Baza / Produkcja
Baza / Produkcja
Filmowe Bieszczady
„Zielone wzgórza nad Soliną i zapomnianych ścieżek ślad...”
Z dala od cywilizacyjnego zgiełku, zachwycająca przyroda, niezwykli ludzie, burzliwe dzieje i niezwykły klimat. Bieszczady fascynują filmowców, ale też budzą ich lęk. „Trzeba mieć bardzo konkretną historię, by zdecydować się na pracę w tym miejscu” – mówi Izabela Łopuch, producentka debiutującego właśnie na antenie HBO serialu „Wataha", dla którego Bieszczady są nie tylko plenerem, ale i bohaterem.

„Bieszczady to miejsce strasznie piękne i strasznie straszne zarazem. Wystarczy zimą, gdy nie ma tak wielu turystów, stanąć na zaporze w Solinie, by poczuć ich potęgę” – podkreśla Łopuch. „Gdybyśmy chcieli opowiedzieć tylko o przemycie, akcję Watahy moglibyśmy osadzić na dowolnej granicy. Zależało nam jednak na tym regionie, niepowtarzalnym pod każdym względem. Jest on w naszej historii bardzo ważny”.

Ekipa spędziła na planie trzy i pół miesiąca. Nieomalże ciągiem. „To trudny dla pracy filmowców rejon, wymagający bardzo precyzyjnego przygotowania logistycznego” – opowiada producentka. „Najbliższe duże miasto, w którym i tak nie ma obecnie odpowiedniego zaplecza produkcyjnego, to Rzeszów. Poszczególne lokalizacje dzielą najczęściej duże odległości, a w wiele miejsc nie da się dotrzeć samochodem – cały sprzęt trzeba wnieść. Gdy pada deszcz, wszyscy zaraz ślizgają się w błocie. Z bazą noclegową bywa różnie. Był to jednak dla nas też pewien pomysł realizacyjny. Ekipa była cały czas ze sobą, w tej przyrodzie, ciszy. Nikt nie pędził na próbę do teatru, nie jechał do domu. To z kolei przekładało się na pracę, wyczucie postaci i energię całego serialu”.

Podkarpacie, a w szczególności Bieszczady skrywają w sobie magię i moc, a jednak stosunkowo rzadko goszczą na ekranie. Co ciekawe, do książkowego wydania przewodnika „Polska na filmowoMarka Szymańskiego, w którym autor spogląda na kraj przez pryzmat najgłośniejszych produkcji, trafił tylko jeden tytuł najczęściej kojarzony przez widzów z tymi terenami: „Baza ludzi umarłych" (1958) Czesława Petelskiego. Paradoks polega jednak na tym, że…  reżyser nie nakręcił w Bieszczadach nawet jednego ujęcia – filmowcy pracowali w Karkonoszach. Znawcy twórczości Marka Hłaski przypominają też często, że tekst, który posłużył za kanwę Bazy... - „Następny do raju”, zainspirowany był doświadczeniami, które pisarz nabył w Bazie Transportowej w Bystrzycy Kłodzkiej.

Plenerowe niespodzianki czekają również tych, którzy chcieliby się wybrać podkarpackim szlakiem „Biletu na Księżyc" (2013) Jacka Bromskiego, którego bohaterami są chłopaki z Rzeszowszczyzny. Wojtek Smarzowski, sam urodzony koło Krosna, choć często Podkarpacie wykorzystuje jako tło swoich filmów, kręci tam tylko sporadycznie. „Dom zły"(2009) zrealizował w większości „po sąsiedzku”, w miejscowości Bielanka na granicy Beskidu Niskiego.  „Wesele" (2004) kręcił w województwie mazowieckim. Na chwilę, w czasie prac nad „Wołyniem" (2015), zajrzy do Sanoka, acz w tym przypadku główną lokalizacją będzie Lubelszczyzna.

Nie oznacza to, że filmowcy nigdy się na Podkarpaciu i w samych Bieszczadach nie pojawiają. Goszczą tu falami, z których największa przypadła na koniec lat 50. i lata 60. XX wieku – czas budowy zapór w Solinie i Myczkowcach. Te gigantyczne przedsięwzięcia upamiętnione zostały zresztą w balladowym „Chudym i innych" (1966) Henryka Kluby (ekipa pracowała na dnie przyszłego sztucznego jeziora), ale i w późniejszym o dekadę serialu z zacięciem społecznym „Znaki szczególne" (1976) Romana Załuskiego z Bronisławem Cieślakiem w roli inżyniera pracującego przy największych polskich budowach. 

