Baza / Technologia i archiwa
Baza / Technologia i archiwa
Dylematy i pytania polskiej digitalizacji. Część II
Digitalizacja. Słowo-klucz dla sztuki filmowej szczególnie ważne. Na jakim jej etapie jesteśmy? Jakie są jej największe wyzwania? Na to pytanie starali się odpowiedzieć uczestnicy zorganizowanej przez Polski Komitet do spraw UNESCO konferencji „Procesy digitalizacji zasobów audiowizualnych. Filmy i produkcja telewizyjna”. W spotkaniu 20 marca wzięli udział przedstawiciele instytucji państwowych i prywatnych, uczestniczących w procesie cyfryzacji audiowizualnego dziedzictwa narodowego: Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, Filmoteki Narodowej, Projektu KinoRP.
Wśród instytucji zaangażowanych w proces cyfryzacji niebagatelne miejsce zajmuje Polski Instytut Sztuki Filmowej (PISF), który wygospodarował w budżecie pieniądze na wspieranie digitalizacji i dostępności polskiego kina. Powołanie programu działającego obecnie pod nazwą Rekonstrukcja Cyfrowa, pierwotnie nieplanowanego, było odpowiedzią na zapotrzebowanie rynku, jak wyjaśnia to Anna Sienkiewicz, Pełnomocnik Dyrektor PISF, kierująca działem Upowszechniania Kultury Filmowej.


Kadr z filmu "Ziemia obiecana" Andrzeja Wajdy po cyfrowej rekonstrukcji, fot. KinoRP

W latach 2010-2013 Instytut udzielił w tym programie 47 dotacji; łączna suma dofinansowania wyniosła ponad 10 mln zł. Za te pieniądze zrekonstruowano 40 filmów, wśród nich m.in.: "Ziemię obiecaną" Andrzeja Wajdy, "Trzeba zabić tę miłość" i "Jowitę" Janusza Morgensterna, "Przypadek" i "Amatora" Krzysztofa Kieślowskiego, "Matkę królów" Janusza Zaorskiego, "Nikt nie woła" Kazimierza Kutza. PISF dofinansował także modernizację archiwum filmowego Wytwórni Filmów Oświatowych, zasoby archiwalne materiałów filmowych Fundacji Archiwum Filmowe Drogi do Niepodległości, stare filmy Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej, Studia Miniatur Filmowych, Fundacji Filmowej Armii Krajowej czy projekt cyfrowy "Warszawa 1935". Efekt tego ostatniego przedsięwzięcia możemy właśnie oglądać w kinach.

Należy również podkreślić rolę Filmoteki Narodowej w procesie cyfryzacji zbiorów, które należą do największych w Europie. Filmoteka jest swoistym „małym centrum kompetencji”, przede wszystkim nastawioną na ocalenie starych filmów najbardziej zniszczonych i narażonych na dewastację. Dziedzictwo przedwojenne powoli „wychodzi na prostą”, o rekonstrukcji "Mani..." czy "Pana Tadeusza" pisaliśmy już wielokrotnie. Projekty powiązane z cyfryzacją to oczywiście Repozytorium Cyfrowe, Nitrofilm, Gapla. Ale zabezpieczone i zdigitalizowane filmy to kropla w morzu potrzeb archiwum.

Przytoczone powyżej fakty, instytucje, pieniądze, sumy są ważnym elementem wiedzy o digitalizacji i zasługą konferencji UNESCO jest zebranie w jednym miejscu wszystkich tych faktów, istotnych z punktu widzenia przyszłych użytkowników. Jednak równie ważne są kwestie sporne, dyskusyjne, czy po prostu dylematy i pytania, na które nie ma łatwych odpowiedzi, jako że proces cyfryzacji dopiero się w gruncie rzeczy rozpoczął. Na konferencję, oprócz przedstawicieli instytucji, przyszli także ludzie zawodowo zajmujący się digitalizacją: operatorzy, archiwiści, konserwatorzy, przedsiębiorcy, dzięki czemu możliwe stało się zadanie takich pytań.


