Baza / Dystrybucja i promocja
Baza / Dystrybucja i promocja
fot. Krystyna Trybis
Kino pod Baranami. Najlepsze te małe kina, gdzie wszystko się zapomina
"Najlepsze te małe kina, gdzie wszystko się zapomina". Jak bardzo słowa Gałczyńskiego pasują do Kina Pod Baranami wiedzą wszyscy, którzy tu gościli. A lista ta jest naprawdę imponująca.

 Pałac Pod Baranami, goszczący kino, przez wieki widział w swych murach wszelakich luminarzy. Zachodzili tu ponoć Jan Kochanowski i Mikołaj Rej, w 1701 przebywał carewicz Aleksy, w 1809 książę Józef Poniatowski, w 1890 cesarz Franciszek Józef I. Przez dekady zmieniali się właściciele – byli wśród nich Ludwik Decjusz, Radziwiłłowie, Wielopolscy i Wodziccy. Obecni właściciele – rodzina Potockich – nabyła Pałac w roku 1822 i nadała mu dzisiejszy kształt. W czasie II wojny światowej kamienicę przejęli hitlerowcy, potem sowieci. W 1947 została ona przekazana Krakowskiemu Domowi Kultury, który w 1956 roku pozwolił Piotrowi Skrzyneckiemu na uruchomienie legendarnej Piwnicy Pod Baranami, a w 1969 otworzył jednosalowe kino. W 1990 pałacowe wnętrza strawił pożar, ale też w tym właśnie roku swą siedzibę odzyskali Potoccy, którzy postanowili przywrócić jej dawny blask.

 
„Gdy pojawiliśmy się tu po raz pierwszy w sprawie wynajmu sal, trwał jeszcze remont, w powietrzu ciągle unosiła się woń spalenizny” – wspomina Bożena Gierat, która w latach 90. razem z mężem,Krzysztofem Gieratem, dziś kierującym Krakowską Fundacją Filmową i Krakowskim Festiwalem Filmowym, prowadziła Centrum Filmowe Graffiti. 1 października 1993 roku Kino Pod Baranami oficjalnie „dołączyło” do swojej starszej (istniejącej od 1912 do 2002) i większej „siostry” Wandy. Nie obyło się bez pewnych pertraktacji z Potockimi. „Przyszliśmy na rozmowę z Andrzejem Potockim, działaczem Klubu Inteligencji Katolickiej, jednym z najwybitniejszych autorytetów Krakowa, wówczas już starszym panem” – opowiada Bożena Gierat. „Nie chcę tu żadnego kina... Może na chwilę – usłyszeliśmy. Tylko proszę, żeby nie oklejać domu jakimiś nieprzyzwoitymi plakatami! I tak rozpoczęła się nasza współpraca. Oczywiście, sumiennie pilnowaliśmy, by nie było plakatowych nieprzyzwoitości”.
 

Po śmierci Andrzeja Potockiego Pałacem zaczął zarządzać Antoni Potocki. „To była niesamowita postać. Zawsze życzliwy, spokojny, pozwalał nam prowadzić kino po swojemu” – podkreśla Bożena Gierat. „Tak też współpraca wygląda z jego synem, Janem Potockim, który ma duże wyczucie artystyczne i interesuje się sztuką. Wszędzie chwalimy się życzliwym i otwartym na nasze pomysły gospodarzem, i mamy nadzieję, że my też dajemy mu powody do dumy. Razem organizujemy niektóre wydarzenia – np. teraz związane z Rokiem Jana Potockiego. Autor „Rękopisu znalezionego w Saragossie, jest prywatnie pradziadem, pięć pokoleń wstecz, »naszego« Jana – uzupełnia Marynia Gierat, która praktycznie wychowała się na korytarzach Wandy i Kina Pod Baranami. Podpatrywała rodziców, a potem przeszła wszystkie szczeble pracy w kinie. Dziś zarządza Kinem Pod Baranami razem z mamą, Bożeną Gierat. „Wszyscy dziwią się, jak można w rodzinie pracować tak blisko i się nie pozabijać” – śmieje się. „Można! Nawet jeżeli pokłócimy się w kwestii jakiegoś działania, to zawsze ma to dobre skutki. Mama prowadzi kino bardziej od strony administracyjno-finansowej, ja programowo-repertuarowej, ale wydarzenia wymyślamy wspólnie”.