Sam Petelski odwiedził te tereny w roku 1961 razem z Ewą Petelską i Mieczysławem Jahodą, by na podstawie książki Jana Gerharda „Łuny w Bieszczadach” zrealizować „Ogniomistrza Kalenia" – dziś już nieco zapomniany dramat, rozgrywający się w 1946, na tle walk z UPA. Zdjęcia powstały m.in. w okolicy Baligrodu i Smolnika. Na Podkarpacie zajrzał również Jerzy Passendorfer, także zafascynowany bolesną historią tej krainy. W 1962 nakręcił Zerwany most, ekranizację książki „Śniegi płyną” Romana Bratnego o mężczyźnie niesłusznie oskarżonym o współpracę z banderowcami.
Dzieje regionu połączone z jego niesamowitą przyrodą przyciągały też twórców z zupełnie innym zacięciem i temperamentem. To właśnie tu powstały najgłośniejsze polskie easterny – różnie przez krytykę i widzów oceniane, acz tworzące ciekawy mikronurt naszego kina. To właśnie w tych plenerach w 1958 roku swoją kamerę postawił Wadim Berestowski, by razem z Boguszem Bilewskim, Wiesławem Gołasem i Wiesławem Dymnym przygotować Rancho Texas o dwóch studentach, którzy zostają „kowbojami”. Tu – pod reżyserską i scenopisarską batutą Aleksandra Ścibora-Rylskiego – pracowała również ekipa Wilczych ech (1968), których akcja koncentrowała się wokół tajemnicy posterunku w MO w Derenicy. Tu również Konrad Nałęcki nakręcił rozgrywający się w Bieszczadach roku 1946 westernowo–sensacyjny dramat „Wszyscy i nikt" (1977), a Janusz Majewski – metaforyczną „Lekcję martwego języka" (1979).

Często filmowcy powracali w Bieszczady za sprawą największego propagatora i miłośnika regionu – Jerzego Janickiego, który tam właśnie tworzył, mieszkał i odpoczywał. Spod jego ręki wyszedł nie tylko zbiór opowiadań „Opowieści bieszczadzkie”, ale i cykl mówiących o regionie scenariuszy filmów telewizyjnych, które wyreżyserowali Hieronim Przybył ( „Milion za Laurę", 1971), Henryk Bielski ( „Hasło", 1976), Jerzy Sztwiertnia ( „Wesołych Świąt", 1977), Leszek Staroń ( „Wolna sobota", 1977) i Stanisław Jędryka ( „Kino objazdowe", 1986). W Zatwarnicy – co również warte odnotowania – Janicki prowadził przegląd filmów poświęconych Bieszczadom.

Zdarza się też, że plenery te wykorzystywane są też jako tło dla dzieł, które niewiele mają z nimi wspólnego. Jerzy Hoffman podkarpackie zakątki wykorzystał jako tło dla niektórych scen „Pana Wołodyjowskiego" (1969). Andrzej Wajda w budynku dawnej cerkwi w Starym Dzikowie – na potrzeby „Katynia" (2007) – odtworzył obóz w Kozielsku. U Macieja Dejczera w „Bandycie" (1997) Połonina Wetlińska zagrała… rumuńskie Karpaty. 

