Baza / Dystrybucja i promocja
Baza / Dystrybucja i promocja
Forum Dokumentu i Animacji (cz. II). Jak i gdzie dystrybuować?
Na tegorocznym Forum Dokumentu i Animacji na pierwszy plan wybijał się temat dystrybucji polskiego filmu pozafabularnego. Jak dystrybuować dokumenty? Czy świat interesuje się polską animacją?
Na te pytania próbowali znaleźć odpowiedź uczestnicy spotkania, które moderował dziennikarz filmowy Krzysztof Spór. Olgierd Sawa, szef firmy dystrybucyjnej Myfly, od ponad 15 lat wprowadza filmy dokumentalne do kin. Ostatnio – na przykład „Over the Limit” Marty Prus i „Maksymiuk. Koncert na dwoje” Tomasza Drozdowicza. Nie ukrywał, że dystrybucja dokumentu to droga przez mękę. Dokument nie wchodzi na regularne pokazy do multipleksów.  Trzeba więc żmudnie negocjować z małymi kinami, z ośrodkami studyjnymi, dla których również nie jest to żyła złota. Wynik w box office jest więc niemal zawsze słaby. – Działamy na bardzo konkurencyjnym rynku, co tydzień wchodzi do kin osiem premier – zauważył.  Sławiński zwrócił uwagę na bardzo ciekawy fakt – to, że dokument wygrywa festiwale i odnosi sukcesy artystyczne, to nie znaczy jeszcze,  że uwiedzie publiczność. – Tytuły dystrybucyjne to na przykład „Łowcy miodu” Krystiana Matyska, „BiegaczeŁukasza Borowskiego.  Rosyjskich gimnastyczek artystycznych (bohaterki filmu „Over the Limit”) jest w Polsce mało, natomiast pszczoły kochają wszyscy, biegaczy też jest wielu – mówił.  Kino jest więc w przypadku dokumentu polem eksploatacji ważnym, ale kapryśnym. Stąd też artystyczny dokument istnieje przede wszystkim na festiwalach, w edukacji filmowej, wbrew pozorom to całkiem duży rynek.


Olgierd Sawa, fot. Agnieszka Fiejka

- Filmy dokumentalne w kinach są traktowane gorzej, bo małe kina muszą grać w dobrych godzinach bardziej dochodowe tytuły – zauważył Krzysztof Spór. Przytoczył jednak znany przykład Romana Gutka, który organizował „trudniejsze” pokazy na przykład raz w tygodniu, za to w świetnej porze – zamiast zbierać garstki widzów kilka dni w tygodniu, wypełni salę raz a dobrze.

- Jeśli się jest dokumentalistą, trzeba walczyć – mówił Marcin Borchardt, autor znakomitego filmu „Beksińscy. Album wideofoniczny”. Film dystrybuowany był w kinie samodzielnie przez producenta, na regularne pokazy sprzedano 12 000 biletów. To całkiem dobry wynik jak na dokument w kinach. Ale, jak przyznaje reżyser, tak naprawdę dystrybucja dokumentów odbywa się na festiwalach. – „Beksińscy” otwierali Krakowski Festiwal Filmowy i to był dla mnie impuls. Potem filmem zajęła się Krakowska Fundacja Filmowa. Wykonałem ogromną pracę u podstaw, poświęcałem na promocję filmu mnóstwo czasu. Bywały miesiące, kiedy pokazywałem film na pięciu, sześciu festiwalach. Rozmawiałem, spotykałem się z ludźmi, spotkanie na Ińskim Lecie Filmowym trwało sześć godzin! – mówił Borchardt. Film miał duży oddźwięk medialny – ukazało się około 60 recenzji i niezliczona liczba wywiadów.  W czasie dystrybucji jeździł po kinach, bo wiadomo nie od dziś, że spotkania z twórcą przyciągają publiczność zwłaszcza w kinach studyjnych czy lokalnych.

 
Marta Świątek, Marcin Borchardt, fot. Agnieszka Fiejka

Przy promocji festiwalowej „Over the Limit” pracowała Joanna Solecka (firma Alphapanda).  Twórcy filmu zwrócili się do niej w momencie, kiedy tytuł ten zakwalifikował się na jeden z najważniejszych festiwali dokumentalnych na świecie – na IDFA.  Promocja filmu zaczyna się zazwyczaj wtedy, kiedy trafia on na tak prestiżową imprezę. Promocja filmu Marty Prus oparta była na mediach społecznościowych. To tani i szybki sposób dotarcia do szerokiej publiczności, choć należy zauważyć, że obecny algorytm Facebooka nie jest już tak korzystny. Tak czy inaczej, opłaca się zainwestować w social media nie tylko kreatywność i czas, ale i pieniądze.  Przykład „Over the Limit” jest zresztą bardzo ciekawy. Młoda bohaterka filmu ma w Rosji status celebrytki, a środowisko sportowe jest bardzo aktywne w mediach w social mediach. Obecność filmu o niej w mediach społecznościowych zelektryzowała wielbicieli gimnastyczki. W ten oto sposób jej rówieśnicy, poprzez aktywność w social mediach, przyczynili się do nagłośnienia tytułu.

