla Ciebie, Polsko” – podobnie jak Bolesławski w „Bohaterstwie polskiego skauta” (1920) – cofnął się do wcześniejszych o rok bojów o Wilno. W opartej na powieści Andrzeja Struga „Mogile Nieznanego Żołnierza” Ryszarda Ordyńskiego (1927), w głównym roku wojny polsko-bolszewickiej - 1920 - rozgrywa się tylko ostatnia sekwencja. Bohater, polski oficer, rozpoczyna swój szlak bojowy jeszcze w czasie wojny światowej.

Faktycznie, na Polskę napadają w tych filmach „hordy bolszewickie”. Rosyjscy sołdaci rzadko są indywidualizowani. Wyjątek stanowią członkowie patrolu z „Nawrócenia Pawła i Gawła” Bolesławskiego (1920), którzy przechodzą na naszą stronę. Z reguły jednak filmowi Sowieci w mundurach stanowią groźną, anonimową masę, która łupi i morduje polskich cywilów.

„Hordom bolszewickim” scenarzyści przeciwstawiają, z grubsza biorąc, wyidealizowaną stronę polską: szlachetną armię oraz całkowicie zbratane w walce ze wspólnym wrogiem społeczeństwo, głównie ziemian i włościan na wsi. Poza ofiarami śmiertelnymi oraz bezeceństwami rosyjskiego żołdactwa, trudno dostrzec na ekranie koszty i ciemne strony tamtej wojny: głód, antagonizmy, dotkliwe porażki obrońców niepodległości.

Ciekawym rysem jest to, że zarówno w „Dla Ciebie, Polsko”, jak i „Cudzie nad Wisłą”, za broń chwytają także kobiety. Po latach wzór weźmie z nich heroina „1920 Bitwy warszawskiej”. Nawiasem mówiąc, uproszczona „sienkiewiczowska” plakatowość w odmalowaniu wojny polsko-bolszewickiej również zbliża filmy Bednarkiewicza, Bolesławskiego i Ordyńskiego do fresku Jerzego Hoffmana – skądinąd nie pozbawionego zalet (zwłaszcza widowiskowych) i niepomiernie nowocześniejszego technicznie.


"1920. Wojna i miłość", fot. Anna Gostkowska/TVP

W lżejszym tonie

Tak jak trudno uwierzyć, że po przełomie dźwiękowym, na który czekało kino wojenne, tylko jeden polski film „zahaczał” o rok 1920 („Gwiaździsta eskadraLeonarda Buczkowskiego – o amerykańskich pilotach w naszej armii), tak i zdziwienie budzi nikłe zainteresowanie tym tematem po 1989 roku. Jedna kinowa superprodukcja (Hoffmana), epizod w „Przedwiośniu” Filipa Bajona (2001), owszem – chętnie oglądany serial Macieja Migasa1920. Wojna i miłość”… i to wszystko? Na szczęście, jest jeszcze kapitalna, telewizyjna komedia Sylwestra ChęcińskiegoPrzybyli ułani” (2005), z cyklu „Święta polskie”, obrazująca z plebejskim humorem perypetie związane z obchodami 15 sierpnia Święta Wojska Polskiego w naszych czasach, na głuchej prowincji. Pamiętajmy, że to Chęciński przemycił „za komuny”, w „Samych swoich” (1967), aluzję do wojny polsko-bolszewickiej: „To moja czwarta wojna (Kargula z Pawlakiem, przyp. A.B.), w tym dwie były światowe”. No a trzecia? Wiadomo!

Andrzej Bukowiecki / portalfilmowy.pl  14 sierpnia 2012 13:46
Scroll