Baza / Produkcja
Baza / Produkcja
Ewelina Gordziejuk o animacjach dla dzieci
Rozmowa z Eweliną Gordziejuk, producentką prowadzącą studio EGoFILM
Prowadzisz studio EGoFILM, gdzie twoja praca przebiega na bardzo różnych polach – producenckim, kreacyjnym, promocyjnym.
Jestem przykładem producenta, który mocno angażuje się w każdy projekt od samego początku. Wiele pomysłów wychodzi ode mnie. Tak było chociażby z Wikingiem Tappim, będącym adaptacją książek Marcina Mortki. Ludzie, którzy ze mną współpracują, wiedzą, że muszę sama wszystkiego dopilnować. Dotyczy to w zasadzie każdego etapu: prac nad scenariuszem, muzyką, dźwiękiem, postprodukcją.


Ewelina Gordziejuk, archiwum własne


Z wieloma trudnościami musisz się zmagać od pomysłu do końcowego rezultatu?
Przede wszystkim muszę mierzyć się z tym, że doba jest dla mnie za krótka (śmiech). To mój największy problem. Powinnam być w kilku miejscach naraz, aktywnie działam także w Stowarzyszeniu Producentów Polskiej Animacji. Bo z jednej strony targi, festiwale, spotkania, a z drugiej – problemy natury organizacyjnej, czyli harmonogramy, podział prac. Słodko-gorzkie życie producenta, układanie tych puzzli nie jest łatwe. Niestety, w Polsce nie jest tak, że trafia się inwestor, który pokrywa cały budżet, a serial animowany składający się z 13 odcinków, kosztuje około 2,5-3 mln złotych. To ciągłe łatanie budżetu i zderzanie się z nie zawsze łatwą rzeczywistością. Poza tym, prowadząc studio, nie mogę poświęcać się tylko projektowi, który aktualnie robimy, ale muszę myśleć o kolejnych, by artyści pracujący w studiu płynnie mogli przejść do następnych realizacji.

Bywasz na zagranicznych festiwalach, targach, forach, gdzie prezentujesz polskie filmy animowane. To chyba kluczowe, by móc skompletować budżet?

W Polsce mamy możliwość dofinansowania projektów przez PISF w wysokości do 50 proc., a w przypadku debiutu do 70 proc. Do tego dochodzi TVP, która może wejść wkładem około 5-proc. budżetu. To niewiele, ale jeszcze niedawno telewizja prawie w ogóle nie wspierała finansowo polskich animacji. Pozostałą część producenci muszą znaleźć sami. Często nawet większą, bo rzadko udaje się zdobyć maksymalne dofinansowanie. Jednym z takich miejsc, gdzie możemy szukać koproducentów jest Cartoon Forum oraz Cartoon Movie, jedno z największych branżowych wydarzeń w Europie poświęconych animacji. Przyjeżdżają tam dystrybutorzy, koproducenci, inwestorzy z różnych krajów i im prezentujemy nasze projekty. Działam też w zarządzie SPPA, którego celem jest promocja polskiego filmu za granicą. W tym roku byliśmy na targach w Cannes, skąd wróciłam mocno podbudowana. Ludzie, którzy widzieli nasze stoisko, byli pod ogromnym wrażeniem tego, że u nas powstaje tyle produkcji. Musimy wychodzić poza Polskę, zwłaszcza, że nasze animacje są na wysokim poziomie artystycznym i śmiało możemy konkurować ze studiami z Europy. Szukanie wsparcia poza Polską jest koniecznością.