Rys. MKiDN

Jest ich wiele, na wszystkie trzeba będzie poszukać odpowiedzi w najbliższym czasie. Po pierwsze, co digitalizować najpierw? Czy wedle wieku, filmy powojenne, z wczesnego okresu, może niekoniecznie wartościowe artystycznie, ale narażone na zniszczenie? Czy zachowywać kopię wzorcową 35 mm? Specjaliści z Filmoteki uważają że tak – nie ma kopii, nie ma przechowywania, uważają. Na ile ta digitalizacja jest "bezpieczna"? Miejmy nadzieję, że jest, bo niektóre filmy zdigitalizowane w latach 90. dzisiaj się "depikselizują", są nieudanym zbiorem zerojedynkowym. A tradycyjny negatyw jest wieczny i umożliwia doskonałe powielanie. To dylematy wszystkich zajmujących się cyfryzacją. Nawet Maciej Molewski z projektu KinoRP przyznał, że firma kopiuje i utrwala cyfrowo otrzymaną do rekonstrukcji taśmę "jeden na jeden" bez żadnych ingerencji. Tak na wszelki wypadek.

Niewątpliwie w pierwszej kolejności trzeba digitalizować to, co najbardziej zagrożone. Obok filmów archiwalnych są to stare taśmy magnetyczne z zarejestrowanym dźwiękiem, które podlegają systematycznemu zniszczeniu. Trzeba zadbać o nie, jak również o pozostałe po cyfryzacji analogi. I kolejne pytanie – kto ma analogi przechowywać?

Wyzwaniem są olbrzymie zbiory Telewizji Polskiej, które sześć osób z zespołu Telekina stopniowo poddaje rekonstrukcji i korekcji barwnej, starając się za każdym razem pytać o zdanie twórców dzieł. A ingerencje mogą być dość duże. Zdarza się, że korekta zmienia barwę czy ton filmu. Czy taka ingerencja jest uzasadniona? Dyskutanci przytaczają zdanie Andrzeja Wajdy, który powiedział, że filmy te są z natury takie, jakie są. W czasach, kiedy powstały, istniały określone możliwości techniczne, niekoniecznie wykorzystane z wyboru. Przypomina się dyskusja sprzed kilkunastu już lat nad pokolorowaniem "Samych swoich" i "Jak rozpętałem drugą wojnę światową". Zarzucano wówczas twórcom, że pozwalają na tak wielką modyfikację swoich dzieł. Oni jednak odpowiadali, że kiedy filmy realizowali, nie mieli po prostu możliwości stosowania taśmy kolorowej. Z kolei profesor Tadeusz Kowalski, dyrektor Filmoteki Narodowej, uważa, że filmy mają wartość samą w sobie i każda korekcja musi być stosowana bardzo oszczędnie. To wyjątkowo pasjonujący wątek w dyskusji, mówi bowiem o granicach wolności twórczej i możliwości ingerencji we własne (lub własne w sensie producenckim) dzieło.


"Trzeba zabić tę miłość" Janusza Morgensterna po rekonstrukcji cyfrowej, fot. KinoRP

Są też inne ważne pytania. Także o pieniądze. Czy decyzja, kto ma prowadzić cyfryzację, powinna następować w drodze przetargu, czy powinna liczyć się jakość, doświadczenie, a może także narodowość? Jak wykorzystać potencjał polskich małych firm, świetnie wyposażonych, które nie mogą na razie tej działalności wystarczająco dobrze rozwinąć?

I wreszcie – do którego momentu digitalizować, o jaką jakość walczyć? Dostępna obecnie technika w zasadzie ociera się o granicę percepcji ludzkiego oka. Ważne, żeby nie wpaść w kołowrót szaleństwa coraz to wyższych standardów technicznych, które mogą przestać służyć podstawowej misji, czyli utrwaleniu, rekonstrukcji i udostępnieniu dziedzictwa narodowego.

Zapewne za kilkanaście lat będziemy patrzeć na tę dyskusję – chwilowo bardzo gorącą – z podobnym dystansem, z jakim dzisiaj wspominamy nowy rynek producencki lat 90., nowe realia, wysokie koszty nauki sprzedaży czy koprodukcji i inne problemy filmowców po 1989 roku. Profesor Kowalski, który mówi, że widać w cyfryzacji pewien chaos, brak planu, ma rację, jednak na tym etapie jest to stan zupełnie normalny. Cyfryzację należy postrzegać jako wieloletni i olbrzymi proces. Mimo, że wiemy o wiele więcej niż pięć lat temu, nadal jesteśmy na początku drogi. Jednak już teraz polscy filmowcy posiedli wiedzę, umiejętności i doświadczenie, które pomogą im omijanie niebezpiecznych raf. Ważne jest, aby publiczny system wsparcia, rozwiązania finansowe i prawne były dostosowane do tej najmłodszej i najszybciej rozwijającej się dziedziny kinematografii.


Anna Wróblewska / www.portalfilmowy.pl  24 marca 2013 05:55
Scroll