Baza / Edukacja i kultura filmowa
Baza / Edukacja i kultura filmowa
fot. Kuźnia Zdjęć / "Młodzi i Film"
Filmowy Kraków. Rozmowa z Piotrem Lenarem
Z Piotrem Lenarem o Akademii Multi Art rozmawia Dagmara Romanowska
Co skłoniło zapracowanego operatora do założenia szkoły?
Po części… przypadek. Jeszcze w Niemczech zacząłem uczyć w szkole filmowej i to otworzyło nieoczekiwanie nową perspektywę robienia filmów. Inaczej, z innymi siłami. Po kilku udanych zajęciach poczułem, że realizowanie filmów „cudzymi rękami”, i wraz z nimi, może być tak samo satysfakcjonujące, jak własne projekty.

Dlaczego w Krakowie?
Powodów jest wiele. Na filmowo-edukacyjnej mapie Polski była tu luka. Od jakiegoś czasu różne siły, instytucje i ludzie starają się, by miasto zaczęło się branżowo rozwijać. Przemieniają teoretyczną rozmowę o kulturotwórczej i filmowej roli Krakowa w czyn. W tym kontekście szkoła wydawała się logicznym krokiem. Kraków, do czego chyba nikogo nie trzeba przekonywać, jest też niezwykle filmowym miastem. Z jednej strony wywodzi się stąd wielu wspaniałych twórców, z drugiej to różnorodna architektura, sztuka, historia, plenery. Główny powód ma jednak charakter osobisty. To moje rodzinne miasto. Wszyscy, którzy tu zaczynali, wyjechali do Warszawy albo dalej. Sam przez dwadzieścia lat pracowałem w Niemczech i USA. Postanowiłem pójść w przeciwnym kierunku – wrócić. Przyszłość AMA widzę jednak jak najbardziej międzynarodowo. Trwają działania mające ten cel osiągnąć, choć za wcześnie, by mówić o szczegółach.

A jak szkołę przywitał Kraków? AMA może liczyć na jakieś wsparcie miasta?
Jesteśmy placówką prywatną i utrzymujemy się z własnych środków. Miasto jest życzliwie w stosunku do nas nastawione, ale rozmawiamy o zacieśnieniu współpracy. Trochę nadal w nadziei na zaangażowanie rzeczywiste i konkretne powołanych do wspierania kultury i filmu instytucji. Krakow Film Commission i Krakowskie Biuro Festiwalowe wspierają nas promocyjnie. Były pierwsze próby rozmów z Krakowskim Parkiem Technologicznym. Naszymi partnerami są m.in. TVN, Alvernia (zobaczymy co dalej będzie się z tym studiem dziać), No Label, różne firmy prywatne, instytucje, imprezy. Przede wszystkim krakowskie festiwale – Krakowski Festiwal Filmowy, Etiuda&Anima, Festiwal Muzyki Filmowej, Off Camera. Przygotowujemy wspólne przedsięwzięcia, w które będziemy angażować wybitnych gości. Chcemy, by nasi słuchacze zdobywali jak najszersze doświadczenie i poznali rynek.

Akademia oferuje kompleksową edukację.
Takie było założenie. Nie będziemy kształcić we wszystkich zawodach filmowych, ale stawiamy na te główne, pozwalające przeprowadzić proces powstania filmu od scenariusza do postprodukcji. Uczymy więc zarówno scenarzystów, reżyserów, operatorów, producentów, aktorów, jak i montażystów, kolorystów, specjalistów od VFX, animacji 3D. Otwieramy nowe kierunki. Chcemy nastawić się także na rozwój kształcenia w zakresie dźwięku i gier video.

Słuchacze AMA mogą liczyć na bliski kontakt z wykładowcami, a nie tylko suchy wykład?
W tej chwili, to zapewne dziwnie zabrzmi w moich ustach, ale uważam, że robienia filmów nie można nauczyć się w szkole. Nie ma jednej recepty, przepisu na kino. Uczelnia jednak daje pewną bazę teoretyczną, techniczną i praktyczną. Właśnie na tym etapie człowiek wkraczający w dorosłe, zawodowe życie słyszy też jedno, dwa zdania, które będą istotne dla całej reszty jego drogi. To zdanie rzadko pada w czasie wykładu, pojawia się raczej na ćwiczeniach, w czasie mniej formalnej rozmowy z wykładowcą – „na fajce”, „przy piwie”. AMA – i chyba sam Kraków też – dają przestrzeń dla takiej wymiany myśli. Pozwalają na to nasi wykładowcy: Xawery Żuławski, Marcin Koszałka, Cezary Grzesiuk, Jacek Bławut, Krzysztof Zanussi, Adam Sikora, Magdalena Łazarkiewicz, Katarzyna Klimkiewicz, Jerzy Zieliński, Jarosław Żamojda i wielu innych. Nie zamykamy się w ścianach pracowni, przeciwnie – wypychamy naszych słuchaczy „na zewnątrz”, angażując ich w pozaszkolne plany filmowe w całej Polsce. Dużo się u nas kręci, produkuje, pracuje na najnowszym sprzęcie – bardzo o to dbam. To się sprawdza. Nasi absolwenci, szczególnie kierunków związanych z postprodukcją i sztuką operatorską, bardzo szybko znajdują pracę w zawodzie. Prawdę mówiąc, na niektórych, pracodawcy czekają już teraz.
 
