Baza / Produkcja
Baza / Produkcja
Krzysztof Kowalewski i Łukasz Simlat w filmie "Ja i mój tata", reż. Alek Pietrzak
fot. Studio Munka-SFP
Droga do krótkiego metrażu
Trzech młodych twórców – Alek Pietrzak, Piotr Adamski i Filip Dzierżawski - dzieli się swoimi doświadczenia z realizacji krótkiego metrażu. Cała trójka zrobiła swój film w Studiu Munka, działającym przy SFP.
Jak rozpoczęła się ich przygoda z krótkim metrażem?

Alek Pietrzak po skończeniu Warszawskiej Szkoły Filmowej zajmował się kilkoma projektami. Jeden trafił do PISF-u, ale nie został przyjęty. Wysłał też projekt do Studia Munka, które zaprosiło go na rozmowę. - Scenariusz im się nie spodobał, ale zrobiłem dobre wrażenie na rozmowie. No i podobał im się mój poprzedni film. Więc zaproponowali, żebym przepisał scenariusz albo napisał nowy. Miałem na to dwa, trzy miesiące. Przyznaję, że znalazłem się w komfortowej sytuacji, bo producent dał mi wolną rękę – dodaje twórca. Przez trzy miesiące wraz z operatorem Mateuszem Pastewką napisał scenariusz do filmu „Ja i mój tata”. Projekt złożył we wrześniu, a w grudniu otrzymał pozytywną decyzję o skierowaniu filmu do produkcji. Zdjęcia ruszyły w maju następnego roku. Od grudnia do maja trwała intensywna praca preprodukcyjna.

Z kolei Piotr Adamski pisał swój projekt pod Szkołę Wajdy i pracował nad scenariuszem podczas rocznego kursu. Jego treatment powstał w jedną noc, pod wpływem impulsu. Pisząc treatment, nie myślał o Studiu Munka. „Otwarcie”, „najbardziej artystyczny film Studia Munka” (mówiąc słowami Jerzego Kapuścińskiego, dyrektora artystycznego Studia), ma swoje źródło w jego zainteresowaniach wizualnych. – Pomysł może przybrać różną formę, i tutaj przybrał formę filmu – dodaje. Adamski ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Poznaniu.

Filip Dzierżawski scenariusz filmu „Nazywam się Julita” pisał pod Studio Munka, ponieważ uważał, że realizacja krótkiego metrażu jest najlepszym sposobem na zdobycie doświadczenia przed debiutem pełnometrażowym.


Zbigniew Libera (na łóżku) w filmie "Otwarcie", reż. Piotr Adamski, fot. Studio Munka/SFP.

Pisanie i realizacja

W wypadku Pietrzaka to był deadline. – Deadline to najlepsze, co może się zdarzyć scenarzyście – mówi. – Jak nie ma deadline'u, to nie ma dla mnie znaczenia, jak długo piszę. Jeżeli mam „flow” to może to być kilka dni.

Reżyser zwraca uwagę, że pokazanie scenariusza do przeczytania znajomym - może przynieść pewne korzyści dla projektu. Po napisaniu jednego z kolejnych draftów dostał cenne uwagi, które wykorzystał. Ważne jest, aby kreatywnie reagować na opinie o swoim tekście: - Poprawiać i poprawiać, aż w końcu będziemy z niego zadowoleni – dodaje.

- Miałem wrażenie, że to się strasznie wlecze. Najpierw jedna komisja, później druga i dopiero realizacja. – mówi Adamski o procesie realizacji filmu. - Jeszcze w Studiu Munka na rozmowie dowiedziałem się, że nie mam odpowiedniego doświadczenia. Po rozmowie zaproponowali, żebym zrobić jeszcze jedną próbną scenę – to znów się przedłużyło, bo minęły z trzy, cztery miesiące. – wspomina. Kolejny rok trwały przygotowania do filmu i realizacja. Razem cały proces trwał około trzech lat.

