Baza / Technologia i archiwa
Baza / Technologia i archiwa
fot. Fot. Kuba Kiljan/SFP
Nie obniżać rangi arcydzieł
Cyfryzacja przyniosła już wiele korzystnych efektów. Jednym z nich jest rozbudzenie zainteresowania rekonstrukcją wybitnych filmów, połączoną z ich oczyszczeniem i usunięciem usterek naniesionych przez czas.
Coraz więcej instytucji zajmuje się sprawami digitalizacji, w tym także w Polsce (Cyfrowe Repozytorium Filmowe/Kino RP czy Chimney). Równocześnie jednak cyfryzacja budzi problemy prowokujące dyskusję. I to bynajmniej nie o kwestiach technicznych, ale estetycznych, a nawet moralnych. Chodzi o proces przywracania „autentycznych wersji” starych filmów.

Może się zdarzyć, że istniejąca (nawet w profesjonalnym archiwum) kopia nie jest tą, którą wyświetlano na oficjalnej premierze filmu. Są trzy możliwości, dla których może być ona krótsza: albo uległa skróceniu, bo w toku projekcji została porwana i naprędce sklejona, by umożliwić dalsze projekcje; albo część taśmy uległa destrukcji skutkiem złego przechowywania; albo dystrybutor lub nawet sam reżyser skrócili ją i przemontowali, niezadowoleni z osiągniętego rezultatu.

Przypadkowe braki scen wynikłe z awarii są zwykle ilościowo nieznaczne, a sprawa ich uzupełnienia o fragmenty zachowane w innej kopii jest oczywista i nie budzi wątpliwości. Inaczej, gdy po ukończeniu filmu, rezultaty nie zadowalają twórców. To niezadowolenie może wystąpić już po rozpoczętej dystrybucji, która ujawniła kiepskie przyjęcie filmu przez publiczność, albo nawet przed rozpoczęciem dystrybucji, gdy kiepskie przyjęcie może być przez twórców przewidywane. W obu tych przypadkach dokonane zmiany mogły być autorstwa reżysera (zarówno po jego myśli, jak i wtedy, gdy je na nim wymuszono), albo producenta lub dystrybutora, ale przy akceptacji twórcy, albo wreszcie mogły być przeprowadzone  mimo protestów sprzeciwiającego się zmianom artysty.


Fot. Kuba Kiljan/SFP

Jeśli po upływie znacznego czasu od premiery zdecydowano się zrekonstruować film, by pokazać go młodej publiczności, to tylko ten trzeci, brutalny incydent, powinien skłaniać do przywrócenia dziełu jego pierwotnego wyglądu - w tym zarówno przez dodanie scen usuniętych, jak i usunięcie scen dodanych wbrew woli autora (to dzieje się niezwykle rzadko). Skoro w ogromnej większości przypadków rekonstrukcje polegają na dodaniu scen kiedyś usuniętych, to utarło się przekonanie, że każde uzupełnienie jest czynnością pozytywną. Jeśli gdzieś przypadkiem odnaleziono fragmenty niezachowane w znanych kopiach dzieła, to należy je natychmiast dokleić, bo to wzbogaci oryginał. I właśnie zaatakowanie tej „oczywistości” jest celem mego artykułu.

Nad tym problemem zastanawia się Krzysztof Loska w artykule „Cyfrowe archiwa” („Ekrany” 6[16]/2013) pisząc o wydanej przez angielską firmę Eureka kopii "Metropolis" Fritza Langa. Wydarzeniem okazało się odnalezienie w małym archiwum argentyńskim zaginionych scen z filmu, które do wersji klasycznej zaraz doklejono. Loska uznał to za oczywiste: „Widzowie mieli w końcu okazję zobaczyć wersję zbliżoną do oryginału”, i określa tę wersję jako dopiero „pełną”. Te dodane motywy zmieniły na przykład jeden z wątków fabularnych, technicznie zaś są „gorszej jakości” i odróżniają się „mniejszym formatem”.

Z punktu widzenia historyka uważam to odkrycie za interesujące: archiwa powinny posiadać obie kopie, które będą umożliwiały porównania. Ale zupełnie czym innym jest udostępnianie filmu Langa nowym pokoleniom widzów. Czyż nie powinno się dystrybuować arcydzieła w jego postaci najlepszej? Czy doklejając dziełu elementy „gorsze” nie obniżamy u widza jego rangi? I jeszcze ważniejsze: czy przywracając nowy wątek, nie zmieniamy wymowy dzieła, od której odstąpił sam autor? W przypadku "Metropolis" źródła historyczne nie wskazują, by Lang oprotestował ostateczny rezultat.

Pójdźmy jeszcze dalej. Praktycznie po każdym (!) filmie fabularnym pozostają nie tylko duble, czyli sceny mniej udane od ostatecznie użytych, ale również kadry, sceny czy wręcz całe sekwencje usunięte w toku realizacji przez twórcę. Wklejać je? Przecież są tym samym, co znaleziska z argentyńskiego archiwum! Jeśli Munk z trzech nowel "Eroiki" usunął całkowicie jedną z nich, to czy teraz, wbrew jego decyzji, musimy ją dolepić, bo została nakręcona? Nie ma rady. Przed każdym zabiegiem rekonstrukcyjnym trzeba pomyśleć.
Jerzy Płażewski / Magazyn Filmowy SFP, 30/2014  11 marca 2014 10:35
Scroll