Film wyszedł poza widownię festiwalową, oglądały go młode dziewczyny, nieoczywista publiczność dokumentu. Został zakupiony przez sales agenta,  Autlook Filmsales  - jednego z najważniejszych europejskich agentów sprzedaży. W efekcie tego, filmem zainteresowała się organizacja Moving Docs, zrzeszająca dystrybutorów filmów dokumentalnych. Ostatecznie, film był rozpowszechniany w kilkunastu krajach.


Joanna Solecka, Marta Świątek, Marcin Borhard, fot. Agnieszka Fiejka

Na sukcesy festiwalowe może liczyć także polska animacja, gatunek szczególnie trudny w rozpowszechnianiu, zwłaszcza, jeśli mowa o krótkich metrażach - o tym mówiła Marta Świątek z Krakowskiej Fundacji Filmowej. Tymczasem nasze filmy podbijają świat – dwie animacja pojechały do Sundance, mieliśmy swoją reprezentację w Cannes („Duszyczka” Barbary Rupik) czy na Berlinale („Story” Joli Bańkowskiej). Od momentu, kiedy Krakowska Fundacja Filmowa zaczęła zajmować się animacjami, zostały one zaprezentowane na około 4000 pokazach i zdobyły kilkaset nagród. Nabór do Fundacji jest otwarty cały rok, choć są cztery terminy zgłoszeń, co pomaga zorganizować pracę i uniknąć chaosu. Decyduje przede wszystkim jakość filmu, ale i tzw. potencjał festiwalowy. Oszacowanie go to kwestia wyczucia i doświadczenia. Najlepszym przykładem jest film „Cipka” Renaty Gąsiorowskiej, jeden z najpopularniejszych polskich filmów ostatnich lat. Ten króciutki film jest komedią, nie ma dialogu, jest etiudą studencką, został wyreżyserowany przez kobietę i kobieta jest jego bohaterką. To powoduje, że film można było bardzo szeroko lokować na festiwalach i w sekcjach. Poza standardowymi sekcjami animacji, „Cipka” zapraszana była także na festiwale filmów kobiet, filmów studenckich, komedii, a nawet LGBT.

- Na polskim rynku animacja jest dobrze reprezentowana, jest Krakowski Festiwal Filmowy, MFF Animator, Etiuda & Anima. Brakuje z pewnością dystrybucji telewizyjnej, ludzie zwyczajnie nie mają gdzie tych filmów obejrzeć – mówiła Marta Świątek.  – Jeździmy z filmami na takie imprezy, gdzie są targi i gdzie można spotkać osoby z branży, przede wszystkim do Clermont-Ferrant i do Annecy, zapraszamy na te wyjazdy twórców.  A polska animacja jest w tej chwili bardzo popularna na świecie.

fot. Agnieszka Fiejka

  Najlepszą puentą spotkania wydaje się uwaga Marty Świątek, która zwróciła uwagę na to, jak bardzo potrzebna jest tu odpowiednia edukacja. – Ludzie nie znają dokumentów i animacji, nie wiedzą, że istnieją takie gatunki – mówiła. Dla tzw. przeciętnego widza dokument to głównie reportaż telewizyjny, a animacja – bajka dla dzieci. Po kilku godzinach spędzonych w Małopolskim Ogrodzie Sztuk na Forum można jednak dojść do przekonania, że zarysowują się pewne szanse na popularyzację tych gatunków. Sprzyja im wielość imprez filmowych, sprzyja tzw. kultura eventów oraz bogactwo kanałów tematycznych. A także coraz bardziej spersonalizowana i poszukująca widownia.

Forum Dokumentu i Animacji miało w tym roku nową formułę, zaproponowaną przez młode pokolenie twórców filmowych. Obok Stowarzyszenia Filmowców Polskich, w organizacji wydarzenia wzięły udział najważniejsze branżowe organizacje: Krajowa Izba Producentów Audiowizualnych, Gildia Polskich Reżyserów Dokumentalnych oraz Krakowska Fundacja Filmowa.

Dziękujemy osobom, które zaangażowały się w przygotowanie Forum Dokumentu i Animacji:

Stowarzyszenie Filmowców Polskich: Marek Drążewski, Jerzy Kucia, Kamil Skałkowski, Dorota Roszkowska, Hanna Margolis, Alicja Witkowska

Krajowa Izba Producentów Audiowizualnych: Joanna Tatko, Małgorzata Prociak, Stanisław Zaborowski, Małgorzata Staroń

Gildia Polskich Reżyserów Dokumentalnych: Lidia Duda, Tomasz Wolski, Paweł Łoziński, Maria Zamrz-Koczanowicz

Krakowska Fundacja Filmowa: Katarzyna Wilk, Barbara Orlicz-Szczypuła, Krzysztof Gierat
Anna Wróblewska / artykuł redakcyjny  2 czerwca 2019 23:18
Scroll