"Żubr Pompik", EgoFilm

  Czy z twojej perspektywy wiele się zmieniło w tej materii w ostatni czasie?
Dzięki temu, że PISF uruchomił wsparcie filmów dla dzieci, w tym serii animowanych, ten rynek zaczął się rozwijać. W pewnym momencie nie było żadnych dotacji na polską animację dla dzieci. Gdy pojawiły się pieniądze, okazało się, że tych projektów jest coraz więcej. Są producenci, którzy mają pomysły, świadomość wymogów rynku i realizują projekty na wysokim poziomie. Każda sesja obfituje w wiele propozycji. Animowana seria "Mami Fatale", którą współtworzyłam, dostała dotację już na trzeci sezon. To bardzo ważne w przypadku seriali, bo z perspektywy zagranicznego dystrybutora jedna seria, czyli 13 odcinków to zdecydowanie za mało. Chodzi o to, żeby serial został w głowie widza. Im więcej odcinków, tym lepiej. Kilka tygodni temu skończyłam trzynastkę "Żubra Pompika" i już sprzedałam ją do kilku krajów. Wszystko dzięki wspomnianym wyjazdom i możliwości przedstawienia projektów. Pamiętajmy, że jest bardzo duża konkurencja. Żeby ten projekt się wybił, już pół roku temu planowałam premierę kinową, telewizyjną, grę planszową stworzoną na bazie serialu. Bez merchandisingu ciężko dzisiaj cokolwiek sprzedać. Znak czasów. Podobnie jak to, że widz stał się bardziej wybredny, bo działa na niego zbyt wiele bodźców. Poza tym animacja dla dzieci to także odpowiedzialność, dlatego zawsze staram się korzystać z konsultacji psychologicznych. W 2016 roku PISF uruchomił nową komisję i osobną alokację na projekty filmów dla młodego widza i widowni familijnej, która spotkała się z równie entuzjastycznym przyjęciem wśród producentów. W ramach priorytetu twórcy mogą się ubiegać o dofinansowanie projektów pełnometrażowych, w tym animacji. To kolejny krok w rozwoju polskiej kinematografii.

Widzisz dużą dysproporcję, kiedy porównujesz jak się ma animacja w różnych europejskich krajach i Polsce?

Pod względem artystycznym jesteśmy mocni. Nasze projekty wyróżnia wysoki poziom realizacji, stąd zainteresowanie zagranicznych podmiotów. Poza tym mamy ciekawe pomysły i scenariusze, które piszemy z dużą odpowiedzialnością. Wydaje mi się też, że dzieci w Polsce spragnione są nowych bohaterów. Widzę to na warsztatach animacji, które organizujemy dla najmłodszych. Jeżeli chodzi o budżety jesteśmy – niestety – daleko za rynkiem międzynarodowym. Podobnie, jak w przypadku zaangażowania telewizji państwowej, co osłabia naszą pozycję w negocjacjach. Na pewno jest lepiej niż było jeszcze kilka lat temu, ale cały czas zmagamy się z tym, że na rynku znajduje się za mało pieniędzy. Często domykamy budżety własnymi wkładami pracy, honorariów. Średni budżet filmu pełnometrażowego dla dzieci w Europie Zachodniej to 4-10 mln euro, w USA zdarzają się produkcje, które kosztują 150 mln dolarów. Musimy pamiętać, że mamy wielu zdolnych twórców, na całym świecie mówi się o polskiej szkole animacji, dostajemy mnóstwo nagród. Potencjał jest, szkoda byłoby go zmarnować. Inwestowanie w animację wymaga cierpliwości, efekty widać dopiero po latach. A dzieci chcą oglądać polskie bajki.


"Asiunia i jej tato szczęściarz", EgoFilm

À propos, pracujesz teraz nad bardzo ciekawym projektem animowanym "Asiunia i jej tato szczęściarz".
To adaptacja, a jej kanwą jest prawdziwa historia pani Joanny Papuzińskiej. Scenariuszem zajął się czołowy krytyk filmowy Łukasz Maciejewski, któremu ta opowieść bardzo się spodobała. Reżyserem będzie Tomek Ducki, z którym współpracowałam wcześniej przy Łaźni. Do naszej ekipy dołączył też Michał Jacaszek i Radosław Ochnio. Obecnie prezentujemy w PISF-ie efekt developmentu. Obok prac literackich zrealizowaliśmy także trailer, bo on umożliwi łatwiejsze znalezienie przyszłych koproducentów i partnerów. W projekt zaangażowane jest Muzeum Powstania Warszawskiego. Tłem tej opowieści jest wojna i powstanie warszawskie, ale w tej całej opowieści konflikt zbrojny jest na drugim planie. Skupiamy się na tym, co przeżywa dziecko w tak bezwzględnych okolicznościach. Cała historia opowiedziana jest z punktu widzenia pięcioletniej dziewczynki, której głosu użyczyła Danuta Stenka. Ogromnie cieszy mnie fakt, że na tak wczesnym etapie, podczas targów w Cannes, udało mi się pozyskać międzynarodowego dystrybutora.                                         


Kuba Armata / "Magazyn Filmowy. Pismo SFP" 70, 2017  17 marca 2018 13:14
Scroll