Baza / Środowisko filmowe
Baza / Środowisko filmowe
Zdzisław Pietrasik: film i reszta świata
Był niezwykle cenionym krytykiem, który z doświadczeń własnego pokolenia zbudował swój dystans w postrzeganiu sztuki filmowej.
Utalentowany dziennikarz, przez trzy dziesięciolecia szef działu kulturalnego opiniotwórczej „Polityki”, znacząca postać polskiej kultury, nie tylko medialnej (wśród nagród i odznaczeń Krzyż Kawalerski Odrodzenia Polski), jeden z pomysłodawców Paszportów „Polityki”, ceniony i szanowany przez twórców polskiego kina krytyk filmowy. Filmem interesował się w sposób szczególny również dlatego, że stanowi on ważną część – by zacytować tytuł autobiografii Andrzeja Wajdy – „reszty świata”.

Zadebiutował jako student III roku polonistyki w studenckim tygodniku „ITD”. Pod skrzydełkami Zrzeszenia Studentów Polskich rozkwitała wtedy (początek epoki Gierka) nowa postać kultury młodej inteligencji. W „ITD” przedstawiano ją w taki sposób, jakby była ważniejsza od oficjalnej. I zapewne właśnie to było dla Niego w „ITD” najważniejsze.

Urodził się w roku 1947 („dzieci urodzą się nowe nam” – jak śpiewano w piosence Agnieszki Osieckiej i Krzysztofa Komedy). Jego pokolenie nie ginęło na wojnie, lecz wychowane w jej cieniu, rozumiało, czym ona naprawdę jest, dowiedziało się w sposób niepozostawiający wątpliwości, że antysemityzm to nie tylko takie słowo. Przeżyło chwilę wiary, nadziei i miłości, by usłyszeć po latach, że to było oszustwo. Zdzisław Pietrasik – dziennikarz i krytyk filmowy – zbudował z tych doświadczeń coś wartościowego: dystans.

Nie była to jednak postawa obronna wobec komplikacji świata, lecz postać uczestnictwa na własnych prawach. Ich ważną część stanowiło dla niego prawo do ironii jako „przewodnika świadomości” (tak określał ironię Czesław Miłosz). W swojej rubryce „Polityka i obyczaje” (oczywiście w tygodniku „Polityka”) wybierał i zestawiał opinie, wypowiedzi i fakty w taki sposób, że powstawał swoisty serial, dorównujący śmiesznością Misiowi Stanisława Barei, podprawionemu Woodym Allenem, którego filmy uwielbiał. Tylko on (miłośnik piłki nożnej i opery) mógł sobie wyobrazić twórcę Misia i autora Zeliga, śpiewających duet w opera buffa…


Zdzisław Pietrasik, fot. Borys Skrzyński / SFP


Ostatni raz rozmawialiśmy przed pokazem filmu Agnieszki Holland Pokot, kilka tygodni przed Jego odejściem. Wiedziałam, że choruje, a on – że koledzy-dziennikarze wiedzą o jego chorobie. Po przywitaniu – najważniejsze pytanie i takaż odpowiedź: „Co ze zdrowiem?”. – „Wkrótce się okaże”. Jak w dobrym tekście dziennikarskim: każde słowo coś znaczy. A potem chwila milczenia.

Pokaz się opóźnił, był czas na dłuższą rozmowę. Nie o Pokocie, mieliśmy film dopiero zobaczyć, lecz o roli, jaką może (i powinna?) w obecnej sytuacji kina odegrać swoimi filmami Agnieszka Holland. Czy będzie próbowała? Był ciekawy Pokotu właśnie z tego powodu. A gdy 25 kwietnia usłyszałam wiadomość o śmierci Zdzisława, wypłynął mi z pamięci pewien obraz z opowiadania „Zooey” J.D. Salingera. Śmiertelnie ranny człowiek leżący u stóp wzgórza i wykrwawiający się powoli, powinien znaleźć siłę, by patrzeć, czy kobieta niosąca na głowie dzban z wodą doniesie go na szczyt wzgórza.

Zdzisław to potrafił.
Bożena Janicka / "Magazyn Filmowy. Pismo SFP" 69, 2017  17 marca 2018 14:34
Scroll