Alek Pietrzak stworzył dwie wersje scenariusza – jedną chronologiczną i drugą do realizacji na planie. Obraz ostatecznie posiada konstrukcję chronologiczną, ale na początku pomysł na całość był inny: - Zdjęcia realizowałem niechronologicznie, żeby oddać na ekranie stan chorego na Alzheimera. Umysł takiego chorego to poszatkowany zbiór wydarzeń - jest niechronologiczny, pamięta coś z wczoraj, nie pamięta z przedwczoraj itd. Raczej przypomina sobie rzeczy ze swojej dalekiej przeszłości. Jednak tydzień przed zdjęciami zrobiłem wersję chronologiczną scenariusza, ułożyłem to technicznie – żeby ekipa wiedziała, jaka scena następuje po poprzedniej w chronologii.

Niechronologiczne ułożenie wydarzeń (po pierwszej ustawce montażowej) nie przekonało reżysera. – Ten pomysł w ogóle nie działał. Denerwował mnie ten film, nie kibicowałem bohaterom. Byłem wściekły. – dodaje. Montażysta zaproponował wtedy, żeby ułożyć sceny chronologicznie. Niektóre z nich usunęli, inne przearanżowali. - Wielu twórców zwraca uwagę, że scenariusz „pisze się” tak naprawdę trzy razy: najpierw po prostu piszesz, później zmieniasz pewne elementy już na planie, a na końcu w montażu. Tak jest zawsze. Wyrzucam sceny, szukam nowych sensów - jedna scena jest słabsza emocjonalnie, więc może nie powinno być scen jej towarzyszących itp. Twój film jest beznadziejny, a montaż doprowadza do tego, że film jest coraz mniej beznadziejny, aż będzie akceptowalny – mówi.

Adamski patrzy na to inaczej: najpierw piszesz scenariusz, później zmieniasz elementy w preprodukcji (kiedy dochodzą nowe sensy, aktorzy), a na końcu w montażu. Z montażem ma podobne wspomnienia jak Pietrzak. - Pierwsze ustawki wyglądały tragicznie. Montażysta ci mówi: „Już się odklej od tego, co sobie wymyśliłeś o tym filmie”. – ironizuje. - Wtedy zaczyna się szukanie nowych sensów, zmienia się nakręcony materiał itp.

Dzierżawski miał jeszcze czwarty etap, tzn. dokrętki. - Nie przyłożyłem się do końcówki, co wynikało z braku doświadczenia. Okazało się, że to co jest w mojej głowie, a chciałem tak subtelnie odpowiadać – jest niespójne i trudne do odczytania. – mówi. Zaleca, aby w scenariuszu opisać konkrety, a nie „jakieś plamy emocjonalne”, które dla widza mogą nic nie znaczyć (choć na początku autor widzi w nich wiele sensów).

Adamski dodaje, że jak rozpoczynał kurs w Szkole Wajdy, nie do końca rozumiał istotę dramaturgii – ponieważ jego projekt nie miał bohatera, tylko cała sytuacja „była bohaterem”. Rozwijając swój projekt na kursie szukał więc relacji pomiędzy ludźmi ze swojego scenariusza. Pojawiało się pełno pomysłów - reżyser dał się ponieść i kombinował, co by w scenariuszu zmienić, polepszyć itp. Ciągle go przepisywał. Aż jedna współuczestniczka powiedziała mu, żeby może jednak zrobił taką wersję, jaką przedstawiał treatment (który był najbliżej tego, co chciał pokazać na ekranie).

- Pierwszy draft scenariusza jest jak wielka kłoda drewna, którą wycina rzeźbiarz. Kolejne drafty to odcinanie niepotrzebnych elementów – mówił Pietrzak. - Mój scenariusz miał pełno scenek, które wyciąłem, ponieważ brakowało mu kręgosłupa dramaturgicznego. A jeszcze trzeba było to zmieścić w pół godziny – dodaje. Finalnie reżyser miał za dużo materiału w scenariuszu. Napisał trzydzieści stron, co powinno dać 30 minut filmu. Po realizacji wyszło jednak 48 minut.

