Baza / Edukacja i kultura filmowa
Baza / Edukacja i kultura filmowa
Film "Płynące wieżowce", reż. Tomasz Wasilewski był prezentowany w sekcji Viewpoints Tribeca Film Festival 2013
fot. Alter Ego Pictures
Festiwale filmowe. Tribeca
Liczba festiwali filmowych rośnie w postępie geometrycznym. A przynajmniej liczba imprez, które ich organizatorzy festiwalami nazywają.
W moim rozumieniu festiwalem – niezależnie od jego programu – jest tylko taki pokaz filmów, który stawia je do konkursu z nagrodami według istniejącego uprzednio regulaminu, stosowanego przez wyłonione oficjalnie jury. Wszystkie inne imprezy to przeglądy, często pomysłowe, cenne kulturalnie, ale nie usiłujące ujawniać publiczności światowej dzieł jeszcze nieznanych, a tylko udostępniające lokalnej widowni dzieła w innym trybie mało jej dostępne.

Najważniejsze festiwale to imprezy z wieloletnią tradycją, powtarzane rokrocznie i potwierdzające swą rangę wysoką jakością demonstrowanych filmów. Bywa jednak, że niespodziewanie do grona wybitnych przedostaje się impreza nowa, która stopniowo, rok za rokiem, nabiera prestiżu, zdobywając dla swego programu coraz ciekawsze filmy.

Od paru lat przy tytułach interesujących filmów pojawia się informacja: „nagrodzony na festiwalu Tribeca”. Ten amerykański festiwal staje się godzien uwagi także filmowców i kinomanów polskich. Zastanawia przede wszystkim, że powstał z inicjatywy wielkiego filmowca. Ma to jeden precedens, także w przypadku imprezy amerykańskiej i także z kręgu najmłodszych: przypomina Sundance, ukonstytuowany w 1985 przez aktora i reżysera Roberta Redforda. Festiwal Tribeca założył w 2002 roku aktor Robert De Niro (wraz z Jane Rosenthal i Craigem Hatkoffem).

fot. tribecafilm.com

Inaczej niż można by przypuszczać Tribeca nie jest miejscowością, w której festiwal się odbywa. To po prostu nazwa niezarobkowego instytutu sztuki filmowej, którego festiwal jest główną formą aktywności. Mieści się on w Nowym Jorku. Ten fakt tłumaczy, jak to możliwe, by frekwencja w trakcie 12-dniowego przeglądu mogła sięgnąć ponad pół miliona widzów! Jak żaden z festiwali kategorii „A”, Tribeca jest związana z wydarzeniem, które upamiętnia – z tragedią z 11 września 2001. Impreza ma patronować odbudowie i rozwojowi Dolnego Manhattanu, dzielnicy dotkniętej zamachem.

Jednak o powołaniu Tribeki De Niro myślał już wcześniej. Festiwal nowojorski miał przypominać, że kino USA to nie tylko Hollywood. Że istnieje liczne i ciekawe, a przede wszystkim znacznie bardziej niezależne kino nowojorskie, zwykle spychane na drugi plan przez opanowane machinacjami wielkich wytwórni Hollywood. Filmy amerykańskie głównego nurtu rozrywkowego nie mają tu na ogół dostępu, zwłaszcza filmy o rekordowych budżetach. Jeśli idzie o zagranicę, to faworyzowane zdają się zwłaszcza filmy latynoskie i azjatyckie. Wymieńmy dla przykładu dwie I Nagrody Tribeki - filmy, które osiągnęły znaczny sukces na świecie, w tym i w Polsce: "Wiedźma wojny" Kima Nguyena i "Co wiesz o Elly?" Asghara Farhadiego.

Ubiegłoroczna edycja Tribeki przyniosła nagrodę dla najlepszego filmu "Rakiecie" Australijczyka Kima Mordaunta, nagrodę dla aktorki Veerle Baetens za rolę w filmie "W kręgu miłości" Belga Felixa Van Groeningena i nagrodę za zdjęcia epopei "Przed śnieżycą" (Før snøen faller) kurdyjskiego reżysera Hishama Zamana, który nakręcił film dla kinematografii norweskiej.




Tribeca wyróżnia się żywszymi od innych festiwali kontaktami międzynarodowymi. Utrzymuje oficjalne „stosunki partnerskie” z Rome Film Festival, którym Rzym próbuje rywalizować z Wenecją, oraz z Dohą Tribeca Film Festiwal w arabskim Katarze, imprezie wyposażonej przez tamtejszego szejka w najwyższy budżet festiwalowy na świecie.

Jeszcze na plakacie żadnego filmu polskiego nie znalazł się napis „nagrodzony na festiwalu Tribeca” (a Grand Prix wynosi tu 25 tys. dolarów). Przyczyna leży, być może, częściowo po naszej stronie: polscy twórcy niewiele wiedzą o Tribece i rzadko w jej strony się wybierają. A warto.

Jerzy Płażewski / Magazyn Filmowy SFP, 29/2014  10 lutego 2014 14:50
Scroll