AMA uczy też samodzielności.
W tej branży trzeba wielokrotnie przebijać głową betonowe ściany, za każdym razem, przy każdym nowym pomyśle. Dajemy sprzęt, wsparcie organizacyjne, konsultacyjne. Jednocześnie zachęcamy do szukania producentów, korzystania z crowdfundingu. Wrzucamy naszych studentów na głęboką wodę, ale szkoła musi hartować, pokazywać jak ten zawód naprawdę wygląda, i że nie polega tylko na czerwonym dywanie i blasku jupiterów.


Fot. Akademia Multi Art

Skoro o jupiterach mowa – szkoła zaczęła odnosić pierwsze sukcesy na festiwalach.
Lista z roku na rok robi się coraz dłuższa: Karol Łakomiec, Rafał Małecki, Maciej Tomków, Cecylia Malik, Anna Maria Szpecht, Michalina Przewdzing. Etiudy naszych słuchaczy trafiają do konkursów Camerimage, Koszalińskiego Festiwalu Debiutów Filmowych, Etiudy&Animy, Krakowskiego Festiwalu Filmowego, Off Camery, festiwalu w Los Angeles. Krakowska Fundacja Filmowa wzięła pod swoją opiekę "Raj na ziemi" Cecylii Malik. Ten film to zresztą temat na osobną rozmowę – barwny, szalony, łamiący wszelkie reguły sztuki robienia dokumentów, zdjęć – praca bardzo ciekawej krakowskiej artystki, która studiowała u nas montaż. Wiele z projektów naszych słuchaczy zaczyna własne, pozauczelniane życie. Wygląda na to, że wkrótce powstaną pierwsze pełnometrażowe filmy oparte na scenariuszach, które powstały w czasie naszych kursów.

Czy znajduje pan jeszcze czas na własne filmy?
Tak, chociaż prowadzenie szkoły angażuje praktycznie cały czas – szczególnie, że wychodzę z założenia, że AMA musi się dynamicznie zmieniać, nadążać za branżą i jej oczekiwaniami, nowymi technologiami. Nie ułożyłem sobie struktury na kolejne 5-10 lat – stale rozbudowuję program. Zapraszamy nowych wykładowców. Nie da się tego zostawić „samopas”. Teraz, paradoksalnie, praca na planie wydaje mi się wakacjami w porównaniu z obecnymi doświadczeniami. Jeżeli chodzi o moje własne filmy, mając za sobą zdjęcia do około 100 produkcji, nie odczuwam już potrzeby kręcenia wszystkiego. Wybieram te projekty, z którymi naprawdę mogę się identyfikować. W ostatnim roku zrobiłem znowu film z Janem Jakubem Kolskim. Poza tym angażuję się cały czas w prace studentów, coraz większe projekty dyplomowe, a to też daje spełnienie zawodowe. Zaczynamy też produkować filmy zewnętrzne. I… a nie, to jeszcze tajemnica.

A jak brzmi „to” zdanie, które wpłynęło na pana karierę?
Jedno usłyszałem w szkole katowickiej od Bogdana Dziworskiego: „W kadrze musi być tylko to, co jest absolutnie nieodzowne dla opowiadanej historii”. Niby oczywistość, ale to właściwie teoria kompozycji Leonarda da Vinci. Jej istota jest szalenie prosta, a przez to niezwykle skomplikowana. Zazwyczaj mamy tendencję do przeładowywania wszystkiego, a tu trzeba redukować, kondensować.

A drugie?
W łódzkiej Szkole Filmowej od Jerzego Wójcika: „Fakt jest taki: 90 procent pańskiego życia będzie na ekranie, a tylko 10 poza nim, to musi pan zaakceptować”. Wtedy zrozumiałem, że życie filmowca skupia się prawie w całości na tym fikcyjnym świecie na ekranie. Dla nas to on jest prawdą, a nie świat poza nim. Zamiana tej logiki w głowie jest bardzo istotna. Także trudna do akceptacji dla najbliższego otoczenia. Życie to film, a w filmie życie… nooo takie tam…
Dagmara Romanowska / Magazyn Filmowy SFP, 49/2015  9 stycznia 2016 17:44
Scroll