W ostatnich latach można zaobserwować wzrost zainteresowania Podkarpaciem. W 2000 roku Piotr Starzak nakręcił osadzoną częściowo w Bieszczadach sensację Enduro Bojz. Z kamerą zajrzeli tu Dariusz Jabłoński ( „Wino truskawkowe", 2007) i Jerzy Stuhr ( „Korowód", 2007). Powstało też kilka dokumentów, reportaży telewizyjnych. Robert Więckiewicz oprowadzał widzów po tym świecie w dokumencie „Bieszczadzki Park Narodowy" (2005) Jacka Sołtysiaka. Ostatnie kilkanaście miesięcy to już prawdziwy boom. Z bardzo dużym zainteresowaniem na region spoglądają najmłodsi twórcy. W Bieszczady z Marcinem Kowalczykiem pojechał Martin Rath, by nakręcić pokazywaną na wielu festiwalach etiudę  „Arena" (2013). Marcin Dudziak wykorzystał przyrodę regionu w prezentowanym w Konkursie Głównym 14. MFF T-Mobile Nowe Horyzonty „Wołaniu" (2014), ekranizacji opowiadania Kazimierza Orłosia „Zimorodek”. „Poza faktem, że to właśnie w Bieszczadach rozgrywa się akcja noweli, zależało mi na znalezieniu miejsca, w którym na dużych przestrzeniach nie ma śladu ludzkiej obecności. Takie właśnie miejsca odnaleźliśmy w okolicach Zatwarnicy” – mówi reżyser. Tutaj też zajrzał Vahram Mkhitaryan, by nakręcić niektóre ze scen nagradzanego „Mlecznego brata" (2014). W Bieszczadach wiele swoich plenerów odnalazł również Jan Jakub Kolski – na potrzeby filmu  „Serce, serduszko" (2014). 

Region ma olbrzymi potencjał, ale by filmowców było tu jeszcze więcej, potrzeba dużo pracy. „Daleko jeszcze nam chociażby do stolicy sąsiedniej Małopolski. Konsekwentnej polityki kulturalnej w zakresie filmu możemy Krakowowi jedynie pozazdrościć” – komentuje Grażyna Bochenek, dziennikarka Radia Rzeszów, od lat zajmująca się tematyką filmową, autorka cyklu „Podkarpacki Poczet Aktorów”. „Mało tego, zdarza się, że niewykorzystane pozostają możliwości, jakie są w zasięgu ręku. Przykładem filmy kręcone przez braci Marcina i Krystiana Kłysewiczów w technice poklatkowej. Ich impresje bieszczadzkie mają w internecie ponad pół miliona odsłon, ale nie zainteresowały samorządu wojewódzkiego. Szczęśliwie zwróciło na nie uwagę HBO” – dodaje Bochenek. „Władze lokalne, owszem, deklarują, że jeśli filmowcy wyrażą takie zainteresowanie, to spotkają się na miejscu z życzliwością i pomocą, niemniej brakuje konkretnych działań, które mogłyby zachęcić do lokalizowania produkcji tu, na miejscu”.

Na razie w regionie nie ma funduszu filmowego. „Chcielibyśmy, aby docelowo w każdym województwie działała przynajmniej jedna regionalna komisja lub mniejsza komórka, umiejscowiona w strukturach samorządowych i delegowana do pomocy filmowcom. Stworzenie takiej sieci jest jednak czasochłonne i kosztowne, bo trzeba wyszkolić kadry, zbudować bazy danych i narzędzia do działania. Kluczowe jest przy tym wsparcie władz regionalnych i ich motywacja do działania. Regiony, które kilka lat temu zainwestowały w film – jak Łódź, Dolny Śląsk czy Kraków, odczuwają już pozytywne skutki tych działań, wliczając w to wpływy z dystrybucji. Mamy nadzieję, że inne regiony też wkrótce odkryją ten potencjał” – komentuje Anna E. Dziedzic z Film Commission Poland. „Podkarpacie to malowniczy region” – dodaje. „W jego granicach znajdują się dwa parki narodowe, kilka krajobrazowych i liczne rezerwaty, z drugiej strony imponujące zamki w Krasiczynie, Łańcucie czy Baranowie Sandomierskim, miasta z długim historycznym rodowodem jak Przemyśl i Sanok, uzdrowiska z niepowtarzalną atmosferą w Iwoniczu i Rymanowie, a jako wisienka na torcie – Bieszczady, synonim dzikiej, nietkniętej przyrody. I pomimo tego, że na terenie województwa znajduje się także nowoczesny klaster przemysłu lotniczego i dobrze rozwinięty przemysł chemiczny, to właśnie ten aspekt oddalenia od cywilizacji wydaje się być największym magnesem dla filmowców. Wszystkie te jasne punkty regionu zasługują na to, by je mocniej eksponować i promować, przede wszystkim na rynku międzynarodowym, co mogłoby zaowocować np. realizacją wysokobudżetowego dreszczowca czy fantasy à la Tolkien w bieszczadzkich lasach”. 

Może Wataha HBO zaintryguje i zainspiruje nowych twórców?
Dagmara Romanowska / Magazyn Filmowy SFP 41/2014  24 maja 2015 00:23
Scroll