Pietrzak na początku pisania dodaje nadmiar elementów dookreślających, albo pisze najprostsze dialogi. Tym sposobem odpowiednio buduje scenę. Następnie przepisuje dialogi, pozbawia je dosłowności i urealnia. - Aby nie mówić tego, co ktoś czuje, tylko wyrazić to w inny sposób. Żeby nie powiedzieć: „Proszę Marek zamknij to okno”, tylko „Zimno mi”. A ktoś wstaje i zamyka okno. Po to są kolejne drafty. Przy czym sam zamysł i konstrukcja pozostają takie same. – zwraca uwagę twórca „Ja i mój tata”. Poleca też, aby oglądać swoje ulubione filmy i uczyć się z nich z języka filmowego. To cenne doświadczenie, które może w przyszłości pozwoli młodemu twórcy poprawnie i ciekawie opowiedzieć scenę przy użycia języka filmowego.

- Choć najlepszy ruch kamery nie pomoże ci, jeżeli będą beznadziejne dialogi. Najważniejsi są bohaterowie, bo to na nich patrzy widz, a nie na piękne ujęcia. Jak są krwiste postacie, to możesz to nakręcić nawet na białej ścianie – dodaje. Następnie mówiąc o pracy z Krzysztofem Kowalewskim wspomniał pewna anegdotę: - Praca z Panem Kowalewskim była moim marzeniem, ale na początku też się tego bałem. Pomogła mi pewna historia z życia Alexandra Payne’a. Jak realizował „Schmidta” z Jackiem Nicholsonem zapytał Mike’a Nicholsa [zrobił z Nicholsonem m.in. „Wilka” i „Zgagę” – A.K.] o współpracę, a Nichols mu powiedział: „Jack jest świetnym aktorem. Powiedz mu czego chcesz, a on to zrobi. Ale najważniejsze jest, żebyś nie pajacował, nie wywierał na nim presji, nie kłamał, nie udawał kogoś, kim nie jesteś. Żebyś nie wpływał na niego z ekipą, żeby był w takim stanie, albo w innym itd., bo on to od razu wyczuje i przestanie ci ufać. Po prostu bądź szczery. Jeżeli coś ci się nie podoba, to mu powiedz, a on to wykona.” Okazuje się, że to działa. Uważam, że im lepszy aktor, tym bardziej precyzyjnych uwag potrzebuje, a nie generalizacji.


Marta Ścisłowicz w filmie "Nazywam się Julita", reż. Filip Dzierżawski, fot. Studio Munka/SFP.

Pomoc przy realizacji: Autorytety i pomoc przyjaciół

Przy filmie „Ja i mój tata” Alek Pietrzak konsultował scenariusz z Maciejem Ślesickim, który wysłał mu pewne uwagi. Pietrzak nie do wszystkich się zastosował. Ślesicki pomógł też autorowi w montażu. Pietrzak uczula, żeby mieć własne zdanie, ale profesjonalna konsultacja jest bardzo przydatna. Składając wniosek do Studia Munka możesz mieć wybranego własnego opiekuna artystycznego, albo studio ci kogoś zaproponuje.

W Studiu Munka opiekuna można podać w formularzu - ale jeżeli nie masz swojego opiekuna, studio ci zaproponuje swojego. – Możesz też wybrać opiekuna z komisji – dodaje.

- W kwestii dialogów autorytetem powinno być własne ucho, żeby wysłyszeć fałsze w dialogu – mówi Pietrzak. Jeżeli sam tego nie słyszysz, pomocni mogą być aktorzy. Praca z aktorami nad dialogami dodaje im realizmu i niweluje dosłowność. Druga sprawa, jeżeli zależy ci na jakimś dialogu. Wtedy pozostaje przekonać aktora, żeby on swoją grą, ekspresją - wyciągnął z tego dialogu jak najwięcej. - Jak jest fajny aktor, to będzie szukał mimiki, gestu. Trzeba być na to uważnym, filmować to. To jest proces, który te dialogi udoskonala – mówi Adamski. Reżyser „Otwarcia” też popiera takie próby z aktorami, choć dodaje, że dla debiutanta może to być stresujące. Choć warto podjąć ryzyko. Dzierżawski również przyznał, że pod wpływem aktorów przepisywał dialogi. - Jeżeli kilka osób mówi ci, że coś jest nie tak w scenie, to nie upieraj się – dodaje Pietrzak.

