Baza / Technologia i archiwa
Baza / Technologia i archiwa
fot. Marcin Kułkakowski
Dziedzictwo filmowe to skarb
Rozmowa z Amy Heller i Dennisem Dorosem, gośćmi" Fi:Re Film Restoration Summit" w Warszawie, założycielami "Milestone Films" – firmy dystrybucyjnej w USA zajmującej się renowacją zbiorów archiwalnych
Czy możecie nam opowiedzieć więcej o swojej firmie?
Amy Heller: 27 lat temu mój mąż i ja pobraliśmy się, zwolniliśmy z pracy i założyliśmy własną firmę. Przez lata nasza działalność się rozwinęła, ale wciąż pozostajemy przedsiębiorstwem dwuosobowym. Odnowiliśmy setki filmów. Naszą pasją jest szukanie dzieł, które nie weszły do kanonu, zatem dotychczas zajmowaliśmy się obrazami kobiet, twórców afroamerykańskich, głosami, które nie były słyszalne. Próbujemy przedstawiać ludziom filmy, jakich nie mieli szansy zobaczyć. To wielki przywilej, zadanie zawsze interesujące i spore wyzwanie.

Jak postrzegacie "Fi:Re"?
A.H.: Byliśmy bardzo podekscytowani przyjazdem tutaj. Pracowaliśmy z Elżbietą Wysocką z "FINA" oraz Jędrzejem Sablińskim z "DI Factory". Dystrybuowaliśmy kinowo w Stanach Zjednoczonych cykl „Martin Scorsese Presents: Masterpieces of Polish Cinema”, a potem sprzedawaliśmy płyty Blu-ray. Zatem od lat blisko współpracujemy z Elą i Jędrzejem i ogromną radością jest zobaczenie ich w środowisku, w którym pracują.
Dennis Doros: Pierwsze, co pomyślałem to, że "Fi:Re" jest jak wielki, przyjazny uścisk. Wszyscy w Warszawie i wszyscy zajmujący się konferencją byli niezwykle serdeczni. Ciekawe było dla mnie, że chociaż znam prawie każdego z panelistów, przyjaźnimy się, to i tak wiele się tutaj nauczyłem. Jest tyle nowych pomysłów, tyle szeroko zakrojonych projektów dotyczących renowacji. Jestem pod wrażeniem tego, co mówili goście konferencji.

Czy moglibyście podsumować, o czym opowiadaliście podczas swojej prezentacji?
A.H.: Chcieliśmy porozmawiać o tym, że przywracanie filmu do życia, ponowne przedstawienie go światu odbija się często szerokim echem. Rozmawialiśmy o tym, jak to wpływa na historię, kulturę, innych filmowców, artystów. Kiedy robisz renowację i dystrybucję możesz nie zdawać sobie sprawy z tego, jak wspaniałe rzeczy mogą się dzięki temu wydarzyć w przyszłości. Dennis i ja, rozpoczynając projekt, zawsze myślimy o tych nieprzewidzianych efektach i zmianach, które mogą nastąpić. To daje nam nadzieję w kontynuowaniu naszych działań.

Jakie wrażenie dotyczące sytuacji w Polsce wywarli na was paneliści?
A.H.: Z informacji, które zebraliśmy, z tego, co powiedziano w Warszawie wynika, że w Polsce sytuacja archiwum wciąż wymaga poprawy. To nie jest sprawa unikatowa dla waszego kraju, czy tego konkretnego archiwum, ale mam nadzieję, że uda się ulepszyć infrastrukturę ze względu na to, o czym mówił podczas konferencji Thomas Christensen: „Jeżeli zrobicie to teraz, zaoszczędzicie sobie wielkich wydatków w przyszłości, a także zachowacie materiały, które możecie stracić”. Myślę, że to ważne. Narodowe dziedzictwo filmowe jest skarbem i mam nadzieję, że archiwum będzie w stanie je chronić, a także kontynuować renowację w najlepszych możliwych warunkach.
D.D.: Słuchanie o tym, że zdigitalizujecie 160 fabularnych dzieł klasyki, które będą dostępne dla publiczności było niesamowite. Macie pieniądze na digitalizację, które znacznie przewyższają to, co mają Stany Zjednoczone. To niezwykły projekt. Jednocześnie pieniądze są potrzebne, żeby chronić materiały oryginalne, ponieważ co każde 5 do 50 lat obrazy należy redigitalizować, zajmować się nimi ponownie. Z tego względu oryginalna wersja filmu musi być zachowana jako pierwsza. A to oznacza, że przede wszystkim powinno się myśleć o budynkach i infrastrukturze.

