Baza / Historia polskiego kina
Baza / Historia polskiego kina
Oj! Nie mogę się zatrzymać!
fot. Filmoteka Narodowa
Krótkometrażowcy: Oj! Nie mogę się zatrzymać!
Infinitywność – jako rodzaj artystycznego dążenia – stanowi ważną przesłankę twórczości nie tylko filmowej. Łączy ona w sobie różne dziedziny ekspresji. Istnieje prastare marzenie poetów o napisaniu wiersza w jednym bezkresnym wersie. Tak samo, jak istnieje dążenie filmowców do opisania świata i zmieszczenia go „w całości” w jednym niekończącym się ujęciu.
Nakręcone w 1975 roku przez Zbigniewa Rybczyńskiego w łódzkim Studiu Małych Form Filmowych „Se-Ma-For” "Oj! Nie mogę się zatrzymać!" zawiera porywającą dziesięciominutową jazdę na przełaj po otaczającym, znajomym dla autora i widza świecie. Światem tym jest łódzka aglomeracja: budynki, ulice, podwórka, zakłady pracy, szkoły, fabryki, boisko do rugby, torowiska kolejowe i tramwajowe, podmiejskie lasy, wertepy, przedmioty codziennego użytku, pojazdy oraz mieszkańcy tego terytorium zaskakiwani przez kamerę w różnych sytuacjach. Kiedy się to ogląda, nie sposób nie podziwiać inwencji autora, który z niebywałą sprawnością zaaranżował i pozszywał ze sobą ten przebieg, w klasycznej sztuce fechtunku zwanej passado.

Ruch szarżującej kamery biegnie przez cały czas do przodu, ale w sposób nieprzewidywalny. Nie wiadomo ku czemu za chwilę się zwróci. Jej zmienna trajektoria i dynamika przywodzi na myśl opis drogi pioruna kulistego albo puszczonej w ruch machiny piekielnej rozgniatającej wszelką napotkaną materię. Strumień obrazów wizualnych otrzymał tutaj ważne wsparcie akustyczne. Na ścieżce dźwiękowej mamy okrzyki zaskoczenia oraz odgłosy „przejeżdżania”, miażdżenia i mielenia wszystkiego, co napotyka na swej drodze kamera i jej anonimowy operator, sprawca całego zamieszania.

Jest taki szkolny repertuar obowiązkowych zadań – figur kamerowych wykonywanych na wydziałach operatorskich akademii filmowych całego świata: zakomponować ujęcie 180 stopni, wykonać okrąg 360 stopni i zrealizować długą jazdę w jednym ujęciu. Trzecią z tych figur zaplanował i mistrzowsko przeprowadził przez ekran autor Oj! Nie mogę się zatrzymać! Nie koniec na tym, doprowadził ją do granic niemożliwości przez dodatkowe utrudnienie, jakie przed sobą postawił: zacząć wolno, a potem coraz bardziej się rozpędzać, aż do absolutnego galopu, u którego kresu czeka szalonego obserwatora już tylko nieuchronna pointa w postaci mokrej plamy po zderzeniu z wielką ścianą.

Nim to się stanie, wprawiona w ruch kamera Rybczyńskiego zamienia się na naszych oczach w monstrum pochłaniające wszystko, co napotka. Pożerana przez nią rzeczywistość pada ofiarą niemożliwej do zatrzymania mechanicznej czynności kamerowania. Widziane, słyszane, dostrzeżone, mijane i momentalnie przemijające w naszej percepcji… Niezwykle sugestywnie udało się twórcy wydobyć swoiste cechy kinematograficznego tworzywa i filmowego medium: jego obojętną, zimną rejestracyjność, wszystkożerność i tranzytywność. Rejestrowane przez moment sytuacje, a także ludzie, przedmioty i scenerie – wszystko to podlega reifikacji, stając się obiektem do sfilmowania.

Infinitywność ruchomego obrazu nie przestała fascynować Rybczyńskiego. Wiele lat później ten sam motyw rozwinie jeszcze artysta kilkakrotnie: w Czwartym wymiarze, Imagine i Orkiestrze.


Marek Hendrykowski / Magazyn Filmowy 11/2016  23 lutego 2017 23:57
Scroll