Baza / Produkcja
Baza / Produkcja
Wojciech Marczewski o Studiu Munka
Jest pan pomysłodawcą programu Trzydzieści Minut. To on stał się fundamentem Studia Munka. Jaka była geneza tego pomysłu?
Jest pan pomysłodawcą programu Trzydzieści Minut. To on stał się fundamentem Studia Munka. Jaka była geneza tego pomysłu?

Prowadząc zajęcia w Szkole Wajdy zauważyłem, że część młodych ludzi nie jest gotowa żeby od razu po szkole filmowej brać się za debiut pełnometrażowy. Jakkolwiek mają podstawy warsztatowe, talent i pomysły, to brakuje im doświadczenia. Należy pamiętać, że edukacja w zawodach twórczych nie kończy się na szkole filmowej. To jest dopiero początek. Każdy kto tego nie rozumie zatrzymuje się w miejscu i wcześniej czy później odpada z gry. Całe moje pokolenie oprócz szkoły filmowej przechodziło przez etap krótkich filmów, fabularnych lub dokumentalnych, realizowanych dla telewizji. Zanim zrobiłem debiut fabularny "Zmory" miałem na koncie około dziewięciu takich filmów. To była moja prawdziwa szkoła, zwłaszcza, że w drugiej połowie lat 70-tych filmy telewizyjne produkowane w Polsce były dużo ciekawsze niż filmy kinowe. Szkoła filmowa daje warsztat, ale to krótkie filmy uczą, jak ten warsztat wykorzystać oraz budują osobowość reżysera.


Wojciech Marczewski

Pańskie pokolenie miło także wsparcie w postaci Zespołów Filmowych.
To było fantastyczne doświadczenie. Kiedy przyszedłem do TOR-u mogłem korzystać z rad Różewicza, Żebrowskiego, Kieślowskiego czy Zanussiego. To był kolejny poziom zawodowego rozwoju. Tymczasem wraz z przekształceniem Zespołów Filmowych w zwykłe studia filmowe całe młode pokolenie zostało pozbawione takiej opieki. W szkole filmowej student jest niejako przymuszany do tego żeby robić filmy. Są one wpisane w cały kalendarz kształcenia. Ale ten „przymus” robienia filmów kończy się wraz z otrzymaniem dyplomu. Student opuszcza szkolne mury i wpada w czarną dziurę. Nikt na niego nie czeka. Nikt go nie potrzebuje. On musi sam udowodnić, że do czegoś się nadaje. Zdarza się, że taki stan zawieszenia kończy się depresją lub przyjmowaniem przypadkowych zleceń. Dlatego chciałem stworzyć program, który byłby bezpiecznym pomostem między szkołą, a zawodowstwem.

Miał pan wszystko bardzo dokładnie przemyślane.

Wiedziałem, że jeśli program Trzydzieści Minut ma wystartować kluczowe będzie ograniczenie kosztów związanych z produkcją. Dlatego zaproponowałem rozwiązanie, w którym producent krótkometrażówki realizowanej w ramach programu nie dość, że nie zarabia na jej produkcji, to jeszcze musi dołożyć 20 proc. budżetu filmu. Reżyser, aktorzy i pozostali członkowie ekipy mieli także otrzymywać minimalne honoraria. To miała być szansa na autoprezentację, a nie na zbicie kokosów.

Znalezienie właściwych partnerów zajęło panu prawie dwa lata.

Każda inicjatywa misi znaleźć swoje miejsce, czas i właściwych ludzi. Dla programu Trzydzieści Minut wszystkie te okoliczności zaistniały podczas Krakowskiego Festiwalu Filmowego w 2006 roku. Przedstawiłem swój pomysł na jednym ze spotkań. Po jego zakończeniu niemal jednocześnie podeszli do mnie Jerzy Kapuściński, wtedy pracujący w TVP Kultura oraz Jacek Bromski, prezes SFP. Obaj uznali pomysł za niezwykle interesujący i zadeklarowali gotowość w wsparcia finansowego tego przedsięwzięcia. Ustaliliśmy też, że powstanie Rada Artystyczna, złożona z reprezentantów szkół filmowych oraz instytucji współtworzących program. Rada miała za zadanie wybierać projekty skierowane do produkcji oraz służyć ich twórcom pomocą udzielaną na każdym etapie realizacji filmu. Ta krakowska rozmowa stała się kamieniem węgielnym programu Trzydzieści Minut. Po dwóch latach funkcjonowania i ogromnym zainteresowaniu ze strony młodych filmowców pogram ten stał się częścią Studia Munka, które objęło swoim zasięgiem także dokument i animację oraz rozpoczęło produkcję pełnometrażowych debiutów fabularnych. Takiego wsparcia dla młodych filmowców zazdroszczą nam ludzie z całej Europy.

Dzisiaj Jerzy Kapuściński jest ciągle związany ze Studiem Munka, pełniąc funkcję dyrektora artystycznego, ale Telewizja Polska ze współpracy niestety się wycofała.
Uważam to za olbrzymi błąd TVP. Wsparcie Studia Munka, a mówimy tutaj o stosunkowo małych kwotach, mieści się z pewnością w ramach działań misyjnych. Decydenci z Woronicza powinni zrozumieć, że pieniądze włożone w edukację, to inwestycja w naszą przyszłość. Jeśli chcemy mieć zdrowe, inteligentne i wrażliwe społeczeństwo, to musimy dbać o twórców, którzy będą w stanie temu społeczeństwu coś wartościowego proponować.

Co uznałby pan za największy sukces Studia Munka?

Bezsprzecznie największym sukcesem Studia jest zbudowanie nowego pokolenia filmowców, nie tylko reżyserów, ale także producentów, operatorów i przedstawicieli innych zawodów. To właśnie dzięki Munkowi ludzie ci mieli okazję pracować po raz pierwszy w profesjonalnych warunkach, z profesjonalnymi ekipami. Studio pozwala rozwijać zawodowe kariery młodych ludzi. Gdyby Studia Munka nie było trzeba byłoby je natychmiast wymyślić. Do udziału w programach aplikuje mnóstwo ludzi. Jak nie dostaną się za pierwszym razem, to wracają z nowym projektem. Studio Munka stało się skuteczną drogą pozwalającą wejść młodym filmowcom na profesjonalny rynek. To pełne twórczego fermentu miejsce, w którym odrodziła się idea Zespołów Filmowych.



Dagmara Romanowska / "Magazyn Filmowy. Pismo SFP", 82/2018  8 kwietnia 2019 07:34
Scroll