Baza / Edukacja i kultura filmowa
Baza / Edukacja i kultura filmowa
Historia festiwali – Locarno
Gasną nie tyle żyrandole, ile zwykłe uliczne latarnie i zaczyna się projekcja konkursowego filmu. Ogląda go 8 tysięcy widzów, co jest niepobitym rekordem frekwencyjnym międzynarodowych festiwali filmowych. Rekordowo duży jest również ekran: 14x26 m.
Znajdujemy się na Piazza Grande, centralnym placu Locarno, miasta i letniska w najmniejszej, włoskojęzycznej części Szwajcarii, liczącego 15 tysięcy mieszkańców.

Locarno, trzeci co do starszeństwa festiwal filmowy (starszy od Cannes), swą pierwszą edycję zainaugurował 22 sierpnia 1946 roku. Nigdy nie dysponował nadmiernymi środkami finansowymi, co przyczyniło się do wielokrotnych zmian formuły. Swojej wieloletniej tradycji może jednak zawdzięczać stosunkowo długą listę wybitnych filmowców, którym pomógł rozwinąć skrzydła, gdy ich nazwiska jeszcze nikomu nie były znane. W pewnych okresach powoływano tu międzynarodowe jury, przyznające nagrody pod ówczesnym mianem Złotych i Srebrnych Żagli. Kiedy indziej wyróżnienia przyznawali akredytowani dziennikarze (za „najbardziej optymistyczne” i „najbardziej humanistyczne” filmy festiwalu).


fot. Festiwal w Locarno

Wobec tej zmienności reguł, w 1966 roku stowarzyszenie producentów FIAPF przejściowo odebrało festiwalowi rangę „grupy A”. Na pewien czas zmieniło to imprezę w rodzaj festiwalu festiwali, zestawianego z filmów uprzednio już pokazywanych (i nagradzanych) gdzie indziej.

Locarno, tradycyjnie odbywające się w miesiącach letnich (przeważnie w sierpniu), organizowane z reguły między Cannes a Wenecją, miało częste kłopoty z doborem repertuaru. Chcąc prezentować filmy jeszcze nieznane poza krajem macierzystym,  musiało zdecydować się na specjalizację, bez której groziło mu zostanie koszem na śmieci filmów z Cannes i Wenecji. Decyzję o sformatowaniu festiwalu podjął w 1992 roku (następujący po nieudolnym Davidzie Streiffie) Marco Müller, „zawodowy” dyrektor tego rodzaju eventów, który przewodniczył uprzednio imprezom w Pesaro i Rotterdamie, a ostatnio Biennale w Wenecji.

Müller zdecydował, że prawo uczestnictwa w konkursie głównym przyzna pierwszym, drugim i trzecim filmom mało znanych kandydatów, które będą rywalizować o nagrodę Złotego Lamparta (Leopardo d’oro). Filmy fabularne twórców o większym dorobku weszły w skład Programma Speziale i są wyświetlane poza konkursem.

Müllera, jako sinologa z wykształcenia, szczególnie interesuje propagowanie w Europie kina azjatyckiego. Powołał specjalną sekcję Open Door, która zawiera po kilka, a nawet kilkanaście najnowszych produkcji z jednego kraju, na ich czele zaś znajduje się zwykle starsza pozycja, uchodząca w kraju macierzystym za kamień milowy danej kinematografii. Ostatnio takim państwem były Indie, poprzedziły je zaś kinematografie izraelska, kazachska i chińska. Starannie dobierane są też retrospektywy autorskie, szczycące się wysokim stopniem kompletności. Dyrekcja proponuje nie hity sezonu, ale dzieła niesłusznie zapomniane, często twórców już nieżyjących. W roku 2012 będzie to retrospektywa zmarłego 26 lat temu Ottona Premingera. Rok wcześniej bohaterem tej sekcji był Vincente Minnelli.

Nowo powołany dyrektor artystyczny Locarno, Olivier Père, wprowadził osobną nagrodę dla najlepszego filmu szwajcarskiego. Wywołało to wiele kontrowersji, np. ostatnio Père wraz z jury przyznał to wyróżnienie filmowi nie fabularnemu, lecz dokumentalnemu.

Nocne pokazy na Piazza Grande są zaprzeczeniem smokingowych galówek w Cannes. Ale jeśli za przyznawaną tu Nagrodą Publiczności stoi 8 tysięcy widzów (bardzo często dostaje tę nagrodę film wyświetlany na rynku, często właśnie pod tym kątem dobierany), to jej wiarygodność jest oczywiście większa niż tam, gdzie przyznaje ją publika licząca zaledwie 100 osób.

W Locarno wyróżniano też polskie filmy, takie jak „Iluminacja” Krzysztofa Zanussiego, „Palec boży” Antoniego Krauzego, „Pokój z widokiem na morze” i „Jezioro Bodeńskie” Janusza Zaorskiego, „Wesele” Wojciecha Smarzowskiego czy „33 sceny z życia” Małgorzaty Szumowskiej. Lista ta nie jest imponująca, gdyż mimo wysokiej renomy tutejszych nagród polskich twórców dezorientuje kalendarzowe usytuowanie festiwalu: wolą zdążyć ze swym filmem do Cannes albo poczekać parę tygodni na Wenecję. 


Jerzy Płażewski / Magazyn Filmowy SFP 1/2012  22 października 2012 00:12
Scroll