Baza / Historia polskiego kina
Baza / Historia polskiego kina
fot. Filmoteka Narodowa
Zaczęło się od króla Krakusa
Przed wojną film animowany skierowany do najmłodszych widzów, podobnie jak i dla widzów dorosłych, w Polsce nie istniał, choć należy odnotować pewne próby, m.in. filmy Canisa de Canisa, czyli Feliksa Kuczkowskiego, Stanisława Dobrzyńskiego, Jana Jarosza, Włodzimierza Kowańki, Marty i Karola Marczaków, Franciszki i Stefana Themersonów.
Przede wszystkim warto wspomnieć o działalności Władysława Starewicza, pioniera filmu lalkowego, określanego często „ojcem duchowym polskiej animacji”. Wprawdzie artysta był Polakiem, jednak swe filmy realizował wyłącznie w Moskwie, a po opuszczeniu Rosji – w Paryżu. Ponoć tylko wybuch drugiej wojny światowej uniemożliwił mu powrót do kraju, gdzie zamierzał przenieść na ekran „Panią Twardowską” Adama Mickiewicza. Charles Ford, jego bliski przyjaciel, twierdził nawet, że podpisał z warszawskim producentem Stefanem Katelbachem stosowną umowę. Faktem jest, że żadnego filmu w Polsce nie zrobił.

Jednak pierwsze polskie – w pełni udane – realizacje  w interesującej nas dziedzinie, czyli filmie skierowanym do młodego widza, powstały dopiero w czasach powojennych. Dokonali ich w łódzkim Studiu Filmów Kukiełkowych, uruchomionym przez Wydział Programowy „Filmu Polskiego”, Ryszard Potocki ("Paweł i Gaweł" według znanego wiersza Aleksandra Fredry, 1947), który swe pierwsze zawodowe kroki stawiał w pracowni sławnego reżysera filmów lalkowych Aleksandra Ptuszki w moskiewskim Mosfilmie (później zdradził animację na rzecz scenografii w filmie fabularnym), oraz Zenon Wasilewski, myślący już przed wojną o filmie dla dzieci opartym na znanej legendzie o wawelskim smoku i dzielnym szewczyku. Realizację przerwała jednak wojna. Po jej zakończeniu artysta powrócił do swego pomysłu.

"Za króla Krakusa" (1947) należy zatem uznać za pierwszy polski w pełni dojrzały film animowany adresowany do widowni dziecięcej, a jego autora za pioniera animacji lalkowej w naszym kraju. Ten film przyjęło się powszechnie uważać w ogóle za początek polskiej animacji powojennej. Konstatacja ta nie jest zbyt precyzyjna, gdyż już w październiku 1945 roku w Wytwórni Filmowej Wojska Polskiego w Łodzi Maciej Sieński zrealizował krótką kreskówkę "Reklama reklamy", a w następnym roku Wydział Programowy „Filmu Polskiego” zorganizował w Łodzi – Studio Filmów Rysunkowych oraz Studio Filmów Kukiełkowych. Zatem film Wasilewskiego stanowi nie początek, ale pierwsze ważne dokonanie polskiej animacji (nagroda na festiwalu w brazylijskiej Bahii w 1951, wyróżnienie w Paryżu w 1954), wobec tego słuszne wydaje się traktowanie go jako faktu znaczącego w dziejach tej twórczości.


"Za króla Krakusa", reż. Zenon Wasilewski, fot. Filmoteka Narodowa

Utrzymany w konwencji tradycyjnej baśni film Zenona Wasilewskiego (z czarno-białymi zdjęciami znanego fotografa powstańczego, późniejszego operatora Polskiej Kroniki Filmowej – Eugeniusza Hanemana oraz muzyką znakomitego kompozytora i dyrygenta – Stanisława Wisłockiego) był dość wiernym – pełnym suspensu, ale i nieco „grubo ciosanym” – przeniesieniem na ekran znanej legendy o straszliwym smoku oraz jego pogromcy, sprytnym szewczyku, który poradził sobie z okrutną bestią za pomocą nadzianego siarką barana. Choć z perspektywy czasu wydaje się archiwalną ramotą, oparł się jednak niespodziewanie próbie czasu, o czym przed kilku laty mogłem się przekonać na własne oczy.

W 2009 roku we włoskim miasteczku Chivasso, podczas odbywającego się tam Międzynarodowego Festiwalu Literatury (Festival Internazionale di Letteratura di Chivasso), miałem przyjemność promować wydany we Włoszech tom poświęcony polskiej kulturze („Polonia 1939-1989: la "quarta spartizione«”, Roma 2008), a w nim swą historię polskiej animacji dla dzieci („Non solo Bolek e Lolek. Il film di animazione per ragazzinella Polonia Popolare”). Dla uatrakcyjnienia prezentacji książki, której towarzyszyły projekcje filmowe, organizatorzy festiwalu zorganizowali plebiscyt na najlepszą polską animację dla dzieci. Wygrał – i to zdecydowanie – ten zgrzebny, dość topornie animowany, z anachronicznym dźwiękiem, czarno-biały debiut Zenona Wasilewskiego. Dla włoskich dzieci, na co dzień oglądających najnowsze produkcje Pixara czy Disneya, okazał się tak odmienny i egzotyczny, że aż godny zachwytu.

Notabene, dwa lata później Oscara dostał "Artysta", czarno-biała opowieść Michela Hazanaviciusa zrealizowana w konwencji kina niemego.


Jerzy Armata / Magazyn Filmowy SFP, 50/2015  7 lutego 2016 14:25
Scroll