- Ja potrzebuję autorytetu. – mówi Dzierżawski. Pomoc kogoś z autorytetem pomaga zrozumieć sens stosowanych działań, często rozumie rozterki młodego twórcy i stara się mu wyjść naprzeciw. Może i czasem narzuca własne zdanie czy sposób myślenia, ale to ostatecznie jest bardzo pomocne. To nie znaczy jednak, że młody twórca powinien rezygnować ze swojego zdania! Autorytet ma być pomocą dla młodego filmowca, ponieważ bardziej orientuje się w warsztacie. - Jak się wszystkiego nauczysz, możesz sobie robić sztukę, jaką chcesz – kontynuuje Dzierżawski. - Ale dzięki temu masz konkretną bazę i narzędzia. Opiekun pokazał mi jakie błędy popełniłem w myśleniu i jestem z tego bardzo zadowolony. Ważni są ludzie, którzy tłumaczą ci twój fach, a nie roztaczają artystyczne wizje świata. Zawsze możesz do tego wrócić. Ale najpierw musisz się wyuczyć fachu, żeby poruszać się pewniej.

Według Adamskiego autorytet powinien być wsparciem dla, wchodzącego w świat filmu, twórcy. Jeżeli chodzi o zespół zaufanych ludzi to ma pewne wątpliwości: - Znajomi potrafią pomóc, zwłaszcza, kiedy mają podobną wrażliwość jak ty - ale bardzo łatwo przesadzić i się zgubić, jak nagle dostaniesz wiele porad z różnych stron. Zespół zaufanych ludzi - ja bym na to uważał. To też kwestia indywidualna, na ile ktoś potrzebuje takiego wsparcia. Ważne żeby trzymać się swojego pomysłu, bo inni ludzie mogą mieć też całkiem inne spojrzenie na twój projekt – tłumaczy reżyser „Otwarcia”.

***

Dyskusja pt. „Długa droga do krótkiego filmu?” z udziałem Alka Pietrzaka, Piotra Adamskiego i Filipa Dzierżawskiego odbyła się 20 marca w ramach festiwalu Script Fiesta w Warszawie. Rozmowę moderowała Anna Serdiukow.


Biogramy twórców:

Alek Pietrzak
Urodził się w 1992 roku w Płocku. Absolwent Szkoły Muzycznej II stopnia w Płocku w klasie fortepianu oraz Warszawskiej Szkoły Filmowej na wydziale reżyserii filmowej. Jego dyplomowy film „Mocna kawa wcale nie jest taka zła” był pokazywany oraz zdobył wiele nagród w kraju jak i za granicą. Zdobywał doświadczenie w pionie reżyserskim na planach m.in. „Obywatel” J. Stuhra, „Most szpiegów” S. Spielberga, „Planeta Singli” M. Okorna, „Prawdziwe zbrodnie” A. Avranasa jako asystent reżysera, II reżyser, czy reżyser 2nd unit. Obecnie również student UW wydziału Artes Liberales.

Piotr Adamski
Urodzony w 1982. Ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Poznaniu w 2007 roku oraz Szkołę Wajdy w 2013. Autor filmów, obiektów oraz instalacji. W latach 2009-2011 współtworzył duet twórczy Adamski/Brzuzan. Stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w 2009 roku oraz Visegrad Found w 2011 roku. Laureat nagrody Samsung Art Master 2010.

Filip Dzierżawski
Reżyser. Scenarzysta. Absolwent reżyserii na AFiT oraz Psychologii Społecznej w SWPS w Warszawie. Autor scenariusza i reżyser serialu dokumentalnego o kibicach Legii – „Fanatycy” (2011). Reżyser wielokrotnie nagradzanego dokumentu „Miłość” (m.in. Grand Prix „Złoty Lajkonik” KFF 2013, Gwarancja Kultury 2014 w kategorii film, nominacja do Orła 2014 w kategorii najlepszy film dokumentalny). Twórca teledysków i spotów telewizyjnych.




Albert Kiciński  11 kwietnia 2018 14:21
Scroll