Jakie widzicie możliwości dystrybucyjne dla polskiej klasyki w USA?
D.D.: Kiedy dystrybuowaliśmy „Martin Scorsese Presents: Masterpieces of Polish Cinema” byłem mocno zdziwiony, ponieważ nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak popularny będzie to cykl. W wielu miejscach bilety były wyprzedane. Po pierwsze, jest bardzo duża społeczność polskich Amerykanów w USA, która tęskni za domem, zatem szuka czegoś swojego, a te filmy są olśniewające i piękne. Te tytuły same w sobie są znakomite i widać było, że to dla tych ludzi niesłychanie ważne Po drugie, są jeszcze młodzi kinofile, studenci, którzy odkryli, jak bardzo polskie kino jest ekscytujące i pełne życia, pomimo tego, że niektóre z tych obrazów zrealizowano 60 lat temu.

Co jest najważniejsze w pracy z twórcami?
D.D.: Słuchanie ich, zdawanie sobie sprawy z tego, jak postrzegają film, uczenie się jego historii, dowiadywanie się, jak zdaniem twórców dany obraz powinien zostać wydany, traktowanie reżysera i jego dzieła z szacunkiem oraz promowanie tytułu w najlepszy możliwy sposób. Naszym zadaniem jako firmy for-profit jest przynoszenie zysku także reżyserowi, i bywa, że opłaty licencyjne są pierwszymi pieniędzmi, które on w ogóle otrzymał z filmu. To się zdarza bardzo często. Jeśli chodzi o wydawanie, to naprawdę trzeba z poszanowaniem podejść do dzieła. Moim ulubionym przykładem jest Charles Burnett, który był nieszczęśliwy, że jego filmy, a jest on afroamerykańskim reżyserem, były pokazywane w białych teatrach w bogatych dzielnicach dla mas zainteresowanych sztuką. To było w porządku, ale on chciał również pokazywać swoje obrazy w kinach społecznościowych – tam, gdzie faktycznie mogłyby oddziaływać na środowisko Afroamerykanów. Zatem pierwszą rzeczą, jaką zrobiliśmy był pokaz "Killer of Sheep" w Harlemie.
A.H.: Myślę, że drugą sprawą jest bycie uczciwym. Kiedy pozyskujemy film mówimy: „Słuchaj, oto kim jesteśmy i co myślimy, że uda nam się zrobić”. Nie obiecujemy więcej niż wydaje się rozsądne. Omawiamy ramy czasowe, w których mamy nadzieję się zmieścić i próbujemy sprawić, żeby twórcy byli na bieżąco z tym, co się dzieje. Wiele renowacji i sporo ich wydań idzie powoli, co w pewnym sensie jest w porządku. Przy starym filmie bardzo często nie ma na takie działania konkretnego deadline’u, zatem jeśli potrzebujesz więcej czasu, możesz go mieć. Ale dla twórców to może być frustrujące, zatem ważne jest tłumaczenie im pewnych rzeczy i informowanie na bieżąco. Zawsze robimy spory research dotyczący tytułów, którymi się zajmujemy. Jeden z naszych press kitów ma 75 stron. Staramy się zatem pokazać nasz szacunek i uwagę dla filmu oraz twórców, i oni zazwyczaj to rozumieją. Czasami udaje się nam również zarobić dla nich sporo pieniędzy. Albo chociaż trochę.

Rozmawiała Kalina Cybulska

Kalina Cybulska / Magazyn Filmowy 76/77  6 października 2018 09:59
Scroll