Baza / Produkcja
Baza / Produkcja
12. Mastercard Off Camera. Będąc młodą(ym) producentką(em)....
Jak produkować, żeby nie zbankrutować? Na to pytanie podczas Off Camera Pro Industry odpowiedzi szukali młodzi producenci filmowi: Marta Habior (NoSugar Films); Małgorzata Wabińska (Entertain Pictures); Stanisław Zaborowski (Silver Frame). Dyskusję, przygotowaną wspólnie z Krajową Izbą Producentów Audiowizualnych moderowała Aleksandra Kapłon.
Spośród tej trójki Marta Habior ma największy dorobek w produkcji fabuł, podczas 13. Mastercard Off Camera jej ostatni film – „Słodki koniec dnia” w reżyserii Jacka Borucha walczy o palmę zwycięstwa. Małgorzata Wabińska swój debiut dokumentalny „Diagnosis” (reż. Ewa Podgórska) przygotowywała blisko sześć lat. Czeka teraz na premierę, która będzie miała miejsce na zbliżającym się festiwalu Millenium Docs Against Gravity. Stanisław Zaborowski jest polskim producentem dokumentu nowelowego "Okupacja 1968" (Polska, Słowacja, Czechy, Bułgaria, Węgry, wśród reżyserów Polka Magdalena Szymków). Film składa się z kilku odcinków, można obecnie obejrzeć go na platformie VOD TVP. Koordynatorka sekcji, Joanna Szymańska, zachęcona powodzeniem zeszłorocznych paneli poświęconych finansowaniu, postanowiła w 2019 roku kontynuować temat budżetowania filmów autorskich, a więc takich, które najczęściej leżą w kręgu zainteresowań młodych, debiutujących producentów. 

Aleksandra Kapłon, Marta Habior, Małgorzata Wabińska, fot. E. Dufaj


Każdy z nich ma inne doświadczenia z ostatniej produkcji. Stanisław Zaborowski był polskim producentem międzynarodowego projektu, w którym uczestniczyło pięć krajów; udało mu się pozyskać stabilne finansowanie i ze strony PISF, i od TVP. Małgosia z excelem w ręku składała półmilionowy budżet ze środków publicznych i prywatnych. „Słodki koniec dnia” sprawia wrażenie filmu znacznie droższego niż w rzeczywistości. Tymczasem jest to skromny film autorski, w którym poza licznymi wkładami budżetowymi  czystej żywej gotówki było niewiele ponad 3 mln zł.

Młodzi producenci nie dysponują dużymi wkładami własnymi, za to – na co zwracał uwagę Zaborowski – są otwarci na świat,   swobodnie poruszają się po filmowej Europie,  mają szerokie kontakty, są przygotowani. To właśnie wiedza, umiejętności i kontakty często są  „kapitałem początkowym”. I oczywiście dobry scenariusz, czy to w fabule, czy w dokumencie, czy w produkcji krajowej czy międzynarodowej. I teraz pytanie, jak unikać pułapek? I gdzie one są?

Pod tym względem goście byli zgodni.  Nie można wejść w pułapkę inwestowania w projekt, który nie powstanie i, jak to padło podczas dyskusji, „złamie nam serce”. Reżyserowi także. Zawsze trzeba zadać sobie pytanie, kto to obejrzy? Czy jest na to widownia (nie mówimy, że szeroka, ale „jakaś”).
Na etapie finansowania szalenie istotne jest to, żeby kompletować dofinansowanie ze źródeł publicznych środkami prywatnymi. Utrapieniem młodych producentów jest utrzymanie płynności finansowej. I w tym pomogą zwłaszcza partnerzy prywatni, bo na pieniądze publiczne (np. z PISF) czeka się długo, ostatnia rata może przyjść już po premierze. – Jeśli nie stać was na to, żeby mniej więcej na bieżąco płacić ludziom pracującym przy filmie, nie wchodźcie w to – mówiła Marta Habior. I wszyscy troje zgodnie radzą: zaprzyjaźnij się z excelem, nieustannie sprawdzaj wydatki, zatrudnij prawnika, który skontroluje każdy zapis w umowie, pokaż mu wszystkie dokumenty filmu; znajdź dobrą księgową, która rozumie specyficzny charakter produkcji filmowej.  Jest tak samo ważna, jak przy fabułach dobry administrator. Załóżcie sobie rezerwę finansową, 10 procent  rezerwy  budżetowej - na przykład. Najwyżej nie wykorzystacie. Ale owszem, wykorzystacie na pewno, nieprzewidzianych sytuacji nie brakuje.

Marta Habior, Stanisław Zaborowski, fot. E. Dufaj

Poprzedniego dnia na spotkaniu dotyczącym „Córki trenera” zarówno producentka Natalia Grzegorzek jak i jej partnerzy prywatni podkreślali, że producent nie może obiecywać gruszek na wierzbie.  Trzeba rozważnie i realnie szacować przychody z filmu, zwłaszcza autorskiego. Ten wątek powrócił przy okazji tematu inwestorów. Jeśli decydujemy się na robienie filmu, który nie przyniesie wielkiej widowni, musimy to powiedzieć wprost inwestorom – mówiła Marta Habior. Brzmi to banalnie, ale chodzi po prostu o to, by studzić głowę sobie i innym i postępować rozważnie.

Weźmy na przykład temat pitchingów, warsztatów i targów. Jest ich całkiem sporo, są atrakcyjne, jak wiemy, często przekładają się na dalsze losy projektu. Ale nie zawsze i nie na tyle, żeby usprawiedliwiało to nakłady finansowe i czasowe związane z podróżami i prezentacjami.  Należy więc dobrze wyważyć decyzje wyjazdowe. Zbyt intensywna turystyka „projektowa” daje bowiem złudzenie, że film postępuje do przodu. A film idzie do przodu, kiedy mamy jakieś finansowanie developmentu, kiedy zdobywamy kolejne cegiełki finansowania, kiedy nasze działania w rzeczywistości przybliżają nas do pierwszego dnia zdjęć.

To, co szczególnie ważne dla młodych producentów, to być, jak to ujęła Wabińska, „w środku projektu, nie na zewnątrz”. Czyli jesteśmy cały czas przy naszym projekcie, żeby odpowiadać na sytuacje kryzysowe – one wystąpią na 100 procent. -  Jesteśmy blisko ludzi, z którymi pracujemy. Dzięki tej bliskości rozumiemy ich potrzeby i reagujemy na problemy, których nie brak - dodaje.

Aleksandra Kapłoń, Marta Habior, Małgorzata Wabińska, fot. E. Dufaj

  Goście panelu podkreślali zgodnie – produkcja filmu autorskiego to nie jest zajęcie dochodowe. Polski producent często pozbawiony jest nawet swojego honorarium (producer’s fee), które zamienia na wkład rzeczowy. – To, że nie zbankrutowałam, uważam za swój sukces jako producentki filmu autorskiego – zażartowała Marta Habior. Producent, jak zauważa Zaborowski, bywa jednocześnie psychologiem, konsultantem, prawnikiem, jak więc zgodnie zauważyli goście, często postrzegany jest jako wyzuty z własnych emocji. A tych emocji jest przecież wiele na każdym etapie. Dlaczego więc decydujemy się na zaangażowanie w produkcję? Bo, co przyznali uczestnicy autoironicznie, jesteśmy wariatami, kochamy kino i  nie możemy bez niego żyć. Ot, co.


fot. E. Dufaj


 

Anna Wróblewska / artykuł redakcyjny  30 kwietnia 2019 16:26
Scroll