Baza / Edukacja i kultura filmowa
Baza / Edukacja i kultura filmowa
Historia festiwalu w San Sebastian
Historia Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w San Sebastian to dzieje wzlotów i upadków. A wszystko to na tle skomplikowanej sytuacji politycznej w Kraju Basków…
Festiwal w hiszpańskim San Sebastian bywa też nazywany: Donostia Zinemaldia. Odbywa się bowiem w stolicy Kraju Basków, której nazwa po baskijsku to właśnie „Donostia”.

To jeden z najstarszych festiwali filmowych, istnieje od w 1952 roku. Przez pierwsze dwie edycje był festiwalem wyłącznie filmów hiszpańskojęzycznych. Później zmienił profil, prezentując filmy realizowane w kolorze, które wówczas stanowiły mniejszość produkcji światowej. Ale szybko przestało to być jego wyróżnikiem. Zachował jednak inną specjalność: rekomendowania światu najnowszych dokonań iberyjskich, a zwłaszcza trudno dostępnych w Europie filmów z Ameryki Łacińskiej. Widać to nawet w układzie nagród: długo przyznawana Perła Kantabryjska, przeznaczona wyłącznie dla filmów w języku hiszpańskim, a obecnie - specjalna nagroda baskijska: Zinemira. W głównej sekcji pozakonkursowej - Zabaltegi (Horyzonty) - filmy związane z kulturą iberyjską są zwykle najliczniejsze.


Marcin Wrona na festiwalu w 2010 roku pokazał  "Chrzest" fot. archiwum SFP

Grand Prix Festiwalu to Złota Muszla (Concha de Oro) - symbol zadziwiającej regularności brzegu zatoki, nad którą leży najbardziej malownicze z europejskich miast festiwalowych. Polscy filmowcy zdobyli Złotą Muszlę dwukrotnie. W 1958 przypadła Tadeuszowi Chmielewskiemu za „Ewa chce spać”, a w 1985 - Radosławowi Piwowarskiemu za „Yesterday”. Srebrne Muszle otrzymały: „Odwiedziny prezydenta” Batorego (1961), „Jowita” Morgensterna (1967), „Wesele” Wajdy (1973), „Drzwi w murze” Różewicza (1974), „Strach” A. Krauzego (1975) i „Konsul” Borka (1989).

Wysoki prestiż imprezy doznał uszczerbku, gdy w roku 1980 z dość niejasnych przyczyn (z pewnością chodziło nie tylko o względy finansowe) wstrzymano powoływanie międzynarodowego jury i przyznawanie nagród. Natychmiast zniechęciło to wybitnych twórców do planowania tutaj światowych premier. Poziom imprezy obniżył się tak radykalnie, że koniecznością okazał się powrót do dawnego regulaminu. Niestety, Międzynarodowa Federacja Producentów odebrała tymczasem festiwalowi kategorię „A”, przyznawaną czołowym imprezom europejskim. 

Można tu snuć analogie z kryzysem festiwalu w Wenecji, o którym pisałem w poprzednim „Magazynie Filmowym SFP”. W obu przypadkach rezygnacja z konkursowego charakteru imprezy przyczyniła się do raptownego spadku jej znaczenia i bynajmniej nie zdemokratyzowała procesów dystrybucji kina światowego.

Odbudowa prestiżu San Sebastian była mozolna i trudna. Polegała m.in. na ustanowieniu wysokich nagród pieniężnych, co było pierwszym takim przypadkiem wśród festiwali grupy „A”. Premiowane gotówkowo Złote Muszle wędrowały w trzech kierunkach: za najlepszy film fabularny, za najlepszy debiut i najlepszy dokument. Ta ostatnia Muszla dotyczyła specjalnie utworzonej sekcji pn. „Dokument twórczy”, do której trafiały kameralne, osobiste filmy dokumentalne, z trudem znajdujące sobie miejsce na innych festiwalach. Dobrym pomysłem okazała się także nagroda dla debiutanta - o większej wartości pieniężnej niż dla twórcy z pokaźniejszym dorobkiem i głośniejszym nazwiskiem. Kolejne novum dotyczące nagród to fakt, że w dniu otwarcia festiwalu ogłaszany jest (i wyświetlany) laureat Grand Prix FIPRESCI, wyłaniany przez 300 czołowych krytyków z 50 krajów świata, jako „najlepszy film roku” (w 2010 był to „Autor widmo” Romana Polańskiego).

Owa specyfika nagród, z biegiem lat zaniechana, wiązała się z Belgiem, Rudim Barnetem, mianowanym w roku 1990 dyrektorem artystycznym imprezy. W warunkach ostrej rywalizacji, chcąc zdobyć dostęp do lepszych filmów, Barnet powołał sieć 14 „delegados generales”. Obserwowali oni wyznaczony region, donosząc o najlepszych potencjalnych kandydatach. Festiwal nie musiał więc czekać na zgłoszenia, ale odwrotnie: mógł sam występować o wyselekcjonowane filmy. Byłem jednym z delegatów i w 1993 roku rekomendowane przeze mnie filmy nie tylko weszły do konkursu, ale otrzymały trzy nagrody: „Zwolnieni z życia” Waldemara Krzystka - Srebrną Muszlę i Nagrodę FIPRESCI, a „Gdy rozum śpi” Marcina Ziębińskiego - nagrodę dla debiutanta. Kolejna ekipa zniosła instytucję delegatów, chociaż utrzymuje ją (mniej lub bardziej oficjalnie) wiele innych festiwali, w tym np. Cannes.

Walka polityczna, która w latach 90. rozgorzała wokół festiwalu, wynikła z niezadowolenia, że dyrekcję głównej hiszpańskiej imprezy filmowej powierzono Belgowi. Powrócili więc dawni dyrektorzy, głównie z Madrytu. Ekipa ta starała się zacierać fakt, że festiwal odbywa się w stolicy Kraju Basków. Język baskijski zniknął z projekcji festiwalowych i konferencji prasowych. W okresie gwałtownych konfliktów rządu Franco z Baskami separatyści docierali również do struktur festiwalu. Kiedyś, podczas uroczystego obiadu, międzynarodowe jury zostało wręcz aresztowane przez podziemną organizację - na szczęście bez poważnych konsekwencji. Dziś sytuacja polityczna Hiszpanii się zmieniła i oba języki traktowane są na równych prawach.

San Sebastian może się też pochwalić dobrymi stosunkami z Hollywood, na ogół nieufnym wobec europejskich festiwali. Trudno byłoby postawić Hiszpanom zarzut faworyzowania USA przy rozdziale nagród, ale jest faktem, że np. takim blockbusterom jak „Gwiezdne wojny” czy „Batman” na miejsce światowej prapremiery wybrano właśnie... Kraj Basków.
Jerzy Płażewski / Magazyn Filmowy SFP 4/2010  14 września 2011 11:31
Scroll