Fot. Krystyna Trybis


Niezwykłe premiery, pasjonujące spotkania z twórcami, goście z Hollywood od początku byli znakiem rozpoznawczym Centrum Filmowego Graffiti. „Wanda ze względu na wielkość była przez lata naszym głównym kinem. Tu mogliśmy sobie pozwolić np. na to, by na salę, w trakcie premiery "Tańczącego z wilkami", wjechały konie, a na pokazy "Małej syrenki" – samochód syrenka” – przyznaje Bożena Gierat. „Powoli uczyliśmy się też wykorzystywać przestrzeń Kina Pod Baranami” – podkreśla. – „To były barwne czasy. Co kilka tygodni, albo i częściej, gościliśmy wielkie gwiazdy – Michelangela Antonioniego, Malcolma McDowella, Bena Kingsleya, Alana Parkera, Terry’ego Jonesa, Emira Kusturicę. Lata 90., szczególnie ich początek, były okresem przemian. Drzwi się otworzyły i weszło dużo powietrza. Czuło się to wyraźnie. Chętnie przyjmowano nasze zaproszenia”. 
Premiery i goście Wandy wymagają, tak naprawdę, odrębnego omówienia. W Kinie Pod Baranami jednak też się działo. Właściciele regularnie – często razem ze studentami PWST – aranżowali filmowe happeningi. Na stulecie kina w Polsce Gieratowie przygotowali m.in. cykl premier po latach. „Na pokaz "Rękopisu znalezionego w Saragossie" przybyła cała ekipa na czele z Wojciechem Jerzym Hasem” – opowiada Bożena Gierat. „Cały Pałac udekorowaliśmy w klimacie filmu. Has i widzowie byli zachwyceni. Poczuli się, jakby stanęli w przestrzeni "Rękopisu". Premierę "Wesela" Andrzeja Wajdy zwieńczyliśmy przejażdżką dorożkami do Bronowic. Krzysztof Gierat wręczył Wajdzie Złoty Róg, który udało się nam znaleźć w jednym z antykwariatów. Staraliśmy się zawsze obdarowywać naszych gości honorowych jakimiś drobnymi pamiątkami. Niektórzy odwdzięczali się tym samym – np. Terry Jones przyniósł nam… łyżkę chirurgiczną, którą – jak twierdził – wyjęto mu po paru latach od jakiejś operacji”.
 
Kiedy indziej, przed Kinem Pod Baranami, ustawiła się najdłuższa na świecie kolejka do kina (niestety, w wirze przygotowań, nie dopełniono wszystkich formalności wymaganych przez Księgę Rekordów Guinnessa). „Pamiętam, że sznureczek widzów oplatał Sukiennice. Rozdaliśmy wtedy chyba kilka tysięcy biletów i plakatów” – opowiada Bożena Gierat. 
 
Przez lata nazbierały się i inne wspomnienia oraz anegdoty. „W sali Niebieskiej (działa od roku 2003 – przyp. D.R.) rodzina Potockich miała pokój do turniejów gry w brydża” – przypomina Bożena Gierat. „W sali Białej (działa od 2005 – przyp. D.R.) był prywatny pokój jednego z członków rodziny. Szczęśliwie, w obu przypadkach Potoccy zgodzili się na udostępnienie pomieszczeń. Nazwy, rzecz jasna, nie są przypadkowe. Krzysztof Kieślowski, uważany za osobę niechętną do dłuższych przemówień, bez końca opowiadał widzom Graffiti o realizacji "Czerwonego". Bardzo chciał poznać obecną na seansie Wisławę Szymborską, ale ta – jak to miała w zwyczaju – umknęła. Pod Barany zaglądał też Czesław Miłosz. Zdarzały się pokazy z parą noblistów na sali. Wiernym widzem kin Graffiti był Zbigniew Preisner. Zafundował nawet Centrum nowoczesny dźwięk, który wraz z likwidacją Wandy przeniesiony został Pod Barany. „Od tamtej pory przeszedł kolejne modyfikacje, wraz z ucyfrowieniem kina, ale przez dłuższy czas służył nam »Preisnerowski« system, to fakt” – przyznaje Marynia Gierat.
 
Dziś do „Baranów” stale zagląda m.in.Jerzy Stuhr. „Rząd siódmy, miejsca jeden i dwa. Kasjerom nie musi tego mówić. To jego miejsca” – zdradza Marynia Gierat. Kilka miesięcy temu niemal każdego dnia można było tu spotkać Jana A.P. Kaczmarka, który przygotowywał się do głosowania na Oscary. Jest coś takiego w Kinie Pod Baranami, że kto raz tu zajrzy, zostaje. „Wiele naszych cykli to efekt wsłuchiwania się w głosy i propozycje widzów” – komentuje Marynia. „To oni podsunęli nam pomysł stworzenia »Baranków w pieluchach« dla rodziców z najmłodszymi dziećmi, »Baranków dzieciom« – z nieco starszymi latoroślami. SMAK, czyli Spotkania Młodych Amatorów Kina stworzyliśmy po rozmowie z pewną licealistką, która chciała dyskutować z kolegami i koleżankami o kinie w kinie”. Podobne rodowody mają całoroczne „Dojrzałe kino” i Studencki Nocny Klub Filmowy „Nocnik” czy wakacyjne Kinobranie (połączone z Plakatobraniem). „To miejsce należy do widzów” – podkreśla Marynia Gierat.
 
Kino ciągle uczestniczy w różnych festiwalach, organizuje własne imprezy – w tym Festiwal Filmu Niemego. Właściciele nieustannie wprowadzają coś nowego, a ich pomysły natychmiast rozchodzą się po innych kinach w Polsce. „Wiemy, że jesteśmy na radarze, ale to tylko nas mobilizuje i bardzo cieszy” – stwierdza Marynia Gierat. „Barany” cenione są nie tylko w kraju. Sieć Europa Cinemas w 2009 roku przyznała im tytuł „Najlepszego kina w Europie”. Gdy Marynia przedstawiała kino podczas  konferencji na festiwalu Sundance, nikt nie wierzył, że coś takiego jest możliwe. Kino tak bardzo otwarte na widza w każdym wieku. Na sztukę. W sercu jednego z najpiękniejszych europejskich miast. Z taką historią. Po prostu: najlepsze!
Dagmara Romanowska / Magazyn Filmowy SFP, 48/2015  2 kwietnia 2016 22:24
Scroll